Będąc przejazdem w Licheniu zatrzymałam się na parkingu przy Lesie Grąblińskim. Obok znajduje się Dom Pielgrzyma Nazaret. Przy wejściu do niego zauważyłam bawiące się małe kociaki. Za chwilę usłyszałam przeraźliwy koci płacz. Okazało się, że dochodzi on ze studzienki kanalizacji deszczowej. Zaalarmowałam panią z recepcji by sprowadziła pomoc. Pani początkowo niefrasobliwie odrzekła, że kociaki tam wskakują i wyskakują, więc nie ma problemu

Miałam zamiar zaczekać, by sprawdzić, czy pomoc rzeczywiście przybędzie i jakie będą rezultaty, ale niestety, nie podróżowałam sama, lecz z moją Ciocią lat 80 + poważnie chorą na serce. Po pewnym czasie Ciocia bardzo źle się poczuła (na co z pewnością miała wpływ sytuacja - Ciocia też jest miłośniczką kotów), więc w obawie przed dalszymi konsekwencjami musiałam odjechać. Przed wyjazdem poprosiłam inne osoby będące na parkingu o dopilnowanie sprawy, a panią z recepcji postraszyłam, że jeśli nie pomogą to nagłośnię sprawę. Zasugerowałam również by jakoś zabezpieczyć te otwory, przez które kotki i inne zwierzęta mogą się przedostawać do kanalizacji.
Niestety nie wiem jak to się skończyło. Obawiam się, że dla tego malucha było już za późno. Ale przynajmniej chciałabym, by ktoś będący na miejscu dopilnował zabezpieczenia tych niebezpiecznych otworów. A swoją drogą w ogóle życie tych kotków na tak ruchliwym parkingu jest bardzo niebezpieczne.
Ja niestety nie jestem w stanie samodzielnie tego dopilnować, gdyż jestem zbyt daleko. Gdyby ktoś będący bliżej zechciał zadziałać, to służę wszelką pomocą.