(nowe informacje w poście z 21 maja, patrz trochę niżej)Witajcie,
zacznę od tego, że moja kotka Lawenda ma nieco ponad 8 miesięcy i jest moim pierwszym kotem, stąd moje doświadczenie jest nikłe.
Problem zaczął się niewinnie od tego, że kotka przestała wskakiwać na krzesła, łóżka, itd. przyczajała się do skoku ale z niego rezygnowała. Początkowo stawiała przednie łapki na np fotelu, teraz nawet tego nie robi. Później zaczęła dziwnie chodzić, na lekko sztywnych jakby delikatnie rozkraczonych tylnych łapach, zarzucając trochę dupką. Obmacałam ją, i wydawało mi się, że może ją trochę boli łapka tylna, podkurczała ją trochę i była niezadowolona z obmacywania. Później okazało się, że to brzuszek ją boli. Dziwaczność chodu się pogłębiła, przy gotyku brzucha gotowa była syczeć na mnie, co jej się nie zdarza, chwytała mnie za rękę ząbkami. Trudno jej było drapać drapak, przy jedzeniu tylne łapki jej się rozjeżdżały, nie mogła utrzymać równowagi, żeby się podrapać tylną łapką za uchem albo ją wylizać, w ogóle mniej czasu i uwagi poświęcała higienie.
No i tak 30 kwietnia pojechałam z nią do weta, do przychodni polecanej przez znajomych, którzy leczyli tam psa na raka. (Elbląg, Luks i spółka).
Pierwszy wet jaki nam się tam trafił zbagatelizował fakt, że kot nie wskakuje na przedmioty, radził się z tego cieszyć o.O Zmierzył temperaturkę, ponoć była lekko podwyższona (później się okazało, że normalna, albo przynajmniej tak wpisał do komputera).
Po obmacaniu kotka i wysłuchaniu naszych opowieści stwierdził, że to prawie na pewno syndrom urologiczny, mówił, że kot pewnie do końca życia będzie na odpowiedniej diecie, żeby się nie wytrącały kryształy albo cośtam. kazał przywieźć mocz do badania. Dał sterydowy i niesterydowy przeciwzapalny zastrzyk, ogółem trzy zastrzyki, z czego jeden nie wiem czym był, później się okazało, że przeciwbólowy.
Ja zasugerowałam badanie krwi, bo kot nigdy nie mial robione, a skoro już tam byłam to czemu nie, może coś by to podpowiedziało.
Wet powiedział, że nie ma sensu u tak młodego kotka ale się uparłam. Poczekał na kolegę, który kotka przytrzymywał i pobrał krew, bardzo sprawnie i szybko mu to poszło, kot nie protestował. Wyniki w normie. Wet wykluczył przyczyny neurologiczne.
Pojechaliśmy do domu, uzbrojeni w strzykawkę z poleceniem złapania moczu. Mialam nasypać odrobinkę żwirku do kuwety gdzieś w rogu i liczyć, że kot się na to nabierze i załatwi na prawie goły plastik. i tak się stało :p No ale teraz wiem, że najlepiej łapać mocz bezpośrednio z kota, jak sobie właśnie leci. ja zebrałam z kuwety, a wcześniej jej nawet nie wyparzyłam, nie wpadłam na to. Ponadto schowałam ten mocz do lodówki i dopiero po paru godzinach pojechaliśmy z nim do weta, a jak się okazuje mocz jest przydatny do badania tylko kilka godzin.
Kotu się pogorszyło w tym czasie, ciężko jej było wejść do kuwety, tylne łapki jej przy tym przeszkadzały, a jak się przypadkiem przewróciła na bok próbując się wylizać, to miauczała i syczała z bólu. Ból sprawiał jej najlżejszy dotyk w tylnej połowie ciała, nawet głaskanie.
Tak więc oprócz moczu zabrałam też kota do weta, bo byłam już bardzo poważnie zmartwiona.
Tym razem trafił nam się inny wet. Od progu zapytał czemu nie zawieźliśmy moczu do laboratorium przy szpitalu (ludzkim), bo u nich tylko cztery parametry można określić. No ale wziął mocz i po krótkiej walce z urządzeniem zbadał go. Wyszło ph nieco podwyższone (6,5) i leukocyty (500). Ale są dwa ale. Pierwsze ale jest takie, że mocz leżał kilka godzin w lodówce,a drugie, że to aparat na paski, więc się podobno nie nadaje do określania liczby leukocytów w moczu kota. wet uczulił, że wyniki moczu nie są poprawne i trzeba by go zawieźć do ww labu na poszerzone badanie ale później stwierdził, że to nie jest takie konieczne. Obmacał kota, zapytał czym karmię (nie suchą) i czy odkłaczam (w swej głupocie nie odkłaczam, bo nie było najmniejszych symptomów zakłaczenia). W końcu zrobiliśmy RTG. A na nim wyszło, że kot ma gazy i masy kałowe w jednym miejscu w jelicie. Wet pokazał mi zdjęcie RTG, znacznie mnie to uspokoiło, lepiej walczyć z wrogiem, którego się widziało na własne oczy.
Położył kota na boku (kot bardzo syczał, bo go ta pozycja boli) i zrobił lewatywę. z kota prawie nic poza wodą nie wypłynęło.
Wet zlecił zakup laktulozy i wysłał do domu. Pytał też czy mam gruszkę do lewatywy i żeby jeszcze kotu zrobić. a i jeszcze kazał dawać gerberki z kurczakiem bez warzyw. Kupiłam w drodze powrotnej duphalac z laktulozą. Zaaplikowałam kotu 2ml. kot się załatwił na rzadko, wydalając przy tym gazy. Generalnie niewiele tego urobku
na noc podałam jeszcze jedną dawkę duphalacu, była jeszcze jedna malutka kupa, na wpół rzadka. generalnie dość ciemna.
następnego dnia było trochę lepiej, kot nieco mniej pokracznie chodził, mógł się umyć, a nawet położyć w miarę normalnie. Brzuch nadal tkliwy. I tak po wypróżnieniu nieco lepiej, normalniej chodzi a potem wraca do tego samego. Pech chciał, że teraz długi weekend :/ apteki całodobowej nie ma w moim mieście, dyżury do 22 ledwie. pojechałam rano 1 maja kupić parafinę ale wszystko było zamknięte, dawałam więc tylko duphalac, nie za dużą dawkę, nie za często (3 razy na dobę po 2-2,4ml), a 2 maja kupiłam parafinę, łącznie przez cały dzien podałam raz 2ml, raz 2,4ml, raz 4ml i aż do nocy ta parafina z kota nie wychodziła). w międzyczasie była mała kupka, trzy dosyć suche bobki. przy takiej ilości środka rozluźniającego kupę i gerberkopodobnej diecie, złożonej z gotowanego kurczaka zmiksowanego z gotowaną marchewką i niedużą ilością ryżu, kupy powinno być więcej i dużo luźniejszej.
Nie wiem już co robić. Kotek się męczy, nie może przybrać wygodnej pozycji do spania. Apetyt ma więcej niż dobry, nie jest apatyczna, osowiała, poza dziwnym chodem i bolesnością brzucha wszystko wydaje się w porządku. na RTG pęcherz był ledwo zaznaczony, więc ten drugi wet powiedział, że to nie to. Zostaje jakaś masa w jelitach. Skoro wet określił, że to są gazy i masy kałowe a nie tylko jedna zwarta masa to ja już nie wiem.... Myślę o zakłaczeniu, może to kula włosowa, skoro kot się nie odkłaczał. dziś rano moja mama wzięła kota na chwilę do ogrodu, a pierwsze co Lawenda zrobiła to było skubanie trawki, co też mogłoby sugerować zakłaczenie.
Co robić? mieliście takie sytuacje ze swoimi kotkami? szczególnie ten dziwny chód i bolesność brzuszka, niemożność przybrania dowolnej pozycji wydają mi się charakterystyczne. Do weta mam 30 km (na stałe mieszkam w Poznaniu ale teraz jestem w domu rodziców niedaleko Elbląga), nie chcę tam jeździć co 5 minut jak to kwestia przytkania. Chciałabym spróbować jakoś to u kotka rozwiązać sposobami naturalnymi, boję się, że wet zasugeruje rozwiązanie chirurgiczne, a tego za wszelką cenę chciałabym uniknąć. Kota i kuwetę obserwuję uważnie.
podawać jeszcze parafinę? Ile? boję się przesadzić, czytałam, że upośledza ona wchłanianie. duphalac działa rozmiękczająco na kupę ale jeśli to kula włosowa to czy on coś pomoże? Dawać kotu jeść czy może głodówka byłaby wskazana?
wszelkie rady i sugestie mile widziane