Zamiast artykułu wstępnego . Kim jest Jola Dworcowa .
Na forum miau.pl jednym z największych forów społecznościowych w Europie zajmujących się problemami kotów w Polsce ukazała się w temacie „ Domowe i Bezdomne Koty Joli Dworcowej Pomóżcie Je Nakarmić „ wypowiedź osoby o nicku babuszka zwróciła moją uwagę na to , że niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego kim jest Jola Dworcowa .
Jola Dworcowa to rocznik czterdziesty + , już od najmłodszych lat jej pasją były koty . Z nimi czuła się znacznie lepiej niż w towarzystwie rówieśników . Wiedzę pochłaniała z książek i od zaprzyjaźnionego z jej rodzicami weterynarza . Od najmłodszych lat marzyła o zawodzie weterynarza , niestety w Łodzi tego kierunku nie było a na wyjazd z domu rodzice nie wyrazili zgody . Pamiętajcie , że to były zupełnie inne czasy . Większość społeczeństwa starała się wykształcić synów , wiadomo córka wyjdzie za mąż , będą dzieci i skupi się na rodzinie .a nie karierze zawodowej .Inwestowanie w jej wyższe wykształcenie pieniędzy jest bez sensu , no chyba że jest się dostatecznie bogatym , żeby je wyrzucać . Wyjazd córki poza miejsce zamieszkania , samej bez opieki i nadzoru rodzica bądź bliskiej krewnej przekraczał wyobraźnię większości rodziców . Dodatkowo kierunek przy którym Jola się uparła nie cieszył się prestiżem , kojarzony z ciężką pracą fizyczną wręcz w gnoju , a nie w sterylnym gabinecie , powszechnie uważany był za właściwy dla mężczyzny dla kobiety nie było w nim miejsca . O tym , że można wyjechać bez zgody rodziców , zakładając im sprawę o alimenty nikomu z tego pokolenia nie przyszło do głowy . Dodatkowo prawo rodzinne i karne było tak skonstruowane , że za wszystkie przestępstwa czy wykroczenia , które dokonały dzieci będące na utrzymaniu rodzica odpowiadali rodzice , nawet jak te dzieci miały formalnie 18 lat i dowody osobiste .
Jola pogodziła się z losem , zajmowała się kotami pomagając w gabinecie weterynaryjnym . Asystowała przy operacjach i sterylizacjach , z czasem wykonywała pracę pielęgniarki weterynaryjnej a po kilku latach felczera , przyuczonego do zawodu .
To był taki w naszym dzisiejszym rozumieniu wolontariat , dodatkowo Jola pracowała na etacie i założyła rodzinę . Cały czas pomagała okolicznym dzikim kotom . Tak jak jej mistrz i ona widziała konieczność ograniczenia populacji wolno żyjących kotów przez sterylizację oraz zapobieganie chorobom zakaźnym przez szczepienia i leczenie . W gabinecie gdzie pomagała wykonywano te zabiegi społecznie , darmo z zachowaniem wszelkich standardów obowiązujących dla kotów , za które płacili właściciele . Nie robiono różnicy między kotami „ płacącymi „ a tymi bez opiekunów . To była komuna , nie miał sensu wyścig szczurów po majątek i prestiż , bo w majestacie prawa równano wszystkich np. słynnymi domiarami . Część szczepień , np.. przeciw wściekliźnie refundowało państwo i były za darmo . To nie była taka plaga bezdomnych kotów jak obecnie , tak wiele ich nie było . Jak większość kobiet ma męża i córkę , ale marzeń i celu życia nie zmieniła – to pomoc i szukanie domów dla bezdomnych kotków, pozostał ten sam jak w wieku 16 lat . Jednak upływały lata , zmienił się system , a problem zamiast maleć narastał . Biedni ludzie , a takich jest w naszym mieście większość , mając do wyboru opłacenie weterynarza dla kota czy czynszu , wybiorą czynsz . Jest to zrozumiałe , nikt nie chce mieszkać pod mostem , a przykładów eksmisji na bruk w każdym bloku jest sporo . Tak :chore , stare i ciężarne kotki lądują na ulicy .
Przebudowa miasta też przyczynia się do utraty siedlisk i bezdomności zwierząt . Nowe wzięte na kredyty mieszkania i meble to nie miejsce dla kota , bo zniszczy , podrapie nasiusia na cenne graty, na które będą ich właściciele pracować całe dorosłe życie .
Powstają fundacje i wiele innych zajmujących się kotami a problem wciąż narasta .
Dodatkowo ze zmianą władz miasta zmieniają się urzędnicy zajmujący się miejskimi kotami , to już nie ci pasjonaci współtwórcy „ Ustawy o ochronie zwierząt „ - tylko normalni pracownicy etatowi dbający o „stołki „.
Powoli odchodzą ze stanowisk na emerytury ludzie , którzy znali i współpracowali z Jolą .Umiera właściciel gabinetu weterynaryjnego , gdzie wiele lat pomagała Jola . Tym nowym ona jest zbędna , pomaga za to wielu znajomym , którzy od lat mają do niej zaufanie . Teraz bezdomne koty zamiast dochodzić do zdrowia w klinice , znajdują azyl u Joli . Ona nie godzi się ze standardami z przetargów miejskich , kot po sterylce nie może być wypuszczony na ulicę , potrzebna jest rehabilitacja a przed sterylką ocena zdrowia kota . Swoim postępowaniem protestuje przeciw instrumentalnemu , przedmiotowemu traktowaniu kotów . Tylko co może starsza pani , jak ci startujący w przetargach są oceniani wyłącznie na podstawie najniższej ceny za zabieg . A jednak może , koty które złapała są sterylizowane za jej prywatne pieniądze w gabinecie do którego ona ma zaufanie i gdzie doskonale wiedzą , że Jola ma znacznie większą od nich wiedzę zarówno praktyczną jak i teoretyczną . Powoli Joli mieszkanie zamienia się w filię kliniki weterynaryjnej , bo przecież nikt darmo nie będzie hospitalizował zwierząt . Jola też tego nie wymaga , dodatkowo biega po znajomych pomagając w : zastrzykach , kroplówkach , podawaniu leków i pielęgnacji dla chorych kotów – wszędzie tam gdzie opiekunowie tego nie potrafią lub koty są „ nieobsługiwalne „ . To termin , który dla Joli nie istnieje . Adopcje od niej są pewne , ludzie sobie jej adres przekazują – tu nie ma kłopotów z kotami w nowych domach a i pomoc jest o każdej porze dnia i nocy .Lata płyną , Jola przechodzi na emeryturę , jej pokolenie odeszło z pracy i fundacji . Dla nowych niczym nie różni się od innych zwariowanych na punkcie kotów starszych pań , których trzeba się czym prędzej pozbyć . Reklamy nie uprawia , na fora społecznościowe nie ma czasu , a internet to dodatkowy wydatek . Również nie epatuje społeczności kociarzy chorymi i kalekimi kotami . Trudno żeby jej podopieczni wzbudzali u kogokolwiek litość , z wyglądu to wszystkie w wystawowej formie i nie tak sobie ludzie wyobrażają biedne zdziczałe kotki . Emerytura to jednak nie pensja , zaczynają się kłopoty finansowe . Z upływającymi latami w domu Joli pozostają kotki nieadopcyjne – takie które mogą sprawić swoim zdrowiem lub zachowaniem problemy w domu stałym . U Joli one żyją długo , walczy o każdego z doskonałym skutkiem , to dlatego u niej jest sporo nieadopcyjnych – ich długość życia to ponad 10 lat .
Dodatkowo przybywa jej obowiązków z karmieniem bezdomnych i miejskich kotów . Znajome karmicielki się starzeją i brak im sił – nowych chętnych brak to Jola przejmuje ich obowiązki – kotki nie mogą umierać z głodu a nowych siedlisk dla nich brak . Karmicielki otrzymywały pomoc z Urzędu Miasta , a Joli tam nie znają , zresztą gdyby podała rzeczywistą ilość kotów wolnożyjących , które pielęgnuje to nikt by nie uwierzył , to i miejskiej karmy jej brak .
W dwóch fundacjach działających w Łodzi pracują osoby , które znają i bardzo cenią Jolę . Tam na kontach utworzono subkonta na pomoc kotom pod opieką Joli . Nie wiem jak na to patrzą zarządy fundacji , pewnie niezbyt dobrze . Z powodu braku autoreklamy Jola nie jest znana w kręgach łódzkich prokocich działaczy , lub wygodnie udawać , że się jej nie zna .
Jej osiągnięcia z ostatnich miesięcy to :
pełna eliminacja chorych i niekastrowanych kotów na Dworcu Łódź Kaliska – wszystkie wyłapane wykastrowane i wyleczone . Zdrowe wróciły do swojego siedliska .
znalezienie nowych siedlisk i przesiedlenie kotów z okolicy budowy Dworca Łódź Fabryczna .,
Za samo to należy jej się przynajmniej medal od Prezydenta Miasta .Resztę opisują dziewczyny na blogu „i kto tu mruczy” i na Facebooku .
Jedna osoba , prawie bez wsparcia z zewnątrz , po cichutku przez 40 lat zajmuje się kotami w stopniu , o którym jolabuk5 pisze „
Żadna fundacja w pojedynkę nie uniesie ciężaru finansowego, jaki jest związany z działaniami Joli. No i druga sprawa - Jola jest osobą samodzielną i pewnie z trudem znosiłaby wtrącanie się fundacji w jej decyzje - a z takim wtrącaniem trzeba się liczyć, jeśli ktoś daje pieniądze.
Joli doświadczenia w opiece nad kotami chyba nie da się porównać z doświadczeniem większości kociolubów - długość i masowość jej działań jest nie do pobicia, Jola naprawdę WIE, co robić. Ale z pewnej odległości - właśnie takiej "fundacyjnej" (albo takiej, jaką można wyczytać w poście babuszki) - jej działania mogą się wydawać niewłaściwe. Mimo to - oczywiście - warto popróbować. Tylko jakoś żadna fundacja się nie wyrywa do pomocy. Pomaga Kotylion Viva (udostępnia konto, na które można wpłacać pieniądze na koty Joli na fb
https://www.facebook.com/events/1519923768224870/ ), robił aukcje cegiełkowe;
pomaga łódzki oddział For Animals (też można im wpłacać na konto z dopiskiem że dla kotów Joli dworcowej), np. umieszcza na swoich listach karmicieli, dzięki temu udało się uzyskać dla Joli kotów karmę z Urzędu miasta. Ale wszystkie fundacje mogą dać tyle, ile ludzie im wpłacą na Joli koty. Czasem to jest 200 zł w miesiącu - czasem więcej - a często mniej...
Pomagają też fundusze na miau.pl - Fundusz Immunologiczny, Pakt Czarownic, teraz Fundusz Onkologiczny ma wspomóc Maćka... Zdarzają się bazarki na rzecz Joli kotów, albo pieniądze przekazują zwycięzcy konkursów forumowych. I tak się to jakoś kręci. Tylko trudno cos zaplanować, bo regularnych wpłat jest mało. Całe szczęście, ze ja mam teraz emeryturę, a jeszcze pracuję i zamiast odkładać pieniądze na gorsze czasy - finansuję, ile się da. Ale jak długo tak mi się uda - nie wiadomo.
Ostatnio edytowano Nie kwi 12, 2015 13:51 przez jolabuk5, łącznie edytowano 1 raz .
Trzeba pochylić głowę nad jej działalnością .
Wszyscy się starzejemy i brak nam sił i zdrowia z wiekiem , ale brak akceptacji i przyszłości dla tego czemu poświęciliśmy całe nasze życie jest zabójcze . Jola nie ma komu przekazać swojej wiedzy i obowiązków . Dodatkowo panicznie boi się , że jej koty nieadopcyjne zostaną przeniesione za tęczowy most jak jej się coś złego przydarzy , mimo iż przed nimi jeszcze wiele lat dobrego życia w domu , który wie jak z nimi postępować . Tylko takiego brak . Ona sama nie na kiedy się leczyć , bo wśród jej znajomych wszyscy są w podobnej sytuacji a nowej krwi brak . No i te wieczne długi i brak pieniędzy na wszystko , bo żywe stworzenia muszą jeść , a chore zostać wyleczone - to ją dobija .