W nocy, na drodze czołgała się po drodze, rozpaczliwie krzycząc o pomoc

Kitusia była tak wycieńczona i wyziębiona, że dziewczyny myślały, że umiera, a ona po prostu zasnęła w ciepłym aucie.. W lecznicy (mimo przejechania 25 km w nagrzanym aucie w kocyku)- temperatura niemierzalna, czyli biedactwo długo czekało na pomoc, mijana prze kolejne auta, przecież nikt się nie będzie pochylał nad kotem...
Renata próbował szukać pomocy- pan spod nr 112 też próbował, niestety nikt nie mógł, lub nie chciał pomóc, a policjant poproszony o pomoc rzucił ze złością "głupia pani jest, jakiegoś kota ratować!!"
I tak w końcu dziewczyny zadzwoniły do mnie


Dziś rano- żyje, ale stan jest ciężki.
Fragmenty z opisu od weta:
"rana ok 0.5 cm i druga mniejsza na udzie"
"złamanie kości udowej lewej w 1/3 długości, skośno- spiralne z odłamem pośrednim"
"wieloodłamowe złamanie miednicy..."
"odma podskórna przerwanie ciągłości powłok brzusznych po stronie lewej"
Do tego- bardzo podwyższony ALT (pourazowe), podwyższony nieco mocznik, obniżone parametry czerwonokrwinkowe....
W tej chwili kiciunia w lecznicy walczy o życie, jeśli będzie ok, to powtórka badań krwi i w miarę możliwości operacja, być może więcej niż jedna.....
Sama operacja miednicy i nogi to koszt ok 1500 zł, do tego operacja brzuszka, pobyt w klinice- minimum 3 tysiące


Kituszka jest zdecydowanie domowa, kochana, młoda (może ze 2 lata, może mniej), wczoraj, mimo ciężkiego stanu wsuwała mi łepek w dłoń mruczała i przytulała się... walczy, chce żyć
