Już po "egzekucji" Gustawkowych jąderek. Są dla nas stracone, zostały u weta.
Droga do weta była nieciekawa, bo Gustawek płakał przez całe 18 km. Jak kiciałam , to przestawał. Na miejscu chwilę poczekaliśmy na chirurga, potem pielęgniarka nas zawołała, doktor zbadał wiewiórka mojego i zanim się obejrzałam dał mu w pupinkę zastrzyk. Gustawcio tylko miauknął i wylądował u mnie na rękach do zaśnięcia. Ponosiłam go chwilkę (bez głaskania, bo głaskanie wybudza), a gdy już spał przyszedł doktor i zabrał go na zabieg. Kazali mi iść na kawę, a jak kić się wybudzi, obiecali zadzwonić. Wróciłam o 20.00. O 20.30 pielęgniarka wyszła i powiedziała, że wszystko przebiegło prawidłowo, a Gustawek jest już wybudzony i czeka w transporterze. Siedziało moje kochanie całe skołowane, skulone z miną napuszonego pawia. Trzecie powieki mu było widać...Wet powiedziała, że to normalne po znieczuleniu i do rana ustąpi. Powiedziała też, że :
-mogę mu dać pić po powrocie, ale pewnie nie będzie chciał, bo dostał kroplówkę z NaCl,
-jeść ma dostać rano,
-leki przeciwbólowe będą działać do niedzieli,
-nie przemywać rany, nie dotykać miejsca po zabiegu (ma pod ogonem srebrną plamę - czy to zejdzie z furta????),
-ma zrobić siku w ciągu 24 godz, należy się niepokoić, wtedy gdy kot nie będzie chciał pić i jeść dłużej niż dobę i gdyby nie sikał dłużej niż dobę,
-o 30% ograniczyć ilość podawanej karmy, dawać mokre, ograniczyć suche jedzenie, unikać ryb, dawać karmę dla kastratów.
Jak wracaliśmy do domu siedział sobie cichutko, miauknął może ze dwa razy. W domu włączyła mu się szwendaczka. Nawet za bardzo się nie zataczał, tylko tylne łapki miał sztywne i stawiał drobne kroczki. Jak tylko przysiadł to Orbiś od razu się wziął do lizania Gustawkwego futra. Orbiś zachowywał się jak uosobienia współczucia.
W nocy Gustawek spał spokojnie. Nie zamykałam go w transporterku, bo płakał, jak był zamknięty... A rano obudziły mnie, jak zwykle to bywa, odgłosy walki. Gustawek mordował mojego kapcia, to jego największy wróg
Nie wiem dlaczego, bo to zwykły, zupełnie nieagresywny "kroks", obecne dość mocno pogryziony zębami.
Głodny był Gustaw bardzo: śniadanie wciągnął w dwie minuty (pół puszki cosmy). A potem, jak zwykle była zabawa w ganianego z Orbisem, z tupaniem i wrzaskami. Na karate nie pozwoliłam. Zabroniłam też dzieciom noszenia Gustawka.
Muszę uważać, żeby go nie utuczyć. Mam jeszcze spory zapas karmy dla kociąt. Wet mówi, że pozom hormonów płciowych we krwi będzie powoli spadał i przez najbliższy miesiąc mogę Gustawowi dawać kociakowe jedzenie, a potem już nie, bo ono zawiera za dużo białka. Tyle, że Gustawek nadal rośnie...W tej chwili Gustawek chodzi i śpiewa swoje godowe pieśni. Z czasem kuwetka ma odzyskać wcześniejszy zapach... Pewnie wtedy zacznie się sprawa z Orbisem
Dzięki za kciuki