głupio mi pisać z prośbą o pomoc bo dużo ludzi potrzebuje pomocy ale...
ale nie potrafię odmówić kociakowi walczącemu o życie...
zacznę od początku - wczoraj koło 21:00 zadzwonił do mnie chłopak - od naszego wspólnego znajomego dowiedział się, że zajmuję się kotami wziął więc do mnie telefon i zadzwonił mówiąc że ma małego kota, który się przypałętał, kotu coś jest ale on się na kotach nie zna i musi się go jak najprędzej pozbyć, powiedział, że na jego osiedlu jest sporo kotów i przez to stały się już szkodnikami i on sam złapał już i wywiózł kilka na wieś
ten o którym mi mówił napatoczył mu się bo jakiś pies go napadł i poturbował (jak się dziś okazało kociak stracił oko), koleś cały zadowolony z siebie stwierdził, że ma miękkie serce i dlatego zamiast go utopić !! zadzwonił do mnie i że mam natychmiast zrobić coś z tym kotem bo inaczej od go zabije
ledwo udało mi się go przekonać, że musi mi dać przynajmniej z 20 godzin na znalezienie rozwiązania... chłopak miał generalnie postawię roszczeniową - mam problem i musisz go natychmiast rozwiązać bo inaczej kociak zginie
po 21:00 gorączkowo zaczęły się poszukiwania domu i udało się ale tylko na dwa dni
znajoma która opiekuje się ulicznymi kotami przekonała ciocię by przechowała kocurka, ciocia się zgodziła ale w czwartek wieczorem wyjeżdża i kot do popołudnia musi zniknąć z domu po powrocie ciocia może go znowu zabrać do siebie i to na dłużej ale te dwa tygodnie trzeba gdzieś zbunkrować kota
i tu zaczynają się schody - znajoma nie może go zabrać bo ma u siebie maluszki z ulicy, które też ledwo odratowała, one nie są szczepione a kocurek (jak się dziś okazało po wizycie u weta) ma koci katar, zaawansowane zapalenie płuc (z wodą w płucach) oraz uszkodzone oczko, które będzie do usunięcia
ja nie mogę zabrać bo moja mała dwa dni temu była sterylizowana poza tym mam kategoryczny zakaz od męża zresztą kot wymaga domu bez innych kotów i to takiego, gdzie podadzą mu leki i dwa razy dziennie zapuszczą krople
jeśli w ciągu dwóch dni nie znajdzie się dom są tylko dwa rozwiązania
1. schronisko (a to praktycznie wyrok śmierci)
2. prywatna klinika, która jednak kosztuje i tu nie byłoby jeszcze problemu gdyby nie fakt, że do tej kliniki w niedzielę przewiozłyśmy rudzielca w krytycznym stanie ze schroniska (o rudzielcu jest oddzielny wątek na forum), wraz z kulką złożymy się na pobyt i leczenie rudzielca, znajoma zapłaciła za weta, leki i w czwartek zapłaci jeszcze za odpornościowy zastrzyk co w sumie już będzie sporo
nie mam pojęcia jak policzą w Dolwecie za rudzielca kiedyś jak zawoziłam koty (wtedy też pewnie pamiętacie zbierałam na leczenie małej tricolorki) przy kolejnych kotach brali już tylko za leki ale potem stosunki się bardzo ochłodziły (o tym też pisałam na forum) i nie miałam już móżliwości wozić tam kotów teraz szlaki ponownie przetarła kulka i chwała jej za to!
obawiam się jednak, że tym razem policzą normalnie tj. 20 zł za każdą dobę + leczenie - jeśli tak to po zapłaceniu na rudzielca nie będziemy w stanie zapłacić za maluszka
a malec najwyraźniej chce jednak żyć bo znajoma zadzwoniła niedawno by podzielić się radością, że je, ma apetyt, bardzo ciężko oddycha ale widać, że walczy a wetka powiedziała, że jak przeżyje najbliższe dwa dni to już nie będzie zagrożenia życia
w ogóle ten maluch ma niecałe dwa miesiące, ma biało-czarne futerko, jest kocurkiem i wprawdzie go nie widziałam ale ponoć jest bardzo ładnym kotem i nawet po usunięcku tego poszarpanego oczka będzie bardzo ładny... znajoma mówiła, że ma dłuższe niż normalnie futerko
ech co tu gadać - potrzebujemy bardzo Waszego wsparcia i naprawdę liczy się każdy grosz bo każdy dzień w Dolwecie to dzień więcej na szukanie domu i większa szansa na przeżycie
sorry trochę długaśne wyszło ale i sprawa dość pilna, dla tego malucha to kwestia być albo nie być