Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt paź 17, 2014 12:05 Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

To mój pierwszy post na miau - dzień dobry Państwu i miau wszystkim forumowym kociakom.
Będzie długo - bo problem jest złożony, a ja gadatliwa.
Chciałabym opisać sytuację, jaka przydarzyła mi się w związku z dawno zaplanowanym dokoceniem, które niestety nie poszło do końca po mojej myśli. Z góry zastrzegam, że mam absolutną świadomość popełnionych błędów i zaraz do wszystkich się przyznam. Proszę o radę - właściwie w kategoriach moralnych, mniej praktycznych. Ale może na początek opiszę sytuację.

Model rodziny 2+1+1 - dwoje dorosłych, dziecko i kot.
Mąż - marynarz szos, kierowca rzadko w domu spotykany.
Córa - dwulatka, wychowana w sumie przeze mnie i naszą Kotę, bo mąż - jak wyżej.
Kota - jakbym powiedziała o niej, że jest "w typie", to pewnie już by się do mnie nie odezwała, brytyjka od nosa do ogona, przyszła pewnego dnia na naszą wycieraczkę i już została. Prawdopodobnie wyrzucona przez jakiegoś zasmarkanego rozmnażacza-dorobkiewicza. Jest z nami od pięciu lat, ze stoickim spokojem przyjęła pojawienie się Córy na świecie. Z równie stoickim spokojem podeszła do przeprowadzki, która przywiodła nas do Brodnicy. Doświadczenia z innymi kotami - były. Zdarzało nam się przechowywać wakacyjnie różne znajome ogony, ze strony Koty - pełna tolerancja, co najwyżej brytyjska rezerwa.
No i ja - akurat w tej historyjce Jenot-Bandyta, czarny charakter, wioskowy głupek. Dlaczego wylewam to na forum, zamiast pójść do kumpelasi i się wyżalić? Nie mam kumpelasi. Lubią mnie koty i niektóre dzieci, z nawiązywaniem kontaktów towarzyskich jest już gorzej.
Jak zostałam wioskowym głupkiem?

1. Dokacamy? Dokacamy.
Kontakty z kotami urlopowymi urwały się po przeprowadzce. Znajomi do miziania w czasie nieobecności weekendowych - też.
Zrobiło nam się blisko do teściów, a że wnusia, tralalala, kto udziadkował swoich rodziców - ten wie, częstotliwość weekendów spędzanych na wsi wzrosła. Teściowie z takim stosunkiem do zwierząt, że nie narażam Koty na słuchanie o nich, a co dopiero kontakty. Postanowiliśmy się więc dokocić, może nastąpiłoby to wcześniej, gdybyśmy się wcześniej nie doludzili córą. Z uwagi na wcześniejsze doświadczenia - stanęło na kocie względnie dojrzałym, takich całkiem dzieciaków Kota nie lubi, za dużo halasu i zamieszania.
2. Szukamy rozsądnie i cierpliwie? W teorii.
Miał być tak, że szukamy kocurka, kastrata, powoli i z rozwagą. I było. Do momentu, kiedy dostałam "cynk", że jest takie ogłoszenie. Kocie ogłoszenia powinny być pozbawione zdjęć. Zobaczyłam i zakochałam się od pierwszego. Głupio. Bo to kotka, co może utrudnić proces. Bo - sami Państwo wiecie. No głupio.
3. Wywiad.
Dzwonię. Wydaje mi sie, że jest ok. Pani udziela informacji - ja zadaję pytania. Pani zadaje pytania - ja odpowiadam. Teoretycznie sielanka, tylko że...
Pani nie odda kotki na wieś. Ok. Dom jest niewychodzący.
Kotka przyzwyczajona do innych zwierząt i dzieci. Ok.
Pytam czy zdrowa, odrobaczona, szczepiona? TAK. (punkt kluczowy)
Wyjaśniam warunki, tłumaczę jak mogę kotkę odebrać, jak wygląda kwestia zabezpieczeń w domu.
Pani jest zadowolona. Odda kotkę.
Dlaczego kotka jest do oddania? I tu zaczynają się schody.
Pani ma malutkie dziecko. W domu jest jeszcze jeden kot i pies. Pani się boi o dziecko? a może o drugiego kota? trudno powiedzieć, bo tłumaczenie jest zawiłe i niezbyt jasne. Kotka jest zazdrosna/boi się dziecka/dominuje drugiego kota. Mam w głowie cały czas wielkie, prawie ludzkie oczy kici ze zdjęcia. Ona tak patrzy, a mi w tej historii zaczyna brzydko coś pachnieć.
Pani na fali zachęcania mnie do wzięcia kotki opowiada, że kicia jest w połowie rasowa, że niemal norweżka, że mieli po niej kociaki(!!!), które się szybko rozeszły, bo długowłose i w ogóle. Po moim stwierdzeniu, że "nie zamierzam rozmnażać i jestem przeciwnikiem hodowli", ton zmienia się na "Pani ratuje koty i już dużo oddała". Robi mi się ciemno przed oczami. Fuj fuj fuj. No ale może jestem przewrażliwiona.
4. Odbiór.
Umawiam się i idę - popełniając drugie solidne głupstwo - jeszcze tego samego dnia. Należało ochłonąć, przeanalizować dane i porozmawiać więcej. Ale przyznam szczerze - rozmowa telefoniczna zmęczyła mnie straszliwie, pada mnóstwo zdań nie dotyczących tematu, no przepraszam, ale ględzenie po prostu, no ok, każdy potrzebuje się wygadać, ale dziecko mi zrzędzi, jak wiszę na słuchawce dłużej niż pół godziny. Umawiam się, że porozmawiamy jeszcze na miejscu, nie słyszę przeczenia, więc chyba jesteśmy umówione?
Idę. Na miejscu praktycznie brak kontaktu. Dzień dobry, już daję kotka, kuweta w siatce, odjazd. Przypominam o książeczce(!!!) - dla mnie normalne byłoby, że książeczka jest przygotowana, że nie szukam jej tu i tam. Moja wredna podejrzliwa część natury mówi, że to granie na zwłokę, bo może machnę na to ręką i pójdę. Moja lepsza połowa stwierdza, że każdy się może zamotać, że nerwy, że coś tam. Popełniam trzecie piramidalne głupstwo, składam transporter/kontener, pozwalam wepchnąć do niego kotkę praktycznie bez oglądania, no bo szybko-szybko, bo się stresuje. Wzięłam kota w worku, prawie dosłownie. W przelocie zauważam, że kocie oczy są przerażone, nie naciskam na oglądanie, bo może faktycznie taki stres. Jeszcze sobie obejrzę.
Otumaniona słowotokiem Pani i straszliwym gorącem - hodowla niemowlęcia poprzez wypiekanie - daję się "załatwić" w pięć minut, o umowie adopcyjnej przypominam sobie już za drzwiami, jeszcze przed wyjściem słyszę od Pani, żeby na wściekliznę przypadkiem nie szczepić, bo kot się pochoruje. Pani nie ma mojego adresu, bo go ode mnie nie wzięła. Nie zostawiłam też maila, tylko telefon. No ale kontakt jest, mam czas, pozałatwiam wszystko na spokojnie.
Zgodnie z umową mam się odezwać za dwa - trzy dni, przekazać informacje o kotce, wcześniej zastrzegłam, że jeśli kotka nie zaakceptuje naszej Koty - niestety będę ją musiała zwrócić. Wydawało mi się to uczciwe, pójdzie wtedy do domu gdzie nie ma drugiego kota, prawda? A zatem jeszcze w rozmowie telefonicznej ustalam, że będę informowała co sie z kotką dzieje.
5. Przytomność.
Na drugi dzień - telefon. Odbieram, zirytowana, ale ze zrozumieniem, mówię to co oczywiste, że siedzi w kątku, że odrobinkę w nocy zjadła, że trzy dni na odstresowanie i potem zadzwonię i opowiem, jak się coś zmieni - bo co jest do powiedzenia o kocie, który zza pralki patrzy jednym okiem. Wyraźnie dodaję, że jeśli będzie się działo coś złego, to dam znać. Pani wypływa na wody szerszej konwersacji, co mnie nie urządza, bo robota, dziecko, kot nowy odseparowany, kot stały do dopieszczania, a rąk brakuje. Pani nie pyta o mój adres, temat kota wydaje się być pretekstem do dalszej pogawędki. Może źle to oceniam, takie miałam wrażenie.
Być może do dobrego tonu należy rozmawianie z poprzednim właścicielem kota dwa razy na dzień. Jeśli tak, to przepraszam, ale nie widziałam sensu.
Na drugi dzień odzyskuję zdrowy rozum, częściowo i zaglądam do książeczki. Powinnam była zaraz. Wiem. No co poradzę, żem głupia. Miziałam rezydentkę, podglądałam z daleka Nową, tłumaczyłam córze-kocurze, że nowy kotek jeszcze się nie bawi, że za jakiś czas - ot, młynek.
W książeczce ani jednego szczepienia. Null. Za to wpis o zapaleniu spojówki, o którym nic nie było mowy. Wyleczone. Dawno. No ale jednak. Nie poinformowalibyście?
Trafia mnie coś. Pani dzwoni dwa razy. Nie odbieram, uprzedzałam, że nie mam czasu na pogawędki i niewiele do opowiadania, poza tym naprawdę nie chcę powiedzieć Pani co myślę o braku szczepień, póki nie ochłonę.
Kotka wyszła z ukrycia, mija się z Kotą z daleka. Niestety - panicznie boi się mnie i męża. Zwiedza mieszkanie nocą. Niechętnie, bo nie lubię na siłę wyciągam ją ze schronienia - kąt pod kanapą - i załamuję ręce. Chuda niemiłosiernie, pazury długaśne, czysta, ale taka wyszarzała, co najgorsze - łysy brzuch. Weterynarz już umówiony, będziemy badać, jeszcze nie wiem co i jak. Kotka mocno odbiega od modelu - pogodna, zdrowa, przyzwyczajona do dzieci i zwierząt.
Dwa dni później - na czwarty dzień po przejęciu kici - postanawiam zadzwonić po południu, wyjaśnić sprawę szczepień i ogarnąć sytuację. Dostaję sms w tonie kompletnej histerii, że jestem nie w porządku, że Pani musi przyjść z synem, bo syn się nie pożegnał z kotkiem, że wszystko jest nie tak. I puszczają mi nerwy.
6. Wstyd.
Dzwonię i niestety wygarniam jak leci. Że podstawowe informacje odbiegają od realiów. Że szczepienia, łysy brzuch, że mój kot starszy, że odpowiedzialność. Nie dzwoniłam, to fakt. Ale uprzedzałam, kiedy zadzwonię. W pierwszej rozmowie padły słowa o odwiedzinach - głośno i wyraźnie - jak kotka się zaaklimatyzuje, bo teraz to niepotrzebny stres. Teraz dowiaduję się, że Pani chce już teraz, a jak nie to pójdzie na policję. Ekhem. Niestety na pytanie o szczepienia dostaję odpowiedź przeczącą - że Pani nic nie mówiła, że na wściekliznę się nie szczepi, że ma w domu inne koty(!!! - a miał być tylko jeden!) i nigdy ich nie szczepiła. Ciemność mnie ogarnia. Podnoszę głos. No niepotrzebnie, wiem, niepotrzebnie.
7. Refleksje.
Syn się nie pożegnał. Gdybym oddawała kota, chyba załatwiłabym to ze starszym dzieckiem wcześniej. Pani miała też cały dzień na to, mogła też umówić się ze mną później.
Adres. Dałabym, ale nie wzięła - trzy rozmowy, dwie przez telefon, jedna osobiście, ani słówka na ten temat. Brak umowy, silna presja na wepchnięcie kota i już.
Warunki. Wzięłam kicię - mówiąc oględnie - niezbyt zadbaną. Z warunków - takich sobie. Znam domy, gdzie mieszkają cztery koty i nie wisi w powietrzu gram kociego zapachu. U Pani pachniało kotem niespecjalnie szczęśliwym. Ok, żaden wyznacznik, kotka w stresie mogła posikiwać po kątach, może to był powód oddania. Nie oceniam, ale w całościowym obrazie nie wygląda to najlepiej. I ta nagle niewiadoma liczba innych kotów? Dziwne to wszystko.

Kicia oswaja się powoli. Nie spotkałam jeszcze kota, który takim stresem reagowałby na próbę kontaktu. Pierwszy raz spotykam się z kotem, który się kuli, trzęsie, uchyla przed wyciągniętą ręką. Nawet nasze bezdomniaki z naprzeciwka pozwalają mi się głaskać. Chciało mi się płakać, jak na to patrzyłam.
Przesiedziałam jedną noc w fotelu w kuchni, żeby sprawdzić co robi nocą. Powoli sytuacja się poprawia, kicia nie ucieka jak mnie zobaczy, choć omija mnie z daleka. Boi się. Z rezydentką bez agresji, ale kontakt oceniam pozytywnie. Teraz przed nami weterynarz, muszę się dowiedzieć, co z tym gołym brzuchem, czy jej nie boli, i olaboga do kwadratu.
Nie oddam. Choć nie mam pewności takiej 100% co do swojej racji. Może źle to wszystko interpretuję? Może to seria pomyłek i niedopowiedzeń? Póki co zamierzam wysłać Pani sms z krótką informacją, że kot się przyjął i zostaje. Nie miałabym sumienia jej oddawać, mam nadzieję, że przestanie się mnie bać.

Proszę o sumienną krytykę - jeżeli nie mam racji. Albo o moralne wsparcie, jeżeli mam rację i przeprowadzenie adopcji w ten sposób nie było właściwe. Czuje się oszukana, martwię się o choroby, które kicia mogła wnieść w posagu, a miało być tak pięknie.
Póki co, nie zamierzam podawać Pani adresu. Kompletnie straciłam do tej osoby zaufanie, nie chciałabym zapraszać do domu kogoś, kto mnie oszukał (być może nie celowo, ale jednak). Bijcie, krzyczcie, tylko powiedzcie - co mam o tym wszystkim myśleć?
(Przpraszam za literówki niewyłapane przez korektę.)

Jenota

 
Posty: 2
Od: Pt paź 17, 2014 2:55

Post » Pt paź 17, 2014 12:54 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

krótko:nie oddawaj, pani zachowała się jak na moje standardy niepoważnie. Sugeruję odseparowanie rezydentki do czasu diagnostyki u weta, bo kot może być po prostu zaniedbany, a może być chory.

margoth82

 
Posty: 1409
Od: Pon lut 15, 2010 21:10

Post » Pt paź 17, 2014 13:12 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Łysy brzuch moze być efektem stresowego wylizywania sie, ale równie dobrze grzybicy, alergii i bukwiczego.

Co do Pani.....pozostawię bez komentarza, adresu nie podałabym , jeśli kota tak zestresowana, to na jej widok moze znów sie wycofać.

Masz na miejscu, w Brodnicy, zasłużoną forumowiczkę, podam jej link do Twojego wątku, może jakoś podniesie Cię na duchu, może zna ową Panią....

izka53

Avatar użytkownika
 
Posty: 15029
Od: Śro wrz 29, 2010 13:54
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt paź 17, 2014 13:27 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Ja myślę że ten kot miał szczęście trafiając na Ciebie. :ok:

lenka*

Avatar użytkownika
 
Posty: 1038
Od: Wto lip 31, 2012 17:58

Post » Pt paź 17, 2014 13:55 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

nie znam sytuacji -ale chciałabym zwrócić uwagę, ze znamy wersję tylko z jednej strony
czyli subiektywną

a poza tym warto pamiętać, że nawet najbardziej przyjacielski kotek -może w nowym domu być wystraszony i przerażony
może pierwsze kilka dni przesiedzieć pod łóżkiem

ja spotkałam różne koty
i same koty różnie reagują na próby kontaktów rożnych osób
zdarzają się fajne, przyjacielskie koty, które nie potrafią się odnaleźć w nowym domu

zawsze biorąc kota trzeba być świadomym, że kot to stworzenie boże
może być na coś chory i wydający kota wcale może o tym nie wiedzieć
może się rozchorować następnego dnia w nowym domu lub dostać biegunki z nerwów

jak dla mnie za dużo zarzutów takich z kosmosu
że za gorąco, ze pani za dużo gadała, przecież to nie biznes, nie działalność zawodowa - tylko adopcja
nie ma umowy -to nie wiadomo na co się umówiłyście -trzeba było o kartkę poprosić i samej umowę spisać

tak samo ten zarzut ze szczepieniem -w książeczce przecież było że nieszczepiona -trzeba było obejrzeć książeczkę i kota
i na miejscu zapytać -obyłoby się bez pretensji

Patmol

Avatar użytkownika
 
Posty: 27101
Od: Śro gru 30, 2009 14:03
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Pt paź 17, 2014 14:15 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Miewam koty zabrane z działki, czy ulicy i zawsze jest to ruletka.O kocie nie wiem nic, ale moim zadaniem jako DT jest doprowadzić kota do dobrego stanu.Napiszę tak, nie analizuj, nie denerwuj się , bo to nie ma sensu.Zadbaj o kotkę, zanieś ją do weta, zaszczep i już.Ona na pewno odwdzięczy Ci się za dobre traktowanie, za pełną miseczkę i odrobinę czułości, zobaczysz.Tymczasuję od lat i wierz mi, wyprowadzenie kota na prostą daje ogromna satysfakcję, rodzi się więź.Zwierzę czasem jest nieufne, ale jak już pokocha to bezwarunkowo i to jest super.

ewar

 
Posty: 54904
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Pt paź 17, 2014 14:41 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Podpisuję się pod odpowiedzią Ewar.
Błędy były, trudno. A o Pani zapomnij na tyle na ile jest to możliwe. Wszystkiego dobrego dla Waszej całej rodziny :flowerkitty:

Heka

Avatar użytkownika
 
Posty: 248
Od: Wto sty 31, 2012 12:23
Lokalizacja: Gdańsk-Jelitkowo

Post » Pt paź 17, 2014 15:30 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Dziękuję - za pełne spektrum poglądów i słowa wsparcia. Patmol - ja się z Tobą zgadzam. Choć po osobie wydającej kota trzymanego w domu od maleństwa mogłabym sie spodziewać jakiejś szerszej wiedzy o jego stanie. I wiem, że argumenty są do bani - poczuwam sie do winy bo trzeba było zrobić tak jak mówisz. Po prostu oszołomiła mnie sama sytuacja - bo nastawilam się na rozmowę, a nie takie "raz, dwa, cześć!". Teraz nie popełniłabym tego błędu, może ktoś też go nie popełni, albo się chociaż ze mnie uśmieje. Ale powiedz - jak z Twoim obiektywnym podejściem do kwestii zalatwiłabyś sprawę dalszych kontaktów? Bo ja naprawdę chciałabym być w tej sytuacji "w porządku", a nie czuję się komfortowo.
Izka - bukwiczego mnie rozbroiło - zanim załapalam, próbowałam wykombinować co to za choroba. ;) Też mam za dużo stresu.
Wstepny kontakt z wetem za nami, teraz robaki, szczepienie, sterylizacja. Kicia krąży po mieszkaniu "górnymi ścieżkami", Kota - po podłodze. Nie jest źle.

Jenota

 
Posty: 2
Od: Pt paź 17, 2014 2:55

Post » Pt paź 17, 2014 15:33 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Ja wzięłam w zeszłym roku kota, o którym z grubsza powiedziano, żebym się nie spodziewała mizianek z jego strony. Tenże dzikun aktualnie śpi ze mną w łóżku i układa się tuż obok moich kolan, gdy przysiądę z książką. Gdy przyjeżdżał do mnie, dwie osoby musiały go łapać i upychać w transporterze, teraz idac z nim do weta załatwiłam to sama w dwie minuty bez łapoczynów.

Kotka się oswoi :)

A uciążliwej babie nie podawałabym adresu domowego w obawie przed cyrkami pod płotem z jej strony.

Wasylisa

 
Posty: 990
Od: Sob lis 02, 2013 14:43

Post » Pt paź 17, 2014 15:49 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Kota miała szczęscie, ze ją wzięłaś. Z tego co piszesz, kiepskie warunki pewnie tam są, może mała dbałośc o koty z niewiedzy i jednak niefajnego ich traktowania, moze tez z braku pieniędzy. Nieważne. Charakter pani trudny, nie podawaj jej swojego adresu, ale wysyłaj smsy o stanie i aklimatyzacji kotki i zdjęcia (mms, czy mail, co tam masz) bo niezależnie od wszystkiego i od tego jaka jest tro być moze sie martwi i jakoś te kotę lubi.
I koniecznie zrob kocie pełną morfologię z biochemią (nerki, wątroba) oraz badanie moczu - łysy brzuch to mogą być bolesne nerki czy chory pęcherz. Ale najprawdopodobniej stres - sama mam wylizywaczke więc wiem jak to jest. I niech wet sprawdzi gruczoły okołoodbytowe - jak są zatkane to kot tez liże brzuch.
I koniecznie testy fiv/felv! Ze względu na swoja kotę (ma testy?)

O błedach nie ma co mysleć, pewnie każdy widzi inne :mrgreen: - zastanawiam się, czy jakbys wszystko wiedziała i widziała przy adopcji, czy wzięłabyś ją do domu? może własnie tak to miało być? :wink:

trzymam kciuki.

A o (teraz) upierdliwej kocie, ktora nie złazi mi z kolan i drze mordkę gdy chcę wstać a była mega dzikusem, łapanym w gabinecie przez 5 osob na koce i podbierak mozesz poczytac w moim wątku :wink:
ObrazekObrazekObrazek
"Nigdy nie wiemy, kiedy widzimy kogoś PO RAZ OSTATNI..."
"Kiedy się kogoś kocha to ten drugi ktoś nigdy nie znika"
Moja Rodzina w Niebie:Tata(*),Mika(*),Mama(*),DeeDee(*), Adas(*), Lapcio(*),Kosiniak(*),Milenka(*), Nusia (*)..Nie wierzę...

Marzenia11

 
Posty: 35323
Od: Sob lut 28, 2009 21:24

Post » Pt paź 17, 2014 16:21 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Mam dzika,ktory nie zyczy sobie kontaktu z czlowiekiem,wali z lapy (z pazurami!!!), syczy i gania psy, koty toleruje i lubi i co....?
nie oddam, bo to mo jkot (mimo ze mnie zapewniano, ze kotka proludzka, ale troche sie boi). RAZ dala mi "z baranka" no i spi na lozku, daje sie poglaskac 5 sekund. Bieska jest z nami ponad rok.
Widzialas zdjecia z DT? jak zachowuje sie w stadzie ludzkim/zwierzecym?
Jesli masz sile, upor, kochasz...zaopiekuj sie koteczka. Czeka cie duzo pracy, to fakt, ale satysfakcja .... :ok:
Pania sie nie przejmuj,masz podpisana umowe adopcyjna,prawda? jest tam ustalone czy i kiedy DT moze odwiedzac DS?

czarnykapturek

 
Posty: 1389
Od: Pt wrz 21, 2012 18:54
Lokalizacja: Madryt (Hiszpania)

Post » Pt paź 17, 2014 16:28 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Kapturku - nie doczytałaś, Pani wydawała własna kotkę, nie była DT. I kotkę wydała właściwie bez niczego

izka53

Avatar użytkownika
 
Posty: 15029
Od: Śro wrz 29, 2010 13:54
Lokalizacja: Poznań

Post » Pt paź 17, 2014 17:04 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Tak na zdrowy, chłopski rozum, to autorka wątku nie jest do niczego zobowiązana wobec poprzedniej właścicielki, która wydała kota bez umowy, na zasadzie "bierz pani to futro i spadaj jak najprędzej".

Wasylisa

 
Posty: 990
Od: Sob lis 02, 2013 14:43

Post » Pt paź 17, 2014 18:15 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

Stało się jak się stało, czasu nie cofniesz, nie ma co analizować i rozmyślać co by było gdyby :wink:
Teraz najważniejsze o kota zadbać a pewnie się odwdzięczy jak to koty potrafią (wtuli Ci się w ramiona albo naszcza w kapcie :smokin: )

Możesz zadzwonić do byłej właścicielki jak będziesz spokojna i poinformować o aktualnym stanie kota.
Możesz raz na jakiś czas wysłać SMSa i jakąś fotę jeśli wiesz, że się nie opanujesz w rozmowie telefonicznej.
Nie jesteś zobowiązana do niczego gdyż nie wiąże Was żadna umowa więc absolutnie nie musisz podawać jej adresu jeśli nie chcesz.
Szkoda, że umowy nie ma bo zabezpieczyłaby ona interesy obydwu stron w tym upoważniła Cię do uzyskanie pełnej wiedzy o stanie zdrowia kota, przebytych chorobach itd.

Powodzenia w aklimatyzacji
Obrazek Obrazek

sabianka

Avatar użytkownika
 
Posty: 4668
Od: Śro lis 26, 2003 18:34
Lokalizacja: Rybnik

Post » Pt paź 17, 2014 20:49 Re: Trudna adopcja - proszę o rady i krytykę

izka53 pisze:Kapturku - nie doczytałaś, Pani wydawała własna kotkę, nie była DT. I kotkę wydała właściwie bez niczego

W tym bez szczepien, ktore chronia wlasnie szczepionego kota. Narazila zycie SWOJEGO kota.
Moze i Jenotka kilku rzeczy, z wrazenia i egzaltacji, zapomniala zrobic, ale to pani oddawala swojego kota. Skoro miala fason pytac sie o wies, dzieci itp., to wypadaloby zeby swoja czesc obiadu tez przgotowala.


Jenotka, w harmonizacji wspolzycia z kotem istotny jest czas i twoja akceptacja (tego kota). Za reszte mozna zaplacic karta mastercard ;)

Edit: szyk
Ostatnio edytowano Pt paź 17, 2014 21:32 przez Rakea, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek Obrazek
PRZEPRASZAM ZA BRAK POLSKICH ZNAKOW.

Rakea

Avatar użytkownika
 
Posty: 4915
Od: Śro lis 14, 2007 23:56
Lokalizacja: Praga nad Wisłą

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], skaz i 237 gości