On zaginął w dzień śmierci teścia mojej córki . Kolejny wylew , byli bardzo zaprzyjaźnieni . Ogród u córki jest właściwie wolierą i kot nie ma możliwości wyjścia , wokół same ogrody , po przeciwnej stronie uliczki bez wylotu też . Sąsiedzi są bardzo życzliwi dla zwierząt , brak bezdomnych zwierząt , bo jak jakieś się pokaże to zaraz jest zagospodarowane . Nikt nie szczuje kotków psami , to raczej moja Marycha stanowiła zagrożenie dla okolicznych zwierząt i ludzi . Przemykała się przez garaż , przed dom , za domem jest wyjście do ogrodu kocie drzwiczki i szczelne ogrodzenie , czatowała na bramie i napadała na wszystko żywe, co po naszej stronie ulicy przechodziło . Nawet jak by przeszedł do sąsiedniego ogrodu czy na uliczkę, to mógł bezpiecznie wrócić do domu . Do tego obróżki z blachami z wygrawerowanymi telefonami i adresami kotków . Teoretycznie nie powinien zginąć . A jednak tego dnia zginął mój Fridriś i córki Sonia .Zawiadomiliśmy fundacje i schronisko , wszędzie do Zgierskiej i Al.Wókniarzy rozwieszaliśmy ogłoszenia . Pomagało nam dużo osób . Sąsiedzi przeszukiwali ogrody i pomieszczenia gospodarcze .Obeszli pół dzielnicy . Przesz miesiąc wychodziły ogłoszenia w prasie i nic . Sonia znalazła się po roku . U córki sąsiadki za siatką . Mieszkała tam wtedy sama starsza Pani , przyznała się , że podobała jej się Sonia i chciała mieć kotka , to ją zwabiła i nie wypuszczała z domu . Dopiero jak się do niej wprowadził syn z rodziną ,to kotce udało się wyjść i wszystko się wydało . Sonia przez ten rok zżyła się z sąsiadką i obecnie ma dwa domy . To dla kotki nie była obca osoba , nie robiliśmy jej z tego tytułu żadnych przykrości , chociaż do dzisiaj mnie od niej odrzuca . Jak można przyjść do domu żałoby , żeby ukraść kotka . Tłumaczenie tego demencją starczą , jest mocno naciągane . Wielokrotnie pytałyśmy ją o Fredzia , bo miałam nadzieję , że może dwa kotki wyniosła , ale zawsze twierdziła , że chciała jedynie Sonię . Fridriś nie był łagodnym kotem . Indywidualista , bardzo nieufny wobec obcych i reagujący agresją na każą próbę kontaktu z ich strony . Samotnik poza stadem ,mocno przywiązany do dzieci i ich dziadka ignorujący inne koty .One też starały się go unikać . Respekt czuł jedynie przed Marychą , ona przewodziła stadu zarówno u córki jak i u mnie . Kiedyś o niej napiszę , teraz jeszcze nie jestem w stanie .Bardzo nam pomógł , towarzysząc leżącemu choremu . Ostatnie pół roku przed jego śmiercią spędził w jego pokoju .Starszy Pan szukał go wzrokiem i starał się gładzić niesprawnymi rękoma . Na próby wyniesienia go z pokoju , w trakcie wizyty lekarskiej ,reagował agresją nawet wobec mnie . Znajomi nam tłumaczyli , że może to szok po śmierci starszego Pana i stąd ucieczka . Okazji nie brakło , bo pogotowia , lekarze a później sąsiedzi , którzy go znali pół wieku wszyscy wchodzili i wychodzili . Nikt nie zwracał uwagi na dokładne zamknięcie drzwi czy furtek . Mimo żałoby , jednak natychmiast po zauważeniu jego nieobecności zaczęliśmy go szukać . Bardzo pomagali nam sąsiedzi . W okolicy , w której go znalazłam wielokrotnie byłam , pytałam mieszkańców dzwoniąc domofonem do mieszkań i nic . Często chodzę ul.Kniaziewicza , obok tego bloku i nigdy go nie spotkałam.Przypuszczałam , że zginął pod kołami samochodu . Często chodziłam obok okolicznych uliczek szukając szczątków kotka . Bo , że nie miał wypadku wiedziałam . Systematycznie obdzwaniałam wszystkich wetów w Łodzi. A po tylu latach siedział sobie na trawie przed blokiem , przybiegł do nas . Niewiarygodne . Wczoraj , tak po prostu wzięłam go na ręce i przytulonego przyniosłam do domu , tylko raz wpadł w panikę - na widok psa . Mocniej się do mnie wtulił i ten charakterystyczny zapach kociego strachu .
Oczywiście , że go zaczipuję .
Fridriś wczoraj w trakcie posiłku , w białym kubeczku śmietana .
Dzieciaki zrobiły więcej zdjęć , wstawię jak wrócą z wycieczki . Jestem duma , od 22 do 4:30 siedziałam przy komputerze , ale zdjęcia wstawiłam sama