Jak Iwona pozwoli, to wrzucę zdjęcie
Miałam dziś w nocy gościa
. Oraz prawie zawał
Obudził mnie dziwny dźwięk, ni to skrzek, ni to odgłos techniczny. W półśnie był odgłosem dartej siatki i pękających mocowań, więc startem pionowym poleciałam do kuchni (bo siatkę balkonową widzę z łóżka). Siatka cała, napięta, po kuchni miotają się cienie i coś skrzeczy ...
Zapalam się światło, co pomaga o tyle, że coś się miota bardziej a Zidane wpada do poidełka
Gaszę światło i dołączam do Bandido, rozsądnie siedzącego na biurku przy drzwiach i zadowalającego się odgłosami afery
. Babka się budzi i wyraźnie jest zainteresowana, Zidane się miota a coś skrzeczy ...
Niechże już zje tę ćmę, bo mi dom zdemoluje
Ale czy ćmy skrzeczą? Ptaki w nocy nie latają ... o cholera!
Zapalam światło w kuchni ponownie i już przytomniejsza identyfikuję zjawisko. Nietoperz, rozpłaszczony na podłodze
. Zidane rwie się do czynu, choć nie do zjedzenia - ale nie szkodzi, wystarczy, że zahaczy pazurem skrzydło i mam drania na TDT
. Nieco rozsądniej niż latem, na wycieczce, zarzucam na batmana ręcznik, podnoszę go ostrożnie i ... lecę w koszuli nocnej i na bosaka do okna na klatce schodowej bo wszystkie otwory w mieszkanie są starannie zasiatkowane. Modlę się, żeby drań odleciał o własnych siłach, bo ja z nietoperzem w kocim transporterze to nie jest to za czym moja lecznica tęskni o 2 w nocy
Okno jest dość wysoko, z trudem sięgam i delikatnie rozchylam ręcznik żeby odleciał a w razie czego nie spadł na pysk. Abrakadabra, zniknął. Ufff.
Zasypiam za blisko godzinę, jak już mi ciśnienie i adrenalina opadły