Relacja z wystawy dziś wieczór albo jutro
Wczoraj jeszcze zaliczyłam łapankę
Jak już koty chciały się łapać do klatek, to z figurami
. Najpierw wiązankę życzeń dostał bury kastrat, który uznał za niezbędne wić się pod opadówką, do której wlazła ciężarówa. Pomogło, ruszył się, złapana.
Następny interesant do opadówki postanowił sprawdzić czy prawa fizyki działają i nochal sobie rozkwasił. Jak już dało się go uspokoić i przepchać do transportera, wyglądał jak ofiara katastrofy komunikacyjnej a nie obiekt działań prozwierzęcych
. W związku z nieznanym charakterem obrażeń pojechał w trybie pilnym do całodobówki na talon - głupi ma szczęście i o dziwo nocny dyżur miał chirurg
, który obejrzał sobie rzeźnię w transporterze i stwierdził, że zaraz go weźmie w obroty na śpiocha.
Na dobitkę w porze wieczornej zaczęły wyłazić masy kotów, bez znakowanych uszu, dosłownie spod ziemi. Najbardziej niepokojąca jest przyjazna, tłusta czarna kotka i czyściutki, lśniący biało-marmurowy kocur, który z nadzieją patrzył w okna karmicielki. Albo radośnie wychodzące, albo domowe powywalane
Poza tym rzesze czarno-białych i dla odmiany pingwin z fetyszem samochodowym
. A odgłosy ze strony terenu seminarium najzupełniej nie licowały z miejscem, gdzie propaguje się celibat - koty chyba zupełnie nie chodzą na wykłady
A tak serio, to studnia bez dna