Zakladam ten watek w nadziei, ze podzielicie sie ze mna swoimi doswiadczeniami i moze mi moje chroniczne zamartwianie sie troche przejdzie...
Wczoraj przywiezlismy z TZetem nasze kociawy z Poznania do nowego domu w Krakowie. Byly biedactwa na prochach, czego i tak pozalowalam od razu, bo wygladaly przerazajaco z wywroconymi oczami i otwartymi pyszczolami przerobilismy im caly tyl samochodu na koci przedzial, zeby w klateczkach siedziec nie musialy. Ale ani jedno ani drugie nie pomoglo: piszczaly i miauczaly duza czesc trasy (wyszlo ponad 7 godzin niestety)... a teraz sie zamartwiam, jak im sie bedzie w nowym mieszkaniu podobac... Pchelka na starcie wszystko obsyczala i sniadania skubanice nie zjadly... za to Myche energia roznosi, wiec chyba jest nadal soba jeszcze niczego nie zdemolowala, ale wszystko przed nia
Ktos z Was juz sie przeprowadzal ze swoimi kotami (zwlaszcza na drugi koniec Polski )? jak Wasze pociechy to zniosly?