Witaj Kicikici
Dawno nas nie było na forum... Ciekawe że kotka ożywiła się kiedy została wypuszczona na dwór, to może nie ma im aż tak zimno przynajmniej jeszcze. Dla mnie to też straszne, że w ogóle są koty i psy bezdomne. Ostatnio dostałam tel w sprawie kotka - dzwonila siostra - że u niej pod blokiem pod jej samochodem jest taki mały chłopczyk - no nie taki mały, raczej dorosły ale drobny, czy go wezmę. A historia była taka, że skądś wzięła go sąsiadka, żeby wysterylizować, zaszczepić i docelowo zostawić. Ale kota nie chciał mąż (mimo że mają już jednego i psa i wiele innych zwierząt) i z powrotem wyrzuciła go na dwór. Potem po interwencji siostry zabrała go znowu do domu i pewnego razu znowu był u siostry pod autem. Tel był o 24, że tam jest łasi się, robi fikołki. Odmówiłam zabrania go do domu. Bo też wciąż ktoś mi próbuje dać kota, a to wiadomo, nie jest pluszak, każdy kot to dodatkowe koszty i odpowiedzialność. Ale też denerwuje mnie to, że ludziom się palcem nie chce kiwnąć a ja mam teraz wybawiać ich z ich własnych "kłopotów". Powiedziałam, żeby go zawieźli do schroniska. Dwa bloki na 10 pięter i nikt nie może tego zrobić? A ja jestem z zupełnie innego miasta i mam daleko dość, prawka nie mam. I już byłam zdenerwowana tym. Na drugi dzień miałam jechać do siostry. Zabrałam jedzonko i transporter - chciałam go sama wziąć na noc i zawieźć do schroniska. Ale kotka już nie było i nie ma
Nie wiem czy ta sąsiadka zabrała go do domu czy biedny odszedł stamtąd wiedząc że każdy jest obojętny na jego los. Ja czułam, że jak zabiorę go do domu to do schroniska już nie pojedzie... Pewnego ranka obudziłam się cała w nerwach, bo miałam straszny sen - śniły mi się bezdomne koty, że biała kotka koło jakiejś bramy urodziła 5 kotków, ale kotki się wiły, a ona była chora i umierająca i obojętna. Biegały psy. Na moich oczach jeden wziął w zęby małego kotka. Mi uciekła Marysia i akurat miałam ją na rękach. Nie wiedziałam jak to zrobić, żeby zabrać te koty wszystkie. Ludzie mnie ochrzanili na ulicy i nikt nie chciał pomóc, a ja miałam tylko jedną parę rąk i tyle kotów do zabrania stamtąd. Ten sen był okropny, okrooopny! Więc rano dzwoniłam do siostry pytać o tamtego kota, że go chcę zabrać, trudno, nie wiem jak będzie, ale jego już nie było
Moja Marysia też tak błagała o dom. A siostra mówi, że musiał go ktoś zabrać do domu. Mam nadzieje.
W między czasie byłam w schronisku i pytałam czy mogę przywieźć kota, to odpowiedź była, że jak spoza granic Bytomia to nie - to ja mówię, to powiem że znalazłam go w Bytomiu - przecież to bezdomny kot! A ona mi na to że i tak kotów nie przyjmują, bo mają wirusa. I koty im poumierały. I mają tylko 10. Jak jechałam chować Maciusia to też mieli tylko 10, bo mówili że sezonu nie ma. Dziwne to trochę...
Wybaczcie, że rozpisałam się o sobie w sumie.
Powiem Wam, że pomagam zwierzętom różnym finansowo jak umiem, ale raz zostałam poproszona przez człowieka o pomoc, wydawałoby się dobrego człowieka. W głowie mi huczało, że jak jesteś dobrym ludziem to pomożesz i człowiekowi. I zostałam oszukana - teraz sprawa będzie miała finał w sądzie. Powiedziałam sobie - nigdy więcej! Będę pomagać zwierzętom i opiekunom zwierząt jak to było do tej pory. Zwierzaczki nie proszą. Widzę po mojej Marysi - ona nie oczekuje, nie czuje że coś jej się należy, ale jak coś dostanie to jest taka radosna i pełna wdzięczności. Ostatnio do woreczka z mięsem pozwoliła sobie wyskoczyć jak dzieci do balona z łapkami uniesionymi do góry - to było takie słodziutkie
Dobra, koniec już o mnie. Pozdrawiam Was, i sorki za ten wywód :/ Za chwilę zima, z roku na rok coraz mniej się z niej cieszę. Nie umiem tak po prostu otulić się kocem, zrobić ciepłej herbatki, napalić w kominku, bez tego przejmującego smutku za tymi zwierzętami, które smutne, opuszczone i głodne zaglądają w okna ludzi, dla nich zamknięte