Operacja

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt wrz 19, 2014 20:29 Re: Operacja

Za pierwszym razem - przy postrzeleniu pyszczka - najwidoczniej kota nikt nie opatrzył, został "krzywy zgryz" i kot musiał się nauczyć jeść na nowo. Dla tych. którzy nie przeczytali całej historii na allegro:

"BRYCZEK

Bryczek to 3 letni kocurek. Rok temu miał poważny wypadek. Jak się okazało został postrzelony śrutem!:( Miał przestrzeloną na wylot mordkę, stracił ząb. Jeść uczył się praktycznie od nowa. Długi czas karmiłam go podając mu gotowane jajko albo wrzucając miękkie kawałki wędliny do pyszczka. Do tej pory nie je suchej karmy, bo nie potrafi jej pogryźć. Pozostał krzywy zgryz ale poza tym można powiedzieć, że odzyskał pełną sprawność. Dużo się wycierpiał i odtąd bardziej niż kiedyż ceni sobie spokój. W przeciwieństwie do swojego brata który lubi zwiedzać okolice, Bryczuś nigdzie nie chodzi, zawsze jest w pobliżu domu, czy to w ogródku czy na dachu garażu, uwielbia też przesiadywać na parapetach. Kiedy ktoś z domowników siedzi w ogródku on zawsze towarzyszy, lubi być głaskany i łasić się, to przekochany kotek.

Niestety 16.09 spotkał go straszny wypadek:(( Ten widok ciężko mi opisać... Bryczek wisiał na płocie z głową w dół zahaczony o tylną łapkę pomiędzy przęsłem a sztachetą. Miauczał cichutko prosząc o ratunek. Szybko wydostaliśmy, przerażony zaczął uciekać z bezwładną tylną łapą:( Łapka nie wygląda dobrze, jest zmiażdżona i wyrwana ze stawu. Mogę się jedynie domyślać, że kotek wybijał się skacząc z płotu na parapet i wyrwał sobie łapę... W tej chwili kotek leży pod krzakiem w ogródku, gdzie czuje się najbezpieczniej, ale widać, że bardzo go boli... pomiaukuje cichutko, jest dzielny. Taka wyrwana łapka może spowodować straszne powikłania... Operacja i leczenie jest kosztowne. Wszystkie aukcje mają na celu uzbieranie pieniążków, które pozwolą mi ratować wspaniałego kotka jakim jest Bryczek. To właśnie z tego feralnego płotu skakał Bryczek:( To jego zdjęcia kilka tygodni przed wypadkiem:


Historia Bryczka, jego brata i mamy.


W moim domu od zawsze były zwierzęta. Od prawie 10 lat zamieszkiwał w nim rudy kocurek. Aż pewnego dnia przybłąkała się kotka. Jak się wkrótce okazało, ktoś ją ot tak wyrzucił na ulicę, bo była ciężarna:( Ponieważ miałam już jednego kota i nie byłam pewna czy zaakceptuje on nową sytuację i nowych domowników, postanowiłam znaleźć dla niej zastępczy dom lub schronisko. Mijały kolejne tygodnie zanim umówiony pracownik schroniska przyjechał odebrać kotkę. Malwinka (bo tak nazwała ją moja mama:)) zdążyła już urodzić... Swoje skarby schowała wysoko na deskach pod dachem garażu – tam urządziła sobie bezpieczne mieszkanko dla swoich dzieci :) Przyjechał pracownik schroniska. Kiedy chciał zabrać kotkę i jej dzieci Malwina wpadła w szał... Szybko wskoczyła po drabinie na górę łapiąc w pysk małe. Myśląc, że ktoś chce je skrzywdzić chciała uciekać i ratować swoje dzieci! Tego było za wiele, nie chciałam by kotka przeżywała taką traumę. Postanowiliśmy, że zostanie u nas do czasu aż trochę odchowa małe. Została na zawsze. Po około dwóch tygodniach zniosła kocięta na dół i pochwaliła się swoimi skarbami:)) Z czasem pozwoliła je dotknąć i pogłaskać. A kotki były śliczne, puchate, jeden bardzo podobny do mamusiu (to właśnie Bryczek) a drugi czarny z białym kołnierzykiem. O dziwo Rudek zaakceptował nową sytuację, co więcej traktował małe kocięta jak przybrany tata!:) Bawił się z nimi, doglądał, obserwował czy wszystko w porządku z dachu garażu. Oglądanie tej kociej rodziny było czymś naprawdę niesamowitym i wzruszającym a kocia mama była najpiękniejszym przykładem matczynej miłości. Codziennie wyprowadzała małe na zewnątrz do ogródka, gdzie tuliła je do siebie i karmiła. Praktycznie nie spuszczała ich z oczu. Pozwalała się im bawić, ale gdy za bardzo się rozbrykały brała jedno w pysk i odsuwała na bok albo fuknęła na nie groźnie ;) Kiedy ktoś zbliżył się do jej dzieci od razu była w pobliżu sygnalizując, że ma na nie oko:) Codziennie uczyła ich czegoś nowego. Kotki cały czas chodziły za mamą i naśladowały wszystko co robi. Gdy pokazywała jak się myje pyszczek one siedziały tuż obok niej i robiły to samo. Pewnego dnia usłyszałam ciche pomiałkiwanie i moim oczom ukazał się niesamowity widok. Malwina uczyła jeść swoje dzieci! Kończył się jej pokarm, a małe chciały jeść więc zaprowadziła je do miejsca gdzie stała miska Rudego z niedojedzoną karmą. Wieczorem zabierała je na górę ale z czasem spała też z nimi na dole na poduszce albo w złożonym leżaku:)


Tylko raz opuściła swoje dzieci „na dłużej”, co mnie bardzo zaniepokoiło bo przecież nigdy się z nimi nie rozstawała. Kiedy minął 3 dzień wiedziałam już ze stało się coś złego, przecież ona nigdy nie opuściłaby swoich małych skarbów... Znaleźliśmy ją... Leżała w ogródku u sąsiadki, martwa, żadnych obrażeń zewnętrznych – została otruta. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jak podłym trzeba być człowiekiem by to zrobić..:( Kilkumiesięczne kotki były już samodzielne ale było widać, że płaczą i tęsknią za mamą. Odtąd miały tylko siebie i opiekowały się sobą nawzajem. Wszystko robiły razem: spały, myły się nawzajem, jadły z jednej miseczki. Chyba rzadkością jest żeby kocie rodzeństwo tak bardzo i tak długo było ze sobą zżyte. Te dwa kotki przez prawie 2 lata były nierozłączne.

Każdy z nich ma inny charakter. Bryczek jest podobny do mamy, drobnej budowy, od małego był rozrabiaką, po prostu lubił brykać:) Jego brat mógłby być chyba kotem wystawowym pomimo że to zwykły dachowiec. Zawsze nienagannie czyściutkie futerko, taki koci przystojniak w czarno białym fraku - po prostu Czaruś:)

Kocham zwierzęta i nic tak nie boli jak patrzenie na ich krzywdę. Chcę ratować kotka, każde zwierze zasługuje na życie a Bryczek już tyle przeszedł i przecierpiał:((( Dlatego gorąco proszę o pomoc! Postanowiłam wystawić swoje rzeczy na aukcje żeby uzbierać pieniążki potrzebne na wyleczenie kotka. Może ktoś znajdzie na mojej aukcji coś czego akurat potrzebuje a przy okazji pomoże Bryczkowi. Jeśli zechcesz coś kupić będę ogromnie wdzięczna, ale to nic w porównaniu z wdzięcznością tego zwierzaczka. To on będzie Ci wdzięczny do końca swojego kociego życia!"

Jakże bezpieczna ta okolica - ktoś strzela śrutem do kotów, ktoś truje je, tuż za niewysokim płotkiem wąska droga dojazdowa. I kot wyglądający jak podwórkowiec błagający by go wpuścić(a było to kilka tygodni przed wypadkiem):

Obrazek

Za operację Fiony (zmiażdżona miednica, dekapitacja główki kości udowej, wcześniej RTG) po zniżce dal forumowego kota poszło 450 zł u renomowanego chirurga. Tutaj pierwsza wizyta ma wynieść 300 zł? Wiem, że w różnych miejscach są różne ceny, ale bez przesady.

I na wszelki wypadekjak dziewczyny mówią o przeciwbólowym, chodzi o taki dla kotów, nie dla ludzi. Jak kotu podasz apap czy inny paracetamol to umrze w boleściach .
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24229
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

Post » Pt wrz 19, 2014 20:37 Re: Operacja

Z tego co przeczytałam wklejone przez Alienor to zrozumiałam, że kot po postrzale nie otrzymał fachowej pomocy wetowskiej. Czy mylę się? Za tym faktem przemawia brak jakiejkolwiek wzmianki o diagnozie weta, operacji jaka powinna być zrobiona i sposób karmienia.Nie znam , poza tym, weta co nakazuje karmić kota przestrzelonego z dziurą w mordzie jajkiem i wędliną . Jak tyle jest dobrych karm "w płynie" by kota dopchać, są kroplówki jakie kot dostaje.

Z opisu wynika, ze faktycznie super bezpieczna okolica.
I faktycznie, kot wyglada gorzej niż moje koty wolnożyjące. A ten ma kochającego właściciela :cry:

A jak teraz jest na prawdę?
Smutne to wszytsko. Bo mnie ten opis zasmucił i przeraził.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55372
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Pt wrz 19, 2014 20:43 Re: Operacja

anula7777 pisze:Piszącym kąśliwe uwagi bardzo "dziękuję". Napisałam na tym forum żeby szukać wsparcia i rady od osób, które miały kota w podobnej sytuacji. Najlepiej wyjąć zdanie z kontekstu i pisać złośliwe komentarze, które i tak nic dobrego nie wnoszą:/ Kotek leżał w ogródku pod krzakiem zaraz po wypadku, kiedy go wydostaliśmy z nieszczęsnego płotu wyrwał się i uciekł tam na 3 łapach! Nie mogłam od razu z nim pojechać, bo nie miałam nawet transportu. To nie znaczy, że źle się opiekuje swoim kotem? Bo pozwoliłam mu położyć się tam gdzie mu było wygodnie? Nie chciałam go nigdzie przenosić, żeby mu czegoś nie uszkodzić przed konsultacją z wet. I proszę mi nie pisać, że nie kocham swoich zwierząt. Dostał pierwszą pomoc, ale widzę, że z ta łapką nie jest dobrze bo ropieje i strasznie się martwie, żeby nie było jakiegoś zakażenia...


Moja "kąśliwa" uwaga, czyli pytanie "od czego kot odpoczywa" wynika właśnie z tego, że mam kota w podobnej sytuacji. A nawet PO podobnej, bo łapa została amputowana.
Moja "kąśliwy" komentarz miał na celu zwrócenie uwagi na to, że działać trzeba JUŻ, TERAZ, a nawet wczoraj.
W związku z tym ponowię pytania, które pojawiły się wcześniej: co powiedział wet? jakie są rokowania? co zamierzasz dalej zrobić? (oprócz zbierania pieniędzy)

Alienor pisze:Za operację Fiony (zmiażdżona miednica, dekapitacja główki kości udowej, wcześniej RTG) po zniżce dal forumowego kota poszło 450 zł u renomowanego chirurga. Tutaj pierwsza wizyta ma wynieść 300 zł? Wiem, że w różnych miejscach są różne ceny, ale bez przesady.


Próba ratowania Bluśki u trzech różnych wetów, czyli od pierwszej wizyty, przez założenie gipsu (niefortunne), próba ratowania łapy, następnie amputacja, potem pobyt w klinice, a następnie podawanie leków po operacji oraz leczenie nadżerek w paszczy to koszt łącznie około 600zł (z pamięci łączę ceny faktur).
300zł za pierwszą wizytę, z której nic nie wynika, to (jak pisze Alienor) przynajmniej przesada.
ObrazekObrazek

Zosik

 
Posty: 3797
Od: Pt sty 25, 2013 17:10
Lokalizacja: Częstochowa

Post » Pt wrz 19, 2014 20:47 Re: Operacja

ok.
krótko i na temat - laska skąd jesteś?
na tym forum jest wystarczająco duzo ludzi, znajdzie się ktoś, kto zerknie na futrzaka i doradzi bezpośrednio - czyli odwiedzi Ciebie.
zważywszy na to, że kocurek nie może czekać
skąd jesteś?
Obrazek

Kinnia

 
Posty: 8804
Od: Nie sie 19, 2012 21:12

Post » Pt wrz 19, 2014 20:50 Re: Operacja

To pytanie już padło dwukrotnie i nadal nie wiadomo...
ObrazekObrazek

Zosik

 
Posty: 3797
Od: Pt sty 25, 2013 17:10
Lokalizacja: Częstochowa

Post » Pt wrz 19, 2014 20:52 Re: Operacja

Kinnia pisze:ok.
krótko i na temat - laska skąd jesteś?
na tym forum jest wystarczająco duzo ludzi, znajdzie się ktoś, kto zerknie na futrzaka i doradzi bezpośrednio - czyli odwiedzi Ciebie.
zważywszy na to, że kocurek nie może czekać
skąd jesteś?

Po co?
Tu potrzebny jest wet.
anula7777 pisze: Dostał pierwszą pomoc, ale widzę, że z ta łapką nie jest dobrze bo ropieje i strasznie się martwie, żeby nie było jakiegoś zakażenia...

Nie musisz się matrwić, żeby nie było zakażenia.
Ono już jest.

MaybeXX

Avatar użytkownika
 
Posty: 9628
Od: Pon sie 13, 2007 17:18
Lokalizacja: Jastrzębie Zdrój

Post » Pt wrz 19, 2014 21:00 Re: Operacja

Czyli: kot ma zakażenie bakteryjne (ropa) rany łapy. Nie był u weta, choć to absolutnie konieczne i pilne (ból, zagrożenie życia). Powiedz skąd jesteś, to ktoś z okolicy podpowie do kogo uderzyć, żeby kot miał szansę przeżyć. Bo o zachowaniu łapki to - sądząc po opisie - można zapomnieć. Może znajdzie się gdzieś w okolicy forumowicz zmotoryzowany, który zawiezie tego kota do weta jak powinno być zrobione od razu 16ego września, kiedy miał miejsce wypadek. Dziś jest 19ty. :evil:

PS. Całość tekstu wklejonego pochodzi z opisu jednej z aukcji na allegro. Skopiowałam na wszelki wypadek całą stronę w razie czego, żeby nie było, że zmyślam. Jak czytałam (przyznaję, pobieżnie, bo mną wk.rw miotał) to nie chciałam wierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nadal nie chce mi się wierzyć. Kocham zwierzątka, więc chciałam zabrać kociej mamie jej dzieci i odwieźć je do schroniska - WTF?!
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24229
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

Post » Pt wrz 19, 2014 21:14 Re: Operacja

Zosik pisze:
anula7777 pisze:Piszącym kąśliwe uwagi bardzo "dziękuję". Napisałam na tym forum żeby szukać wsparcia i rady od osób, które miały kota w podobnej sytuacji. Najlepiej wyjąć zdanie z kontekstu i pisać złośliwe komentarze, które i tak nic dobrego nie wnoszą:/ Kotek leżał w ogródku pod krzakiem zaraz po wypadku, kiedy go wydostaliśmy z nieszczęsnego płotu wyrwał się i uciekł tam na 3 łapach! Nie mogłam od razu z nim pojechać, bo nie miałam nawet transportu. To nie znaczy, że źle się opiekuje swoim kotem? Bo pozwoliłam mu położyć się tam gdzie mu było wygodnie? Nie chciałam go nigdzie przenosić, żeby mu czegoś nie uszkodzić przed konsultacją z wet. I proszę mi nie pisać, że nie kocham swoich zwierząt. Dostał pierwszą pomoc, ale widzę, że z ta łapką nie jest dobrze bo ropieje i strasznie się martwie, żeby nie było jakiegoś zakażenia...


Moja "kąśliwa" uwaga, czyli pytanie "od czego kot odpoczywa" wynika właśnie z tego, że mam kota w podobnej sytuacji. A nawet PO podobnej, bo łapa została amputowana.
Moja "kąśliwy" komentarz miał na celu zwrócenie uwagi na to, że działać trzeba JUŻ, TERAZ, a nawet wczoraj.
W związku z tym ponowię pytania, które pojawiły się wcześniej: co powiedział wet? jakie są rokowania? co zamierzasz dalej zrobić? (oprócz zbierania pieniędzy)

Alienor pisze:Za operację Fiony (zmiażdżona miednica, dekapitacja główki kości udowej, wcześniej RTG) po zniżce dal forumowego kota poszło 450 zł u renomowanego chirurga. Tutaj pierwsza wizyta ma wynieść 300 zł? Wiem, że w różnych miejscach są różne ceny, ale bez przesady.


Próba ratowania Bluśki u trzech różnych wetów, czyli od pierwszej wizyty, przez założenie gipsu (niefortunne), próba ratowania łapy, następnie amputacja, potem pobyt w klinice, a następnie podawanie leków po operacji oraz leczenie nadżerek w paszczy to koszt łącznie około 600zł (z pamięci łączę ceny faktur).
300zł za pierwszą wizytę, z której nic nie wynika, to (jak pisze Alienor) przynajmniej przesada.




Dlaczego sugerujesz, że kota nikt nie opatrzył?! Tamten wypadek był rok temu i dlatego kocik żyje, bo go leczyłam! Wcześniej tez miałam innego kocurka (kilkanaście lat), który zachorował na nowotwór i leczyłam go w klinice Teodorowskiego, gdzie zapłaciłam za leczenie ponad 1000 zł po czym kotek został uśpiony za odpowiednią dopłatą ma się rozumieć... Ściągnij sobie cennik ich usług z internetu. A okolica jak okolica, sugerujesz, że mam oddać zwierzęta do schroniska bo okolica niespokojna, czy coś innego? Bo z Twojego komentarza nie wypływa nic konstruktywnego tylko głupie uwagi i spekulacje na temat miejsca zamieszkania i wyglądu kotka. Kotek jest zadbany, regularnie odrobaczany i odpchlany i wygląda normalnie. Dlaczego sugerujesz, że wygląda źle? Dla mnie jest najpiękniejszym zwierzakiem pod słońcem, a jeśli Twoje są piękniejsze to gratuluję. Chamstwo ludzkie i złośliwość nie zna granic... Proszę już nie pisać pod moim postem. Pani/Pana rady nie są w niczym pomocne, a jedyne co maja na celu to ubliżyć.

anula7777

 
Posty: 149
Od: Pt wrz 19, 2014 14:56

Post » Pt wrz 19, 2014 21:20 Re: Operacja

taaa... też próbowałam ratować swojego prywatnego kota u Teodorowskiego. Oprócz faktury na ponad 2000zł nie uzyskałam nic. Oprócz tego, że kot był w gorszym stanie, niż jak go przywiozłam.

Napisz w końcu skąd jesteś, daj opis pierwszej wizyty (wypis z przychodni a nie Twoje dywagacje) i ktoś mądry wyśle Cię do odpowiedniego miejsca, bo to wszystko zmierza do nikąd...
ObrazekObrazek

Zosik

 
Posty: 3797
Od: Pt sty 25, 2013 17:10
Lokalizacja: Częstochowa

Post » Pt wrz 19, 2014 21:21 Re: Operacja

To straszne!
Wygląd Twojego "ukochanego" kota sprzed wypadku ( sic!) niezbyt dobrze świadczy o miłości do tegoż. Ten kocurek nie wygląda zdrowo :| Ta sierść, te oczy :(
Anula, na miłość boską! Dlaczego nie leczysz kota! Nie chcę Ci wyliczać, ale nie wygląda na to,że Twojej rodziny na to nie stać! Ja mieszkam w 50 m mieszkaniu, nie jestem zamożna, a o życie swojej kotki walczyłam 1,5 roku za grube tysiące!
Cholera!

rysiowaasia

 
Posty: 2110
Od: Nie sty 30, 2011 17:47

Post » Pt wrz 19, 2014 21:23 Re: Operacja

Alienor pisze:Czyli: kot ma zakażenie bakteryjne (ropa) rany łapy. Nie był u weta, choć to absolutnie konieczne i pilne (ból, zagrożenie życia). Powiedz skąd jesteś, to ktoś z okolicy podpowie do kogo uderzyć, żeby kot miał szansę przeżyć. Bo o zachowaniu łapki to - sądząc po opisie - można zapomnieć. Może znajdzie się gdzieś w okolicy forumowicz zmotoryzowany, który zawiezie tego kota do weta jak powinno być zrobione od razu 16ego września, kiedy miał miejsce wypadek. Dziś jest 19ty. :evil:

PS. Całość tekstu wklejonego pochodzi z opisu jednej z aukcji na allegro. Skopiowałam na wszelki wypadek całą stronę w razie czego, żeby nie było, że zmyślam. Jak czytałam (przyznaję, pobieżnie, bo mną wk.rw miotał) to nie chciałam wierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nadal nie chce mi się wierzyć. Kocham zwierzątka, więc chciałam zabrać kociej mamie jej dzieci i odwieźć je do schroniska - WTF?!



Potrafisz czytać ze zrozumieniem? Czy ja mam obowiązek przygarniać wszystkie kotki, które ktoś porzuci do siebie? Kiedy lata temu przybłąkała się do nas ciężarna kotka miałam już swoje zwierzeta i oczywiście, że pomyślałam w pierwszej chwili żeby zawiadomić najbliższe schronisko. Chyba po to istanieją te instytucje? Ty przygarniasz wszystkie koty z okolicy jak Ś.P Wioletta Willas? Owszem zgłosiłam ten fakt najbliższej placówce... i co w tym złego? Ktoś inny w ogóle pewnie by olał całą sprawę, a ja w rezultacie przygarnęłam te koty, bo je pokochałam i dałam im dom. Mają u mnie dobrze a ty się czepiasz? W dodatku przekręciłaś moją wypowiedź. Napisałam, że nie chciałam oddać kotów do schroniska i przygarnęłam wszystkie trzy! Bez komentarza.

anula7777

 
Posty: 149
Od: Pt wrz 19, 2014 14:56

Post » Pt wrz 19, 2014 21:26 Re: Operacja

Zosik pisze:taaa... też próbowałam ratować swojego prywatnego kota u Teodorowskiego. Oprócz faktury na ponad 2000zł nie uzyskałam nic. Oprócz tego, że kot był w gorszym stanie, niż jak go przywiozłam.

Napisz w końcu skąd jesteś, daj opis pierwszej wizyty (wypis z przychodni a nie Twoje dywagacje) i ktoś mądry wyśle Cię do odpowiedniego miejsca, bo to wszystko zmierza do nikąd...



Ja w tej lecznicy straciłam już jedno kochane zwierze:( A leczyłam je do końca i dawali mi tam złudne nadzieje, byle wyszarpać ile się da. Ale to najbliższy weterynarz wiec nie miałam wyboru. Mieszkam pod Katowicami. Znalazłam już innego wet. i jutro rano jadę z kotkiem.

anula7777

 
Posty: 149
Od: Pt wrz 19, 2014 14:56

Post » Pt wrz 19, 2014 21:27 Re: Operacja

Dlaczego nie odpowiadasz na zadane pytania? Co do stanu kota, lecznicy w której byłaś, diagnozy i badań?Dlaczego?
Proszono o wklejenie badań zrobionych i diagnozy. Są tutaj weci, lekarzr co zawsze doradzą. A ty nic nie robisz.
Dlaczego nie chcesz skorzystać z pomocy forumowej ?Dziewczyny proszą o podanie skąd jesteś.Ktoś podjedzie,zawiezie, doradzi jakiego weta nawiedzić. Dlaczego?
Dlazcego nei odpowiadasz na pytanie co z ratalną spłątą za operację? gadałaś o tym z lecznicą?
Twój wątek wygląda na taki co tylko o forsie chce gadać ,bo nic innego nie mówisz.
Tylko ględzenie.Brak konkretów.
jak mają tobie pomóc? W ciemno?
Fakty nie za dobrze dla ciebie wyglądają.

Leczę koty od lat i wiem jakie są stawki. Tak jak wiem ,że wet widząc desperację i stan kota daje upusty, odroczenia spłat, raty...
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55372
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Pt wrz 19, 2014 21:42 Re: Operacja

anula7777 pisze:Potrafisz czytać ze zrozumieniem? Czy ja mam obowiązek przygarniać wszystkie kotki, które ktoś porzuci do siebie? Kiedy lata temu przybłąkała się do nas ciężarna kotka miałam już swoje zwierzeta i oczywiście, że pomyślałam w pierwszej chwili żeby zawiadomić najbliższe schronisko. Chyba po to istanieją te instytucje? Ty przygarniasz wszystkie koty z okolicy jak Ś.P Wioletta Willas? Owszem zgłosiłam ten fakt najbliższej placówce... i co w tym złego? Ktoś inny w ogóle pewnie by olał całą sprawę, a ja w rezultacie przygarnęłam te koty, bo je pokochałam i dałam im dom. Mają u mnie dobrze a ty się czepiasz? W dodatku przekręciłaś moją wypowiedź. Napisałam, że nie chciałam oddać kotów do schroniska i przygarnęłam wszystkie trzy! Bez komentarza.


Po pierwsze - mogłaś wtedy zostawić te dzieciaki z mamą. Schroniska to umieralnie dla takich maluchów. Nie mają takiej odporności jak dorosłe koty więc całkiem sporo ich tam umiera. Czasem w cierpieniach, czasem mają szczęście i są uśpione. Kociaki, które jeszcze ssą matkę nie mają szansy przeżyć bez niej, więc jeśli są ślepe to są usypiane od razu a jak nie, to karmi się je tak jak podrostki i jak zaczynają umierać to wtedy się je usypia. Nie dziwię się, że kotka walczyła o małe - wiedziała, że bez niej zginą. Wzięłaś je do siebie - mogłaś je równie dobrze wydać w dobre ręce jak już były na tyle duże, że mogły sobie poradzić bez mamy (pow. 12 tygodni). My tak robimy. Jak wywalili pod moim blokiem Maurycego, to go zgarnęłam do mnie i szukam mu domu stałego - bez innych kotów, z człowiekiem mającym sporo czasu na mizianki. Nie oddałam go do schroniska, bo byłam tam wolontariuszką i wiem, że póki jest inne wyjście, to należy unikać schroniska. Za dużo zwierząt na zbyt małej przestrzeni, za mało pieniędzy i ludzi, za dużo bakterii i wirusów - schronisko. Taki bidul najgorszej kategorii tylko dla zwierząt.

Sugerowałabym klinikę na Giszowcu, dr Skolika lub dr Gierka (wszystko Katowice). Gierek jest chirurgiem ortopedą więc jest najlepszy w tym konkretnym przypadku. Broń boże klinika na Brynowie, bo tam lekarze bardzo nierówni - jak źle trafisz, to stracisz kota a wydasz kupę pieniędzy. Potrafili spaprać (z efektem śmiertelnym) kastrację u kocurka, a do tego to już się trzeba postarać.
“To co robimy dla nas, umiera wraz z nami. To co robimy dla innych i dla świata zostaje po nas i jest nieśmiertelne.” -A. Pine
nasz wątek: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=159694

Alienor

Avatar użytkownika
 
Posty: 24229
Od: Pt mar 19, 2010 14:48

Post » Pt wrz 19, 2014 22:21 Re: Operacja

laska była zalogowana, nic nie napisała
oj brzydko i niegrzecznie
Obrazek

Kinnia

 
Posty: 8804
Od: Nie sie 19, 2012 21:12

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: kasiek1510 i 523 gości