Witam. Od roku podczytuje to forum, ale sama jakos nie zabieralam sie do pisania. Nawet nie wiecie jakie to bylo szczescie dla Was
Ale dzisiaj cos mnie naszlo i napisalam krotko historie pewnego kota.
Chcecie to poczytajcie. Ciekawe kto dobrnie do konca?
Psow panicznie sie boje, a kot na czwartym pietrze w bloku to jakies nieporozumienie. Meczarnia, a nie milosc do zwierzat - myslalam i mowilam do dzieci odmawiajac im posiadania zwierzaka. I udawalo mi sie to przez wiele lat. Byly rybki, chomik, zolw, swinka morska, ale o kotach i pasach nie bylo mowy. Potem narodziny drugiego dziecka - alergika od stop do glow - calkiem uciely wszelkie dyskusje. Zniknely z domu nawet dywany, kwiaty, ksiazki... (ci alergolodzy...
).
I zylibysmy dlugo i beztrosko.... gdyby nie mala bratanica, ktora zakazy
ma za nic. Sama w domu ma zwierzyniec (ale ma dom z ogrodem), wiec
zupelnie nie rozumie co znaczy "nie" na pytanie czy chcemy przygarnac kota. Bo ona juz go zostawic u siebie niestety nie mogla. Pewnego pieknego dnia ktos podrzucil pod ich dom dwa sliczne malenkie czarne kotki. Biedne , zabiedzone, zagrzybiale. Zakochala sie w nich od pierwszego wejrzenia i zostaly u niej dolaczajac do dwoch kotow, psa, krolika i licho wie czego jeszcze. Ale kiedy nastepnego dnia ktos wrzucil za ogrodzenie nastepnego kociaka, rodzice kazali jej znalezc inne miejsce dla bidy. I tak kociak musial gdzies przeczekac. Ja twardo przez telefon powiedzialam NIE, bo juz znam sie na takim "na chwileczke tylko". Nie ze mna te numery. A tu smarkata przywozi bez pozwolenia kota. Male, chude, bylejakie, zwykly dachowiec. I wcale mnie nie wzuszalo, ze kleczy przede mna z teatralnym gestem rozpaczy na twarzach i blaga o litosc dwojka dzieci (w tym jedno moje), nawet to, ze kot faktycznie maciupenki - miescil sie na dloni 11-latka.
Tylko to durne kocie zamiast mi jakos pomoc(4 pietro, alergik, wyjazd na wakacje), rozrabiac, drapac, albo nawet gryzac, to zwinelo sie klebek,
wylizalo paluchy syna, a gdy doszlo do ostatniego to ....wzielo go za cumla. Ssac paluszek, ciagnac "mleko" ktorego niet - zasnelo blogo. Choroba sieroca jak nic. No i wywal tu czlowieku takie toto.
Kotka dostala na imie Lila. Zla bylam na siebie. Zla rowniez dlatego, ze bolalo mnie gardlo i ogolnie czulam sie marnie. Poszlam wczesniej spac, rano przeciez trzeba do pracy. I co robi ta mala pokraka? Zamiast spac grzecznie na pieknie przygotowanym dla siebie poslaniu, wlazi na moje lozko i uklada sie ....na mojej szyi! Prorok jaki czy co? Cala moja noc nieprzespana, bo jak spac z czyimis zebami (nawet malymi) tuz kolo tetnicy czy zyly?! Wierzcie lub nie, ale rano gardlo bylo zdrowiusienkie.
Autosugestia? Zeby ta malpka wybrala sobie na spanie jakies normalniejsze miejsce?
Wybrala, ale o ile syna traktowala jako swoja mame i towarzysza zabaw to sypiala ze mna (musze byc jakas chora albo zle napromieniowana).
Weterynarz widzac moja mine i slyszac szczere wyznanie, ze ja kotow to wlasciwie wcale specjalnie nie lubie, probowal wmowic mi, ze to norweski lesny albo przynajmniej ojciec byl wiewiorka (piekny puszysty ogonek),
jakby to mialo w tym momencie jakies znaczenie.
Kociatko umialo samodzielnie pic mleczko i wiedzialo po co jest kuweta.
Natomiast ja szczesciem dla Lilki nic ale to nic nie wiedzialam o kotach.
Nie wiedzialam, ze czasy mojego blogiego snu sie skoncza, bo kot bedzie w nocy polowal nie patrzac, ze biega po mnie. Nie wiedzialam, ze bedzie mnie budzil bladym switem czego nie znosze i od czego oduczylam nawet wlasne dzieci i wszystkich ich kolegow nocujacych pod naszym dachem.
Nie wiedzialam, ze gdy na rok bede musiala wyjechac z kraju, to wywiezc kota to nie takie proste jak wywiezc dziecko. I jakie drogie! Nie wiedzialam, ze kotka ma ruje! Mnostwa rzeczy nie wiedzialam, ale opiekunem jej zostal moj syn i on mial za nia odpowiadac. A ona jakas madra sama w sobie bo niczego nie niszczy, nie gryzie, nie wchodzi na stol. Naczytalam sie tutaj
Gdy okazalo sie ze wyjezdzamy na rok, to slodko przesiedziala dziewczynka w kontenerku i na kolanach dzielnie znoszac 10 godzin lotu. Przez miesiac miala jak w raju. Mieszkalismy w domu z duzym ogrodem.
Lilka skakala po drzewach i dachach goniac wiewiorki. Niestety musielismy zmienic mieszkanie. W nowym - trzeba bylo ja ukrywac. Specjalnie nie byloby to trudne, gdby nie ...ruja. Ta wariatka nie dosyc, ze molestowala wszystkich panow w domu, to jeszcze darla sie jak opentana. W mieszkaniu jest zamknieta w "czterech scianach", ale zabieramy ja na spacery na smyczy do parku i nad ocean. Wydaje sie ze jest jej z tym dobrze. I tak sobie zyjemy. Niedlugo wracamy do kraju, na czwarte pietro i bedziemy mam nadzieje zyli dlugo i szczesliwie. Ale zadnych dzieci i kotow wiecej nie planuje. Natomiast planuje kupno domu z ogrodkiem, bo nadal uwazam ze kot i czwarte pietro.....
Pozdrawiam. Jak dojde do tego jak wkleic tu jej zdjecie to uczynie to.