Jestem już w pracy. Kicia czuje się dobrze, ale następną dawkę galastopu damy jej popołudniu - bo teraz została w domu sama z naszym kocurem, a wolałabym patrzeć na nią, po tym jak dostanie znów ten lek.
Rano nie miała temperatury, i lekarz powiedział żeby dalej kontynuować podawanie leku.
Chciałam wyjaśnić czemu nie poszłam z nią wieczorem do veta - niestety nie mieszkam w W-wawie, mieszkam w małej miejscowości gdzie nie ma 24H lecznicy. Żeby ktoś przyjął mnie w nocy muszę najpierw zadzwonić i ściągnąć go do lecznicy. A to wcale nie jest proste - i nie chodzi o pieniądze. Już dwóch weterynarzy mam obrażonych (jedna wzięła kasę za badania, których nie przeprowadziła o czym się dowiedziałam zupełnie przypadkiem i jak poszłam do innego veta to było już za późno, bo kot był leczony antybiotykiem, a miał mocznicę, więc to jeszcze tylko go dobiło, inny znów vet, do którego poszłam z Kicią jako do pierwszego od razu po jej znalezieniu, nawet jej nie pomacał, nie zmierzył temperatury i chciał jej dać zastrzyk z oksytocyny, a jak się spytałam w jakim celu i że to przecież na wywołanie porodu a nie na zapalenie cycuszków, to powiedział że skoro wiem lepiej to powinnam sama się zająć leczeniem ;P) No i tak trafiłam do tego, do którego teraz chodzimy i nie chciałabym mu niepotrzebnie zawracać głowę, żeby i ten się nie obraził, bo wtedy będę musiała jeździć z kotami z 70 km. A Kicia nie jest naszym jedynym przybłędą