Działam chwilowo na starterach pięciozłotowych, więc za dużych możliwości nie mam.
Gdybym była tam na miejscu, to nie byłoby tego wątku ani sprawy, ale jestem tu, ponad 300 km od Częstochowy, i niewiele stąd mogę.
Wczoraj ok. 23.30 na przystanku autobusowym moja córka z przyjacielem znaleźli takie dwa małe robaczki.
W jakim stanie, to na zdęciach poniżej, dostałam je kilka minut temu na maila. Rano nie mogły otworzyć oczek, wszystko było sklejone ropą, dopiero kiedy Grześ przemył je delikatnie wywarem z herbaty, to dało radę. Oczywiście nochalki też zapchane
.
Chwilowo zakamuflowane zostały u Grzesia, ale to bardzo tymczasowe schronienie, moja córka na wynajętym pokoju też nie może ich zabrać.
To chore maleńtasy, schronisko to jest ostateczność.
Gdyby nie odległość, nie prosiłabym o pomoc...ale naprawdę nic stąd nie mogę zrobić.
Jedna ze znajomych z Częstochowy sama ma trójkę chorych maluchów, druga jeszcze nie odpowiedziała.
Czy znajdzie się ktoś z Częstochowy, kto mógłby zająć się malcami?
Ja postaram się wirtualnie załatwić jakoś choćby pierwszą wizytę w zaprzyjaźnionej lecznicy, ale co potem?
Proszę, pomóżcie.
Szkrabki...