Jestem poważnie zmartwiona i proszę Was, dobrzy ludzie o pomoc. Pominę tym razem kwestie zdrowotne, bo to chyba zadanie dla jakiegoś behawiorysty. Mam w domu 2 koty - kota Cotangensa (wiek ok.3 miesiące, wzięty od okoconej kotki domowej, burasek dachowiec, jest u nas od miesiąca) i Melę (ok. 2,5 miesiąca, ze schroniska, też nierasowa, puszysta trikolorka, mamy ją niecały tydzień). Ctg to (poza pierwszymi kilkoma godzinami w nowym domu) odważny, ciekawski, zwinny, skoczny kot. Jak chciał się gdzieś dostać, to bez dłuższego namysłu skakał, wspinał się, nie zrażał się wcale upadkami. W nocy miał oczywiście najwięcej zapału do zabawy, podgryzał nas w stopy (a przy zabawie pogryzał ręce, biję się w pierś). Jadł chętnie, nigdy nie załatwił się poza kuwetą. Teraz są wakacje, więc miałyśmy dla niego teoretycznie więcej czasu, a i tak miałam wrażenie, że nie jesteśmy w stanie bawić się z nim tyle ile potrzebuje żeby zużyć te ogromne pokłady energii. Początkowo mama nie chciała słyszeć o drugim kocie, ale po tym, jak wiele osób mówiło nam, że 2 koty chowają się lepiej, jest im raźniej, bawią się, mniej nudzą, zgodziła się. Przeglądałam strony różnych schronisk i natrafiłam właśnie na Melę. Zadzwoniłam, żeby uzyskać jakiekolwiek informacje. Ale pani powiedziała mi jedynie tyle, że to mały kot, więc ciężko jakkolwiek określić temperament, a na moje pytanie jak się zachowuje w stosunku do innych kotów odpowiedziała, że no nie ma problemów. Następnego dnia pojechałam tylko ją zobaczyć, ale nie było pani, która zajmuje się kotami w tym schronisku, więc inna po prostu otworzyła mi klatkę z Melą i jej siostrą. Siedziały dwie bidulki przytulone w kącie. Cały dzień się głowiłam, czy je rozdzielać, czy nie, bo mama nie zgodziła się na trzy koty w domu. Stwierdziłam, że lepiej chociaż jednej dać dom. Kolejnego dnia pojechałam z transporterem i zabrałam kotkę (ze świerzbowcem usznym oraz jak się okazało nieodpchloną i nieodrobaczoną). Mała pierwszy dzień i noc spędziła w łazience. Bała się, chowała po kątach i za pralką. Po jakimś czasie zjadła trochę namoczonej karmy. Do łazienki przypadkiem wszedł Cotangens, ale stali z pół metra od siebie, on się zjeżył, syknął i zabrałam go na zewnątrz. W drzwiach łazienki są wywietrzniki, więc czuł jej zapach, ale zachowywał się normalnie. Po wizycie u veta i opanowaniu sytuacji z Melą, nie było już przeciwskazań do ich spotkania. Na początku Ctg syczał i dawał do zrozumienia Meli, że np. zabawka jest jego. Następnego dnia były już gonitwy i zapasy, ale bez pazurów. Z tego, co widziałam, Ctg zawsze był na górze i to on decydował kiedy skończy napierać na małą (wiadomo - kwiki były sygnałem, że już wystarczy). Mela leżała brzuchem do góry, Ctg ją zostawiał, po czym ona np. zaczepiała jego ogon i zabawa na nowo (wiem, że nie muszę Wam pisać, jak wyglądają kocie zabawy ;P). Na drapak początkowo nawet nie wchodziła, bo Cotangens dawał o zrozumienia, że to jego miejscówka. Poza tym, Mela na wiele miejsc na wysokości nie potrafi wejść. Oczywiście była bardziej płochliwa, ale.. nie jest też tak bystra jak Cotangens, taka trochę z niej gapcia. Wydawało się, że Ctg jest w tym układzie kotem dominującym, a Mela grzecznie zajmie swoje miejsce w hierarchii.
Ale zrodził się problem. Nie wiem, czy to tylko zbieg okoliczności, czy bardziej złożona sprawa. Kot zatruł się czymś ostatnio (wymiotował, miał luźną kupę, nie chciał jeść). Po wizycie u weterynarza już nie wymiotuje, kupa bardziej zwarta, ale je bardzo mało albo wcale. Podajemy mu Animondę, którą wcześniej jadł ze smakiem (i na pewno nią się nie zatruł, od razu zaznaczam), surowego kurczaka, trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby zjadł. Jaki to ma związek z Melą? Może żaden, ale Mela je za pięciu, więc po zjedzeniu ze swojej miski najchętniej zjadłaby z miski Ctg. Tu sedno sprawy: Mela do wszystkiego się pcha przed Cotangensem. Rzucam mu kulkę z folii, Mela łapie i podobnie z innymi zabawkami. Oczywiście nie zawsze, ale na tyle często, że mnie to zastanawia. Najgorsze, że Ctg jej w tym wszystkim ustępuje. Ale wyczuwam, że nie ustępuje jak opiekun młodszej koleżance, tylko z takim trochę zawodem w oczach. My się bardzo staramy, żeby nie był zaniedbywany, mam wrażenie, że wręcz koncentrujemy się na nim, a Mela jest trochę w cieniu (wyszło tak przez problemy zdrowotne Ctg). Ale mała jakby się tym nie przejmowała, taka z niej trochę święta krowa (wiecie o czym mówię, niby nic nie robi, sama niewinność, ale wszędzie pierwsza). Mama dzisiaj zasugerowała, że może Ctg to jest typ samotnika, że towarzystwo wręcz mu przeszkadza. Ale mi się wydaje, że to za młody kot, żeby coś takiego wnioskować. Koty bawią się razem (polują na siebie, gonią, zapasy, pisałam wyżej), nie śpią razem, chociaż zdarzały się już odległości mniejsze niż metr. Ctg stał się jednak ostatnio bardziej płochliwy, dzisiaj np. uciekał jak nagle, szybkim krokiem wychodziłam z kuchni, wcześniej tak nie robił. Czytałam i wciąż czytam sporo o dokoceniach. Wiem, że to jest stresujące przeżycie dla nich dwoje (choć Mela jakby już się czuła swojo). Wiem też, że nie można ingerować w to ich docieranie się (bo rozlewu krwi nie ma) i ustalanie hierarchii (po cichu kibicowałabym Ctg, bo ja to zawsze za słabszymi, a teraz mam wrażenie, że to właśnie on jest tym uciśnionym). W innym temacie dowiedziałam się, że za szybko wzięłam drugiego kota, bo przed drugim szczepieniem pierwszego, ale teraz jest już jakby za późno. Zastanawiam się, co zrobić, jak tą sytuację załagodzić. A może przesadzam i nic strasznego się nie dzieje?
Jak zawsze się rozpisałam, wybaczcie. Przez problemy zdrowotne, a teraz jeszcze te behawioralne w domu jest coraz gorsza atmosfera. Myślę o kotach właściwie bez przerwy, mama też, a to chyba niezdrowe, bo z całą miłością, to jednak tylko zwierzęta.. Mam raczej praktyczne podejście do życia, więc jak jest problem, to ja chciałabym go rozwiązać. Dlatego proszę Was o rady.