Witajcie
Od ponad roku błąka się po mojej wsi kocurek, jest niczyj, na zimę zbudowałam mu budkę ze styropianu, i zagościł się w niej. Daje się głaskać, karmić, nawet udało mi się go podstępem (tabletka w kiełbasie) odrobaczyć), daję mu raz na miesiąc frontline na kark - ma problem z ząbkami, do uszu daję mu oridermyl moich kotów. Spytałam wetki, czy wykastrować go, i powiedziała, ż tak. Jakie jest Wasze zdanie? Wolałabym, żeby trzymał się naszego podwórka, zbadać go , jak się da zaszczepić, i wykastrować. Mógłby sobie dalej chodzić swoimi dróżkami, najważniejsze - nie byłby już tatusiem kolejnych kociąt. Tylko wiem, że kastracja łagodzi agresję, i kot jakby spada w hierarchii, a on sporo walczy z innymi kocurami. Nie chciałabym, żeby jakiś inny kocur przepędził go z naszego podwórka (moje koty nie wychodzą, mają białaczkę). Dzięki za porady