Od kilku tygodni zadomowił się u mnie kocur -wieczny wojownik , morderca (i tu niestety nie przesadzam) .
Został wypuszczony po leczeniu i kastracji i poprostu postanowił się osiedlić na stałe.
Kocur obecnie chudy ale typ wojownika i bandyty. Wieczny łazęga z niegojącymi się ranami pyska .
Obecnie od dwóch mies wykastrowany.
Wykazuje zachowania agresywne bez powodu w stosunku do moich kotów-nie aż tak często bo schodzą mu z drogi (ale też ) i do nas ludzi też,ale też mu schodzimy z drogi
Z wyglądu typ miziaka, ocieraka -prawie wiernego psa -jednak pozory BARDZO mylą.
Problem polega na tym,że dwa domy dalej mieszka
drugi kocur (tak go nazwę) -jeszcze nie wykastrowany ,ale już nad tym pracuję .
Każde spotkanie tych dwóch kotów zawsze kończy się walką i nie są to tylko strachy na lachy ,ale regularna walka na śmierć i życie.
Od kilku dni zamykam "mojego" kocura pod moją nieobecność w domu ,aby się nie włóczył i nie miał powodów do bójek .
Nawet sama obecność gdzieś w oddali tego drugiego kocura powoduje uruchomienie mechanizmu "bij, zabij"
Niestety ten drugi jest stałym bywalcem mojej kociej stołówki co znacznie ułatiwa obu spotkania -stąd izolacja "mojego"
Nie muszę wspominać,że takie walki zwykle odbijają się rykoszetem na moim spokojnym stadzie .
Czy ktoś wie co robić?
Na wypłukanie hormonów u "mojego" to już chyba najwyższa pora.
Czy taka agresja to jest już poprostu nawyk iczy jest szansa ,że kastracja drugiego coś tu da?
Edit: uzupełnienie -"mój " kocur jest całkowicie nieobsługiwalny, nie pozwala przy sobie grzebać i nawet jak się łasi i ociera nie ma gwarancji,że zaraz nie przywali z łapy .
Niema też żadnej szansy na współpracę z domem drugiego kocura,żeby np oba przez jakiś czas wzajemnie izolować i próbować oduczyć ich łażenia bo to debile i prostaki .