Lili wraca do formy. Na święta będzie jak nowa. Po sterylizacji bardzo się zmieniła. Jest tak towarzyska, że ja sama ciągle przecieram oczy ze ździwienia. Najchętniej nie schodziłaby z kolan, ciągle zagląda mi w oczy i ćwierka. Jej relacje z psami są bardzo poprawne, spokojnie chodzi po podłodze z dumnie podniesionym ogonem. Ku uciesze naszego syna z nim również dogaduje się lepiej. Kilka razy pozwoliła Mu się nawet ponosić. Choć tu problem jest grubszy, bo nasz synuś jak chce Lilkę pogłaskać to stara się być delikatny, a w praktyce wygląda to tak jakby się do niej skradał i na nią polowal.
Od kilku dobrych dni poznaję nowe dla mnie zachowania kotów. Nie miałam pojęcia, że kot może być tak "nachalny" w swojej miłości. Jak tylko siądę Lila pcha się do tulenia. Jak braknie miejsca na kolanach to potrafi położyć się z tyłu na moich barkach, a co dziwniejsze liże mnie wtedy po policzku i ciągnie za ucho
. Każde miejsce jest dobre byle na człowieku, nie zdziwiłabym się gdyby weszła mi na glowę.
Ustąpiły też problemy z wydrapywanie sobie ran wokół szyi. Mam nadzieję, że to faktycznie było na tle hormonalnym bądź stresowym, i że już mamy spokój. W końcu zeskrobina i posiew nic nie wykazały. Bardzo nie chiałabym żebyśmy musieli w najbliższym czasie odwiedzać weta. Kochamy Lilkę, ale koszta wizyt u weterynarza już przekroczyły 2000zł, a kicia jest z nami dopiero od 4 miesięcy. Przyśpieszona sterylizacjia, badania skóry, badania związane z krwiomoczem, wizyty kontrolne tylko w tym miesiącu pochłonęły około 700zł. Pierwszy raz w życiu zbrakło na pieniędzy do kolejnej wypłaty i to na 10 dni przed kolejną
. Dobrze, że w zamrażarce i w lodówce jest co nieco, i że dla dzieci na Mikołaja kupiłam upominki już 2 miesiące temu, kiedy to trafiłam w sklepie na bardzo korzystne przeceny.
Ech, jakoś to będzie...
Najważniejsze, że zdrowi jesteśmy. No może poza mną, bo męczy mnie zapalenie zatok, ale w końcu przejdzie, musi przejść.