Witam wszystkich
Niektórzy z Was pewnie znają mnie z mojego codziennego wątku/bloga w dziale Koty. Za zgodą moderatora pozwoliłam sobie założyć tutaj drugi wątek licząc, że więcej znających się na kocich chorobach ludzi zajrzy do nas i może poradzi co robić. Mam w domu 2 koty Rosyjskie - bliźniaki prawie dwuletnie. Na początku były bardzo duże kłopoty z Tosią - pojawiła się krew w kupce, przez pół roku była praktycznie codziennie, a my jeździliśmy od jednego weta do drugiego, wszędzie praktycznie będąc odsyłanych z kwitkiem ("jak się pani dowie, czemu kot krwawi to proszę mi dać znać, sam jestem ciekaw"). Wtedy to właśnie zapisałam się na Miau i wspólnymi siłami, po znalezieniu wreszcie cudownej pani weterynarz z zamiłowania i powołania, udało nam się zdiagnozować u Tosi alergię pokarmową, która doprowadziła do stanu zapalnego jelit. Po odpowiedniej kuracji i przejściu na Hypoallergenic'a kłopoty zniknęły. Po 6 miesiącach praktycznie codziennych wizyt u wetów, koniec kuwetowych kłopotów był radością trudną do opisania
Było to mniej więcej w maju 2013. Bazyl w tym czasie był zdrowy, oprócz czasem łzawiącego oczka nic mu nie dolegało. No, może czasem pojawiające się wymioty. Ale raz- dwa razy w miesiącu to raczej nic niepokojącego u kota, kładliśmy to na karb zakłaczenia. Mniej więcej w maju '13 wymioty stały się jednak bardziej dotkliwe, tzn już 4 razy w miesiącu. Zaczęłam wtedy zapisywać ich częstotliwość. Weterynarz obstawiała zbyt łapczywe jedzenie, więc mimo że koty miały chowane miski, żeby cały czas nie podjadały, wystawiliśmy je znowu, żeby Bazyl nigdy się nie martwił, że mu zabierzemy i żeby nie jadł za szybko. Nie było jednak poprawy. Potem teoria zmieniła się na "zakłaczenie" - regularne podawanie BezoPetu też nie pomogło. Poniżej wkleję Wam moje zapiski z dniami miesiąca kiedy pojawiały się wymioty. Jak widać, nie były to wymioty regularne, nie ma w tym żadnej logicznej dla mnie zasady, przez ten rok przewijały się karmy i suche i mokre (oczywiście stopniowo i powoli wprowadzane), były też próby surowego mięsa (plan przejścia na barfa), ale wymioty zdarzały się po każdym rodzaju jedzonka. Jedyne, co z tym wszystkim jest stałe to moment wymiotów: zawsze bezpośrednio po jedzeniu, czasem od razu nad miską, a czasem jak już odszedł od miski i mył się po posiłku. Bazyl nigdy nie zwymiotował później niż jakieś 5-7 minut po jedzeniu i myślę, że jest to tu dość istotne, może ktoś ma jakiś pomysł z tym związany?
Nasz kalendarz wymiotów wygląda tak:
maj 2013: 5, 10, 14,19
czerwiec 2013: 2, 6, 15, 21, 22
lipiec 2013: 18, 25, 29
w sierpniu pojawiały się wymioty, niestety nie zapisałam ich
wrzesień 2013: 1, 5, 6, 12, 23, 27
październik 2013: 4, 11, 19
listopad 2013: 2, 6, 9, 12, 24, 25, 29, 30
grudzień 2013: 2, 14, 18
styczeń 2014: 1, 2, 3, 7, 12, 18, 22, 27
luty 2014: 12, 18, 27
marzec 2014: 4, 15, 20, 22, 28
kwiecień 2014: 3, 4, 11, 18
maj 2014: 10, 13, 15, 17, 20
czerwiec: 14, 17, 18, 19
Listopad'13 i styczeń'14 to były naprawdę ciężkie miesiące, w tym czasie kot jadł mniej i bardzo chudł. W styczniu 2014 Bazyl miał robione badanie krwi, oto ono:
http://i57.tinypic.com/21d3ceb.jpgNiektóre zawyżone parametry to wg naszego lekarza skutek tego, że tak schudł w tamtym czasie, inne to mógł być stres. Ogólnie weterynarz nie zauważyła nic naprawdę niepokojącego w wynikach. Było też robione badanie moczu oraz kału - wszystko ok, jedynie w kupkach znaczna ilość sierści. W styczniu Bazyl miał podawany Ulgastran.
Mniej więcej od kwietnia Bazyl był tylko na puszkach Power of Nature. W maju'14 znowu zaczął chudnąć (po ostatnim styczniowym schudnięciu na szczęście nadrobił trochę ciałka) i widać było, że kot ewidentnie traci apetyt. Najpierw nie chciał jeść swoich puszek, ale dałby się pokroić za Gourmety (nigdy nie karmiłam go nimi na stałe, ale używałam sosu z tych karm, żeby zachęcić go do jedzenia surowego mięska - próby przejścia na barf). Przez chwilę podawałam mu więc PoN z dodatkiem sosu z Gourmetów, potem odmówił jedzenia takiej mieszanki, więc jadł same Gourmety, ale po 2-3 dniach przestał jeść cokolwiek. Praktycznie stawiałam mu miski z tym co miałam - mokre, suche, do wyboru. Mokre lizał i odchodził, suche brał do pyska i wypluwał, jakby nie mógł tego zgryźć. Zostały mu sprawdzone u lekarza dziąsła, ale ich stan jest bdb. W końcu naprawdę przestał zupełnie jeść i sytuacja zaczęła mnie przerastać - przez 2 dni Bazyl nie tknął nic. Tak jak pisałam, próbował, ale zaraz wypluwał. Nasza weterynarz od dawna wspominała o opcji podania mu sterydu, ale szczerze mówiąc wzbraniałam się przed tym. Niestety w takiej sytuacji musiałam jej po prostu zaufać. Lekarka po objawach i po tym, że jego siostra miała takie a nie inne kłopoty ze zdrowiem, powiedziała że wg niej jest to jakaś postać IBD. Od 21 maja'14 kot zaczął przyjmować leki: steryd Encortolon 5mg 2x1 oraz antybiotyk Metronidazol 3x1/2. Już tego samego dnia wieczorem zaczął znowu jeść. Przez następne kilka dni jadł jak mały słonik. Niestety ten antybiotyk jest dość gorzką tabletką, którą wg ulotki należy podawać po posiłku. Bywało, że się ślinił i biegał zdezorientowany przez ten gorzki smak (chowanie tabletki nie pomogło). Kot szybko zrozumiał, że jedzenie = podawanie mu czegoś gorzkiego zaraz potem... no i przestał jeść :/ Skonsultowałam się z weterynarzem i stwierdziłyśmy, że przerwiemy podawanie antybiotyku o tydzień wcześniej niż planowała, bo ważniejsze w tej sytuacji jest, żeby jadł cokolwiek. Akurat ten moment odstawienia antybiotyku zbiegł się mniej więcej w czasie z momentem zaplanowanego schodzenia ze sterydu. Tzn dzień po odstawieniu antybiotyku, kot nie dostał sterydu bo zaczął się etap "1 tabletka co 2 dni". Wtedy wymioty wróciły (14 czerwca). Szybko znowu stracił apetyt, 18 czerwca podjadał po parę chrupek co kilka godzin aż pod koniec dnia zwymiotował chyba wszystko, co zjadł :/ 20 czerwca wróciliśmy do zwiększonej dawki sterydu, czyli 1 dziennie, zamiast 1 co 2 dni. Lekarka zasugerowała, że może to być alergia pokarmowa, podobna do Tosi, tyle że u niej objawiała się krwią w kupie, a u Bazyla może objawiać się poprzez wymioty. Kiedy od 20 czerwca Bazyl zaczął znowu dostawać 1 tabletkę sterydu dziennie, wszystko się uspokoiło, apetyt wrócił. W ostatnim czasie kot jadł tylko karmę Tosi, czyli RC Hypoallergenic, ale wetka zasugerowała, że karma karmie nierówna i może jakaś inna podziała na niego lepiej i wyeliminuje wymioty. Kupiliśmy Hill's z/d i po powolnym przestawianiu na nową karmę, Bazyl zaczął jeść tylko to. Wtedy lekarka powiedziała, żeby ponowne zmniejszyć dawkę sterydu celem zaobserwowania, czy nowa karma coś zmieni. Tym razem zamiast 1 tabletki co 2 dni (tak jak przy wcześniejszym schodzeniu z leku), zaczęliśmy podawać mu 1/2 tabletki codziennie. Jest tak od 7 lipca, wydaje mi się, że Baz je troszeczkę mniej niż wcześniej (upały?), ale je i nie ma wymiotów od 20 czerwca.
Dlaczego więc cały ten długi post? Proszę Was o opinie, rady, sugestie - co przeoczyliśmy? Czego nie dopilnowaliśmy? Od poniedziałku wg planu znowu zmniejszymy ilość sterydu do 1/2 tabletki co 2 dni. Boję się, że kot znowu przestanie jeść i będę wtedy miała mało czasu na podjęcie odpowiednich działań, może już teraz ktoś ma jakieś sugestie? Nie mam pojęcia dlaczego kot wymiotuje, dlaczego tyle razy tracił zupełnie apetyt i pluł jedzeniem dookoła miski. Jeszcze w tamte wakacje kot ważył prawie 4,60 - 20 czerwca'14 jego waga wyniosła 3,79kg :/ Kiedy zapytałam lekarkę co będzie, kiedy znowu wrócą wymioty przy próbie zejścia ze sterydu, powiedziała że trzeba będzie zwiększyć dawkę. I co wtedy? Tak do końca życia? Przeraża mnie to, bo wiadomo jaką opinię mają sterydy
Mieliśmy w planach USG, ale fakt, że na przypadłość kota pomagają leki, obala raczej teorię o złej budowie przełyku, o niedomykaniu się jakiejś zastawki itp. Natomiast warto też zaznaczyć, że oprócz tych momentów kiedy zupełnie przestawał jeść, kot nie był nigdy apatyczny, osowiały, zawsze chętnie się bawił i z nami i z siostrą.
Bardzo kocham moje koty i naprawdę zrobię wszystko, żeby im pomóc. Z Tosią jeździliśmy nawet do prywatnej kliniki w innym mieście (gdzie nota bene potraktowano nas jak worek kartofli). Dla Bazyla też zrobię wszystko, co będę mogła. Nie zmieniam lekarza, bo podczas prób wyleczenia Tosi poznaliśmy wszystkich fachowców w mieście. Dopiero ta jedna pani wykazała tyle zaparcia i chęci rozwikłania zagadki, że po wielu próbach wreszcie nam pomogła. Dlatego wciąż ufam jej w kwestii Bazyla, ale jeśli ona poprzestanie na opcji "sterydy na zawsze" to będę szukać kogoś innego. Tyle, że jak pisałam, w moim mieście nie bardzo jest do kogo jeszcze się udać