Witam,
Moja znajoma, zapragnęła dać dom kotkowi. Po wielu poszukiwaniach znalazłyśmy odpowiedniego kociaka. Pochodzimy z województwa świętokrzyskiego.
Znajoma jest odpowiedzialną kobietą, bez dzieci. Gdyby nie była osobą odpowiednią na kocią mamę nie zachęcałabym jej do podjęcia takiej decyzji.
Na allegradce znalazłyśmy ogłoszenie o kotkach do adopcji. Fundacja z Wałbrzycha.
Po wstępnej rozmowie z panią, było wszystko na dobrej drodze. Koleżanka została poinformowana o kontrolach poadopcyjnych. Ale na wszystkie warunki się zgodziła, już skompletowała całą wyprawkę dla maleństwa…
Kociak od owej pani został przetransportowany do pewnego pana Sławka ze Świdnicy.
Pan ze Świdnicy po próbie skontaktowania się z nim, odzwonił z ogromnymi pretensjami, że on jest w pracy i nie rozmawia się w pracy. Ja rozumiem wszystko, ale ten ton mówił sam za siebie. Nikt nie jest śmieciem, żeby się do niego tak zwracać. Oczywiście miał ogromne pretensje, że tak daleko to oni nie będą jeździć na kontrolne i inne dziwne rzeczy.
Pan Sławek miał wysłać adres smsem, miałyśmy jutro jechać po kotkę. Po niemiłej rozmowie stwierdziłyśmy, że poczekamy cierpliwie na wiadomość, bo zostaniemy znowu nieuprzejmie potraktowane (bo powiedzmy trafimy tym razem na porę kolacji, a przecież jak się je to się nie rozmawia).
W końcu koleżanka postanowiła dzisiaj zadzwonić do pana, bo jutro miałyśmy jechać a nadal nie mamy adresu.
I tutaj historia pisana przez pana Sławka, iż miał sytuację awaryjną. Kotki są już WYDANE. Przebywały z matką po sterylce i maluchy rozpruły jej szwy. Takich bajek dawno nie słyszałam… podobno to jakaś fundacja.
Ja jestem całą tą sytuacją zażenowana. Ktoś chce dać kotu dom, a zostaje tak potraktowany jak śmieć. W dodatku to zbywanie przez kilka dni. Przecież od razu mogli powiedzieć, że kotki znajoma nie zaadoptuje bo takie jest ich widzimisię. Jestem zniesmaczona tym jak została potraktowana moja znajoma. Przecież mogłaby im wysyłać zdjęcia kotki… A po za tym ta historia o rozprutych szwach i WYDANIU maluchów, wyssane z palca i to chyba środkowego, który od początku był skierowany przez pana S. w naszą stronę…
Pierwszy raz się z takim brakiem profesjonalizmu spotkałam…
Co sądzicie o tym ? Czy ten człowiek musiał nas zbywać przez kilka dni?
Specjalnie całą wyprawkę kupiła znajoma, karmy weterynaryjne, już jej nawet założyła `profil` u weterynarza… a tutaj nic z tego, bo takie widzi mi się. Mogli od początku powiedzieć, że nie dostaniemy małej.