Boże jaka ja jestem głupia ....
Mały znajdek u mnie od 20.05 br , w środę utykał na przednią lewą łapkę, pomyślałam że z czegoś spadł czy źle stanął i go boli prócz tego żadnych niepokojących objawów.
W czwartek utykanie ustało ale mały trochę więcej spał i mało zjadł. Miałam z nim iść do weta w piątek ale że lepiej mu było to ja debilka posłuchałam mamy i nie poszłam ( idiotka
ze mnie ) .
Piątek, sobota i niedziela bez kłopotów , do ok 15 w niedzielę, wtedy młodzieniec zwymiotował z sierścią- mój wniosek zakłaczyła się chłopina ...
Później wszystko w normie aż do ok. 15 w poniedziałek pierwsze wymioty nie było niestrawionych resztek pokarmu czy kłaczków , nastepne takie same wymioty o 18, 22, 1, 4 ,5 i ostatnie o 7 rano dziś wymioty o kolorze żółtym, wodniste .
Wiadomo że wizyta u weta na poważnie, mały dostał zastrzyki wzmacniające, przeciwwymiotny i chyba antybiotyk (nie wiem co to dokładnie było, bo zapomniałam książeczki ) . Pobraliśmy krew ale mały był odwodniony więc nic zbytnio z tego nie wyszło, młody został nawodniony podskórnie. Teraz przed chwilą wróciłam od weta (druga wizyta) no teraz po nawodnieniu trochę krwi wyszło, wyniki jutro i jutro kolejna wizyta. Młody znów został nawodniony. Najbardziej niepokojące jest to że mimo że coś tam ciapał schudł 200 g (teraz waży 900
) , wczoraj też zjadł tylko rano . Dzisiaj wpycham mu na siłę gerberka i oczywiście wodę. Młodzieniec jest strasznie blady (dziąsła i oczy) i w dodatku NIE MA gorączki a wręcz temperatura na 1-szej wizycie 37* teraz 35,5 * mimo dogrzewania butelkami z gorącą wodą i opatulenia w kocyk (ale ten pomiar mógł być przekłamany bo trochę czekaliśmy w kolejce, więc mógł się ochłodzić ? )
Ja już nie wiem co mam robić , wiem że to moja wina , czemu ja z nim wtedy nie poszłam na wizytę . Debilka...