Weeekeeendddd....
Wczoraj juz tak byłam zmęczona fizycznie i psychicznie, że na prawie umówione spotkania przyszłam trochę za późno, nic z nich nie wyszło i muszę pojechać jeszcze raz.
Gdy wracałam wieczorem poprawił mi się humor, bo uświadomiłam sobie, zę mam dwa dni wolne, oczywiście z czymś tam do zrobienia, ale bez presji. Pewnie nie poprawiała mi samopoczucia okropna infekcja pd środy, mam otartą od chusteczek skórę na połowie twarzy.
Mikunia różnie, zwłaszcza z jedzeniem. Zamówiła sporo z zooplusa, ale ona nie chce jeść tego co mam dużo tylkko tego , co jest mało, a co sądziłam, ze jej nie będzie smakować... gdybym miała zapas finansów to nie byłoby problemu, a tak to trochę kłopot. Bo reszta zje, a dla niej znów nie mam jedzenia za duzo.
DeeDee jakby lepiej, pewnie pomogły jej wspólne inhalacje nocne, jakie robiłam sobie i kotom.
Milena coraz bardziej ma wylizane boki.
Notka i Milenka razem sie bawią. Notuś nawołuje Milenę i zaczynają się gonitwy. Teraz obie czekaja na mnie w przedpokoju, licząc na to, ze pomacham im piórkami.
Znów się prezypatruję oku Nutki, bo jakoś straciłam pewność, ze ma te plamki. Jak się przyglądam z daleka to nie widzę, bo sama jestem slepawa, jak z bliska i intensywnie to ona ucieka - logiczne. I błędne koło się zamyka.
Jutro i pojutrze będę miała gości. Tych samych, którzy byli kilka dni na kilka miesięcy przed śmiercią Rudej Łapki. Skojarzenia mam silne i okropne.
Nie umiem sie uporać ze śmiercią. Żyjęciągle z mmyślami o niej, ze wszyscy odejdą i ze to tylko jest pewne na świecie itd. Na siłe próbuje spobie radzić - wyszukuję piosenki optymistyczne, o życiu, spłenianiu marzeń itp, ale one nie wzbudzają we mnie żadnych emocji i szybkow ychodzą z głowy.. ale te o śmierci, odchodzeniu, stracie silnie zakorzeniają się w moim umyśle..ciężko.