To sie bardzo rzadko zdarza, właściwie pierwszy raz uslyszałam w środę w sluchawce prośbę mamy, abym przyjechała i poszła w czwartek z Tata do chirurga. Nie miałam wyboru. Mama słabo się czuje, ale bardzie mi to wyglada na takie psychiczne wyczerpanie i jakieś depresyjne stany. oczywiście do tego dokłada się jej główna choroba, ktora- jakto dr pulmunolog powiedziala- zawsze sie zaostrza jesienią.
wsiadłam zatem wczoraj o 5.50 rano do autobusu. Stadko zostało same, bez opieki, na 3 dni i 2 noce. dostawiłam kuwetę, nasypałam pod sufit suchej karmy.
I siedzę sobie i się troche martwię. Mice nasypalam na biurku suchej ktora jest tłustsza , ma małe chrupki i ona ja bardzo lubi (jedyna sucha ktora je po zabiegu), ale wiadomo - nie ona jedna ja lubi, więc pewnie towarzystwo zezarło tę karmę już przez wczorajszy dzień. Mam nadzieję, że jednak coś je.
Nutka utykała w środe wieczorem na przednią lewą łapkę. Wyraźnie. I mniej była chętna do zabaw i jakichs gonitw. DeeDee utykała o wiele słabiej w tamtym tygodniu, teraz już nie utyka, ale zlazła z szafy w środe w dzien z glutem do pasai mega kichaniem.
Mam nadzieję, ze panny wytrzymaja do jutra. Jutro wracam.
A te dwa dni byly bardzo, bardzo intensywne. juz mi się nawet nie chce pisac o kolejnych rewelacjach z gabinetu chirurga...