» Pt cze 20, 2014 11:00
Re: zaginęła młoda kociczka KIELCE, proszę o pomoc:(
Dzięki wojtek_z.
Z tymi ludźmi to niestety masz rację:(
Chociaż przeanalizowałam (bo inaczej bym już dawno zwariowała) wszystkie możliwości: ogłoszenia o kotce rozwiesiliśmy już następnego dnia od zaginięcia (kotka zaginęła 27 maja ok. godz. 18), zrobiliśmy spore zamieszanie na osiedlu bo ciągle nawoływaliśmy naszą kicie, ja biegałam po całej okolicy od rana do rana i zaczepiałam każdą napotkaną osobę - więc jeśli ktoś przygarnąłby kicię to NIE MA SZANS aby nie natknął się na ogłoszenie czy w jakiś inny sposób dowiedział o tym, że jej szukamy. To raz, dwa nasza Urwiska boi się obcych, tylko nam ufa:( bardzo wątpię zatem aby dała się komuś złapać...Poza tym w obecnej sytuacji, kiedy mnóstwo jest małych kociąt do oddania czy adopcji, kto pokusiłby się o przygarniecie dorosłego zwierzęcia i do tego bojaźliwego... Dostaję sporo telefonów z propozycją oddania mi kociaka (bo komuś się urodziły i nie ma co z nimi zrobić:( ), przy okazji i tym kociakom staram się pomóc, czy to z ogłoszeniami czy adopcją...
Myślę, że nie zdążyłaby też narobić komuś krzywdy w ogródku zanim ten ktoś zobaczyłby ogłoszenia - a podana jest w nim informacja o wysokiej nagrodzie pieniężnej dla znalazcy więc myślę, że ktoś taki raczej wolałby ją oddać i odebrać nagrodę niż gdzieś wywieźć...
Jeśli chodzi o zamknięcie w piwnicy to tu jest niestety gorsza sytuacja. My nie mamy piwnicy, mieszkamy w bloku w zaadaptowanej "suszarni" na poddaszu i piwnica nam nie przysługuje, ale schodziliśmy kilka już razy do naszej piwnicy - do korytarza, i nawoływaliśmy, dziś nocy zastawiłam tam też klatkę-łapkę z przynętą bo a noż...ale nic się nie złapało. Dzięki uprzejmości sąsiadów byliśmy w każdej piwnicy w pobliskich blokach, oczywiście tylko w ogólnych korytarzach bo nie jest możliwe aby każdy mieszkaniec wpuścił nas do swojej piwnicy... Tylko, że ja od momentu zaginięcia kici, szukając jej, obserwowałam czy jakieś okienka są uchylone - wszystkie pozamykane szczelnie...u nas na osiedlu okienka są nowe, plastikowe i są albo pozamykane, albo uchylone ale zakratowane tak, że kot nie przejdzie. Po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko naszego bloku znajdują się domki jednorodzinne, do kilku zostaliśmy wpuszczeni i przeszukaliśmy posesje, piwnice, szopy...NIC.
Ale jeśli jednak gdzieś zostałaby zamknięta to po 3ch tygodniach ciałko zaczęłoby się już rozkładać i czuć byłoby fetor...więc myślę, że właściciele by się zorientowali. Tak samo sobie tłumaczę, że gdyby leżała gdzieś ranna, czy nieżywa (odpukać:(( ), np. przy ulicy to byśmy znaleźli ciało, chociażby dlatego, że regularnie jeździmy rowerami po okolicy bliższej i dalszej. Poza tym zieleń miejska wie o tym, że mają dzwonić gdyby zebrali jakieś ciało. Raz dostałam informację o rozjechanych zwłokach dość daleko od naszego osiedla - pojechałam tam, okazało się, że była to kuna. Mamy tu w okolicy bardzo dużo dzikich terenów, chodzimy i przeczesujemy je (na niektóre niestety nie da się wejść), ale jeśli nasza kotka leżała by tam gdzieś, to ludzie chodzący z psami (a bardzo wielu spaceruje po tych terenach) natknęliby się na nią, zwłaszcza, że psy od razu wyczują ranne zwierze czy padlinę...
Tak więc jest jeszcze nadzieja, że kici żyje..
Codziennie mam po kilka telefonów, od 3tyg. uzbierało się już ponad 100 fałszywych alarmów - każdy trop sprawdzamy. Nie wiem gdzie ona może być:(((
Serce mi pęka, ona jako kocie była kiedyś bezdomna, nie wyobrażam sobie aby znowu wróciła na ulicę:(( chociaż to i tak jest jedna z bardziej optymistycznych wersji wydarzeń..