Kochani,
dostałam wiadomość od koleżanki, że przybłąkał się do nich kot. Z relacji telefonicznej dowiedziałam się, że kot jest bardzo chudy, brudny, ma zaropiałe oczka, ale troszkę je. Kota wpuścili na budowę, zrobili kojec z pudła (co było pod ręką) i zamknęli aby się nigdzie nie oddalił. Koleżanka za kotami nie przepada, ale skoro pochyliła się nad nim to pomyślałam, że naprawdę musi być źle. Wczoraj mieli jechać z nim do weta, ale oczywiście wszystko było pozamykane więc poradziłam na szybko by próbowali karmić często, ale małymi porcjami, postawili wodę. Kupili to co było na wsi w niedzielę dostępne - Kitekat w puszcze.
Dziś udałam się z koleżanką na jej budowę by kotka zobaczyć. Uwierzcie mi, padłam na kolana (dosłownie) na widok tej biedy, padłam, przytuliłam i się poryczałam
Kotka, biała z szarą plamką na główce i nóżce oraz szarym ogonkiem, na moje niewprawione oko ok. 6 miesięcy - rok (ocena pewnie do dużej korekty bo kot jest tak zabiedzony, że trudno mi ocenić wiek). Szkielet, kosteczki można policzyć co do jednej, porusza się powolnie i niestabilnie w zasadzie ciągle leży. W nosku glutów nie stwierdziłam, w oczkach ropa. Uszy brudne/zaświerzbione, ale delikatnie. Kotka mruczy, łasi się na tyle na ile jej sił starcza, stawia ogonek, ugniata, przytula się. Jest strasznie kochana w całym tym nieszczęściu, które ją spotkało
Zjadła troszkę tacki Winstona, którą zawsze mam w samochodzie.
Pożyczyłam koleżance kenelówkę coby mogła kotkę bezpiecznie przechować, transporter, dałam kocyki, posłanka, miski, termofor, zabawki, puszki Granatapet, trochę TOTW, saszetkę Convalescenca i trochę innych drobiazgów. Koteczkę zapakowali w transporter i pojechali dziś do "weta" (nie bez powodu cudzysłów).
"Wet" stwierdził: kot wychudzony, płuca czyste, nie ma gorączki, waży 1,300g, o wieku nic nie mówił. Koleżanka zapytała o kk, dostała odpowiedź: "noooo mooooże, ale czy ja wiem, nos ma w miarę czysty, a oczy? no cóż...". Koteczka nie dostała nic! Żadnego antybiotyku, żadnej kroplówki, żadnych witamin czy wzmacniaczy! O, przepraszam, zaaplikował jej odrobaczacz, którego nie wpisał do książeczki więc nawet nie wiem co to było. Nie zaproponował nawet Conva czy jakiś chrupek/tacek dla kocich maluchów (wiem, że mają), nie zaproponował nic. Odesłał koleżankę z tą kocią bidą do domu i kazał karmić tym co do tej pory - Kitekatem i kupki obserwować! ZAŁAMKA!
Koleżanka w zoologu kupiła jeszcze babycata RC (tacki i chrupki), którego kicia chętnie je.
Proszę, nie oceniajcie jej, ona jest kompletnie niedoświadczona jeśli o koty chodzi. Jestem jej ogromnie wdzięczna, że przygarnęła tą bidę i chce jej pomóc, że nie zadzwoniła do mnie jak niektórzy i nie powiedziała "weź ode mnie tego kota". Powiedziała, że postara się aby kot stanął na łapki, ale potrzebuje rad, wskazówek. Ja nie mam doświadczenia z takimi szkielecikami i szczerze mówiąc boję się cokolwiek radzić by nie zaszkodzić dlatego robię to bardzo ostrożnie. Nie wiem jak u niej z finansami, ale postaram się namówić ją na wizytę u weta w Nowogardzie (50 km od nas), najwyżej skądś skombinuję kasę i dorzucę się do wszystkiego, mogę z nią pojechać by pomóc ogarnąć jej się u weta z pytaniami i samym kotem.
Jeśli mi się uda to o co powinnyśmy pytać czy o jakie badania "na początek" poprosić? Ogólny ogląd - to wiadomo. Morfologia, biochemia?
Co w ogóle taki szkielecik powinien/może jeść? Czy często a mało, wydzielać porcje czy zostawić w miseczce i niech sam skubie?
Jeśli macie jakieś doświadczenia z takimi bidami to podzielcie się proszę swoimi spostrzeżeniami, swoją wiedzą. Za każdą radę będziemy ogromnie wdzięczne.