Kotka jest dzika, przymilaśna, kochana, ale nie da rady jej zamknąć w domu. Kociaki są bezpieczne - nasz balkon to sporej wielkości zadaszony i zamknięty pokój z kanapą i krzesłami i pojedynczymi nieużywanymi sprzętami, dopóki nie nauczą się skakać, jak dorosłe koty by wyskoczyć przez uchylone okno są kompletnie bezpieczne i 'jak w domu', a jak się nauczą to i tak ich nie upilnujemy bardziej. Zaszczepimy, popytamy, czy ktoś kotka nie chciałby przygarnąć (u nas to odpada niestety, chociaż nie powiem, że na 100% nigdy nie wiadomo, jak się sprawy potoczą).
Kotka jest, myślę, całkiem dobrze odżywiona, dostaje same przysmaki - świeże ryby co weekend, podroby sparzone i gotowane mięso, które akurat dla siebie przyrządzamy (bez przypraw), suchą karmę dla kociąt (reszta jakoś źle nam pachniała) i, jak już w lodówce nic mięsa nie znajdziemy to jakąś kocią konserwę może nie najlepszej jakości, ale mam nadzieję, ze normalnym żarełkiem nadrabiamy ten fast food.
Kicia nie wychodzi na dłużej niż kilkanaście minut, a jak już to wygrzewa się na słońcu w zasięgu wzroku. Tutaj koty mają swoje rewiry i wokół jednego domu zawsze to samo stadko żyje więc mam nadzieję, że nic się jej nie stanie, jakby co to maluchów na pewno samych nie zostawimy. Kociaki przybierają na wadze wręcz widocznie
i są tak rozkoszne i rozbrykane, że szok. Tylko te pchliska je męczą, bo jeszcze nawet porządnie się podrapać nie potrafią.
Czyli raczej frontline niż obróżka? (frontline używałam do zabijania najbardziej uporczywych robali u swoich gadów i zastanawiam się czy środek, który po jednokrotnym dotknięciu przez stwora, który może przetrwać atak atomowy zabija go w ciągu doby jest bezpieczny dla kotka
) A kwestia tego proszku na pchły, nie jest to dobre rozwiązanie?