Witam

Pozwoliłam sobie tutaj zrobić wątek Alfredowi i bardziej szczegółowo opisać sytuacje w której ten biedny kot się znajduje.
To przykre- ale ten kot jest poniewierany przez starsza panią, dlatego "pomysł" na znalezienie mu normalnego stałego domu. Wszystko poplątane ale zacznę od początku-
Czerwiec 2009- Spałam na podwórku z koleżanką w namiocie (niestety jeszcze nadal niepełnoletnia jestem ;/ ) budzimy się i na podwórku jakiś kot- ładny, zadbany, miziasty , ale pewność na 100% , że to nie jest bywalec osiedla, pomyślałyśmy, początek wakacji, wiadomo... Nakarmiony- raz, drugi aż w końcu się zadomowił i został. Postawiliśmy mu budę i wszystko było fajnie. Mieszkał sobie, sąsiedzi zadowoleni, jak na zimę myszy były to teraz zero szkodników w piwnicach, każdy dopieszczał, dokarmiał.
No ale... uczepiła się naszego "podwórkowego" kota- jędza... Tak na nią mówimy, za przeproszeniem stara wredna baba, która go "przygarnęła". Mimo wszystko, że go "przygarnęła" i tak jest "bezdomny" .
Jej opieka nad kotem wygląda następująco- bierze go do domu, gdy sama w nim jest. Wychodząc kota wywala, tak samo na noc na dwór albo do piwnicy. Raz jest w ciepłym, dwa razy w zimnym. Zmiana temperatury doprowadza Alfreda do chorób... przechodził już zapalenie płuc gdzie leczenie oczywiście opłacaliśmy- my (moja mama, sąsiedzi), zrzucając się a pani jędza "na swojego" kota nie da ani grosza, bo jej szkoda pieniędzy. Ciągle babie coś nie pasuje- nie dość , że krzyczy to i uderzy tego biednego kota, z powodu bo kot nie chce pic jakiś herbatek, oczywiście to żaden argument że kot może wypije, ale nie będzie cały czas pił herbaty. Smaruje go olejem do smażenia- bo według niej pomorze na jego pogryzienia od prawdopodobnie pcheł ... Przychodzi do mnie pytać się czy nasze schronisko przyjmuje koty, bo chce Alfreda oddać chociaż na 3 miesiące by od niego odpocząć. Kilka razy wywala go i mówi, że nie będzie się nim juz "zajmowała" ku naszej radości, ale po kilku dniach znowu chodzi i go szuka...
Teraz znowu zachorował na zapalenie oskrzeli, moi sąsiedzi, którzy mieszkają drzwi obok jędzy i są najbliżej Alfreda, postanowili go leczyć. Weterynarz prosiła, by chociaż na 2 tygodnie został kot w ciepłym by wyszedł z choroby... oczywiście - proszenie jędzy nic nie dało, po tygodniu go przegnała po czym choroba się nawróciła...
Żal nam strasznie tego kota, nie może w spokoju sobie żyć jak wcześniej (siedząc w budce, był przyzwyczajony i odporny, nie chorował i miał spokój) \. Staramy się jakoś o niego dbać- pani która mieszka obok jędzy, ma dla niego miski pod drzwiami z wodą i karmami bo oczywiście jędza żałuje kotu żarcia. Nałoży mu raz na dwa dni, i się dziwi że kot nie chce jeść saszetki, która na talerzyku zakwaśniała i się wysuszyła. Żarcia mu też nie chce kupować- tylko do nas lata czy kupiliśmy mu żarcie i jej damy. Do miski w domu wrzuca mu kości (sąsiadka "drzwi w drzwi " była u niej dostarczyć jedzenie dla Alfreda i widziała na własne oczy).
Dlatego chcemy dla niego jakiegoś normalnego domu. Kogoś , kto o niego zadba, zaszczepi .
Ja nie mogę go przygarnąć ze względów finansowych i już mam jednego kota. Sąsiedzi też już mają kota, który skacze na Alfreda, przez co on nie chcą tam być.
Szukamy jakiegokolwiek domu dla tego kota. Może byc nawet wychodzący. Alfred to miły i bardzo posłuszny kot. Jest miziasty i bardzo lubi ludzi. Lubi obecność dzieci. Jest wykastrowany i ma ok 7 lat.
Nie wiem jak dodac zdjęcia po imagescostam.us mam pełny

EDIT.jedno zdjęcie chociaż
