Witajcie cioteczki.
Poszłam nie jako śladem rad i muszę przyznać, że "odpukać" zaskoczona jestem efektem, ale wiem, że to dopiero jedno popołudnie.
Choć nie ukrywam, że te parę godzin mnie już cieszy.
Allmita rada w 100 % trafiona póki co.
Joleńko miło, że zajrzałaś
Oczywiście popełniałam ten sam błąd o którym piszesz Jolu - starałam mu się wynagrodzić wszystko czego zaznał, bo sam fakt, że przez kogoś wylądował na ulicy to łamało mi już serce i traktowałam go z dużą nadopiekuńczością...ech...
Kiziałam, miziałam, całowałam, a jemu w to graj.
Podchodził pies i bach!
Jolu bardzo chętnie poczytałabym Twój wątek, zawsze jakieś nowe spojrzenie na sytuację, po drugie zdobywam nowe doświadczenie, bo z takim kotem się nie zetknęłam.
Nie tylko ja nie spotkałam się z taką sytuacją, ale duża część kotolubnych, którą znam.
Wyniki krwi są ok, jeszcze spróbuję złapać i zanieść mocz do badania - tak nawet na wszelki wypadek.
Wracając do tematu rad od Allmity.
Po powrocie z pracy przywitałam się z wszystkimi, bo bym nie przeszła najzwyczajniej w świecie.
Z upływem czasu, gotowaniem obiadu zwracałam na tych oboje jakąś uwagę , jednak nie głaskałam póki co ani jednego, ani drugiego.
Nie chciałam, by kot poczuł się władczo, że odsuwam Soniusię, a jego tak. Nie głaskałam też jej, by nie poczuł się stłamszony czy zagrożony, że to ona dominuje.
Dodam, że nie głaskanie któregokolwiek przychodzi mi ciężko, a sunieczka się domaga dużo buziaków
Wymieniając się pomieszczeniami towarzyszyły mi w zależności od tego gdzie byłam.
Jednak punkt kulminacyjny nastąpił, gdy sunia wchodziła do kuchni, a on tam był.
Zatrzymała się ostrożnie, popatrzyła, on wyciągnął równie ostrożnie główkę ( jako pierwszy ) - zetknęli się noskami.
On się odsunął ( bez agresji, ale nie co przestraszony, bo źrenice jak 5 zł ), a ona spokojnie zawróciła do pokoju schodząc mu z drogi.
Powiem szczerze - bardziej bałam się ja, że się zepną niż one same i to chyba też potęguje pewne zachowania.
Moja wewnętrzna panika może być swojego rodzaju motorem, bo jednak zwierzaki wyczuwają, choć można tego nie okazać - dlatego też dziś staram się być stabilna.
Był moment, że leżały niedaleko siebie na podłodze - syknął, ale dał sobie spokój. Ja nie wzmacniałam żadnych uczuć, że głaskam jego, a ona jest zazdrosna przez co "tupta" łapkami. Wiem, że mogłoby to jego sprowokować, nie zazdrość, a jej reakcja czy ruch, który mógłby odebrać jako atak.
Postanowiłam zrobić coś co kochają oboje - wspólnie ich nakarmić.
Po wspólnym jedzeniu, gdzie żadnemu nie przeszkadzało, że są pół metra od siebie zostali pochwaleni, pogłaskani, po czym odeszłam dokończyć gotowanie obiadu.
Oni się rozeszli teoretycznie robiąc co chcą.
Borys miał wielkie źrenice, ale agresji w nich za wiele nie było, bardziej odrobina strachu niż typowej chęci na atak, którą widać wtedy w jego zwężonych źrenicach, uszach na płasko i merdającym na boki ogonie.
Borys spał na sofie w salonie, Soncia pod tą sofą.
Gdy wstała otworzył oczy, spojrzał wielkimi źrenicami.
Niby odrobinę zły, poruszył koniuszkiem ogona, jednak nie było ataku - zamknął oczy i poszedł spać dalej.
Właśnie wstał, poszedł do kuwety, pomruczał na kotki i położył się koło ławy.
Niby nie wiele, ale małymi kroczkami mam nadzieję... Na tych parę godzin jest to jakiś mały sukces i obeszło się bez dymu między nimi!
WNIOSKI:
Zazdrość, zaborczość, terytorialność, złe przeżycia z ludźmi, psami itd - jak zwał tak zwał.
Wydaje mi się, że on też trochę za mocno ekscytuje się pieszczotami i stąd reakcje na psa.
Podczas miziania wpada jakby w amok, gdzie chwilowo wręcz nic do niego nie dociera, mruczy jak szalony, wije się, ociera na
wszystkie możliwe sposoby, liże wręcz nerwowo najczęściej swoje łapki, czasem mnie po rękach. Czuje się bezpiecznie, odsłania brzucha , wygina się po czym,gdy ruszył się pies mógł się poczuć w niebezpieczeństwie i atakował. Jak ktoś trafnie napisał - pewnie miał złe doświadczenia z psami, choć moja sunia względem kotów to akurat istna oaza spokoju ( z pozostałymi się wzajemnie myją, śpią, przytulają, jedzą ).
Może uznał, że najlepszą obroną jest atak? Może biedak myślał, że coś mu grozi?
Może traktuje mnie władczo, bo to ja jestem "dostawcą" czystych kuwet, pełnej miski itp?
Może broni mnie na swoim terytorium czy fragmencie mieszkania, które za takowe ma?
Ciężko jednoznacznie stwierdzić co ma w główce, bo mało kto zetknął się z tak specyficznym zachowaniem kota.
Póki co obserwacja, nie pobudzanie go , znów obserwacja i jeszcze raz obserwacja rozwoju sytuacji.
Dodam, że Borys nie potrafi miauczeć, nawołuje pomrukiwaniem takim jak matki nawołują kocięta.
Próbował parę razy wydać coś na podobę "miauku" i bardzo nas tym rozbawił, przeurocze te pomrukiwania Czekam na krople - najpóźniej jutro powinny być.
Feliway + Kalm Aid z pewnością niebawem też zaczną działać.
Muszę złapać siuśki i na wszelki wypadek poszukać behawiorysty, bo jednak dla pewności chciałabym, by sytuację i jego reakcję poobserwował sobie fachowiec w dziedzinie.
Ech... jaka szkoda, że futrzaste nie potrafią mówić, a my możemy się tylko domyślać jak niektóre zostały skrzywdzone.
P.s. Kocur był kastrowany miesiąc temu, więc myślę też, że może nie do końca uspokoiły mu się już hormony.
Widać, że to typowy, ponad 6,5 kg kocur - dominator
Ależ mi dużo tekstu wyszło
Pozdrawiamy gromadką