mag828 pisze:ciągle boję się wziąć tymczasa jakiegoś... boje się jak dam dam radę, jak moja kicia da radę... łomatko...
Bo za dużo myślisz i za dużo wiesz o ewentualnych problemach.
Mój pierwszy tymczas, teraz rezydent, to pojechałam tylko pomóc w łapaniu rannego kota. Ale zatrutego nerkowo tamta zakocona Pani nie mogła wziąć, bo nie miała go gdzie izolować.
Dopiero długo później doczytałam, że jednak mieliśmy problemy. Ale przeżyli, krew się nie lała.
Potem odłowiłam krótkonogą, która się tak bała otwartych drzwi, że skacząc ze strachu tłukła co popadnie.
I do dziś atakuje czasem rezydentkę, bo (już 4 lata) pamięta jak została przez jedynaczkę przywitana...
A potem śpią blisko.
Te zostały, bo się nasłuchałam, że nikt z nimi nie wytrzyma.....Inwalida-neurokot i dzikunka co to bardzo nie chce wolności.
No i nasza pierwsza, czyli Kotka w typie jedynaczki.
A teraz kocur pięknie "matkuje" kolejnym tymczasom, nawet tym dorosłym.
I wszystkie jakby już rozumiały, ze nowe potrzebuje wsparcia.
Pierwsza wydana tymczaska była jedynaczką. Ale Duża po wysłuchaniu jej historii, potem o następnej znajdzie, sama zabrała z trawnika miauczące kocię. Rezydentka go tylko toleruje, choć tu na parkingu, jeszcze bezdomna, bardzo lubiła się z innym kotem.
Nie ma reguł.
Inna Pani wzięła kotkę do towarzystwa psu. Psina już dostojna to pani (dla kotki) przygarnęła fretkę. Fredzio był zbyt ruchliwy dla kici to przygarnęła królika. Ruchliwość tamtych zestresowała królika to znalazła mu domek gdzie jest Królem.
Potem przygarnęła następną kotkę a potem także towarzyszkę dla Fredzia.
I "pociągnięci" przykładem już tymczasowali inną fretkę.
Dzięki dwóm tymczasom kilka bezdomniaków znalazło dom.
Dlatego warto tymczasować.
Ale nic na siłę.