Wybory w czasie pomiędzy pierwszym a ostatnim dniem pobytu w DT.
Nie chodzi mi o standardy wyboru DS ani o finansowanie DT.
Ale chciałabym poznać opinie ogółu o:
1. treści zawarte w ogłoszeniach
2. długości przetrzymywania trudnooswajalnych dzikusów
3. szukaniu poprzedniego właściciela
i na pewno przyjdzie mi do głowy coś jeszcze
Ogłoszenia:
Zwykle daję krótkie, zawierające wyłącznie konkrety, bo wielu ludzi i tak zerka tylko na fotkę i nr telefonu. I dodaję, za poradą mądrej forumowiczki, magiczne słówko: "domowy". Bo człowiek niedoświadczony, słysząc, że kociak pochodzi spod śmietnika, może wyobrazić sobie brudnego zapchlonego dzikusa. Czy to oszustwo? Według mnie, jeśli kociak zachowuje się jak domowy, to jest domowym niezależnie od pochodzenia.
Miałam kiedyś w związku z "domowymi kociakami" interesującą rozmowę tel.
- Czy to kociaki od pani kotki?
Nie wiem, z kim rozmawiam, więc odpowiadam wymijająco, że nie, nie od mojej, ale jednocześnie nie tłumaczę, skąd się u mnie wzięły. I wtedy zaczynam być pouczana o konieczności sterylizacji (i tak dobrze, bo koleżanka w podobnej sytuacji była wyzywana). No dobrze, wiem, z kim mam do czynienia, wiem, ze nie chodzi o adopcję, więc tłumaczę. Pani zmienia front i zaczyna mnie pouczać jak powinno wyglądać ogłoszenie. Że ma być w ogłoszeniu opisana historia kociaka, im bardziej dramatyczna, tym lepiej.
No ale te kociaki nie mają za sobą żadnych dramatów, mówię. I ciąg dalszy spowodował, że opadła mi szczęka.
Pani mówi:
- Jak nie mają, to trzeba im coś zmyślić. Ja zawsze tak robię i nigdy nie mam kłopotu z wydaniem kotów, żaden tymczas u mnie długo nie siedzi. Niech mi pani poda maila, to napisze coś o nich.
Czy to powszechna metoda? Wymyślanie tragedii?
Dzikusy. Co z nimi robić?
Sama nie miałam jeszcze takiego problemu, ale naczytałam się tu sporo. Pewnie kiedyś i na mnie trafi.
Łapię kotkę na sterylkę i okazuje się być taka pół na pół. Może się da oswoić. Oswajać? Jak długo próbować?
Albo łapię i nie mogę absolutnie wypuścić w dawnym miejscu bytowania, bo coś tam. Co z nią zrobić?
Przeraża mnie trzymanie dzikiego kota w zamknięciu miesiącami. A wiem, że to się zdarza.
Trójeczka.
Raptem pjawia się kot. Oswojony. Albo oswojony i ładny. Albo w typie. Zgarniamy. I co dalej? Szukać poprzedniego właściciela czy nie? Nie szukać, bo ktoś zaniedbywał, nie leczył, bo wypuszczał, bo nie wykastrował? Szukać, bo różne zdarzają się przypadki, kot, nawet dobrze pilnowany może się wymknąć z domu, bo mógł uciec w transportera, bo ktoś mógł ukraść, wywieźć. Nie szukać, bo szukanie kota jest obowiązkiem właściciela. Szukać - jak intensywnie?
W ubiegłym roku miałam inwazję dorosłych rudzielców. Jeden żebrał o jedzenie przy osiedlowym sklepie. Postukałam do domków w okolicy - wszyscy go znają, dokarmiają okazjonalnie, nikt się do niego nie przyznaje. No to zgarnęłam. Powiesiłam w okolicy parę ogłoszeń, zawiadomiłam wetów, sklep zoologiczny. Cisza. No to szukam domu. Znalazłam. Gdy kot grzał już tyłek w nowym domu, dostaję maila (od ludzi mieszkających bardzo blisko), że to chyba ich kot, który zginął prawie rok temu. Szukali podobno. Nie wiem. Czytali moje ogłoszenia, ale wydało im się to niemożliwe, żeby tak długo błąkał się po okolicy i nie wrócił do domu. Zobaczyli zdjęcie i kot okazał się być bardzo podobny do ich kota.
I co zrobić?
Tym razem miałam szczęście i nie musiałam podejmować decyzji. Zaginiony kot miał bardzo charakterystyczny znak szczególny. Pojechałam do kota, sprawdziłam. Nie miał. A gdyby to był jednak ten sam kot? Co robić?