Pierwszy roboczy tydzień w tym roku był krótki, ale jakoś dziwnie męczący.
Możliwe, że wstawanie o 5 rano i robienie kroplówek dożylnych dwa razy dziennie nie pomogło w adaptacji roboczej po 2-tygodniowej przerwie.
Chociaż używanie pompy iniekcyjnej i tak ułatwia życie. Błogosławię wynalazcę.
Jokot ma taki darowany sprzęt, ale i tak zawsze go jest za mało. Jakby ktoś słyszał, że gdzieś, ktoś chciałby pozbyć się takowego cuda - bardzo prosimy o sygnał.
Darczyńcy pomp mogą dostać kotka w prezencie, zawsze.
Ale warto było kroplówkować się.
Ulryś został wczoraj sprawdzony przez doktorów. Mocznik poniżej 50 (ha!), kreatynina 2,8 (ale planujemy dalsze działania i w tym kierunku). Doktory podejrzewają, że było to ostre zapalenie i że wyszliśmy bez szwanku z tej przygody. Za co trzymam
dalej.
Acha, z raportów medycznych jest jeszcze wynik kontroli Konwalii. Moja maleńka, karłowata dziewczynka specjalnej troski waży już 2,8 kg. Zaczynaliśmy kurację od 1,8 kg. Ale to nie tylko waga, to jeszcze ogólny rozwój, który doprowadził Konwalię do prawie-prawie normalnego stanu kociego.
Cóż, psychiki nie zmienimy, wyjcem-dziwadłem pozostanie, niedoczynność tarczycy też jest już raczej do końca życia prognozowana, ale jest szansa, że tego życia będzie dużo.
No, bo w końcu muszę z kimś dzielić się tabletką każdego poranka. Dla mnie pół i dla Konwalii pół. Wciąż mnie śmieszy fakt, że i moja endokrynolog i Konwaliowa ustabilizowały nam dawki leku na tym samym poziomie. Tego samego leku. Tylko ja jednak ważę
troszkę więcej.