Oki, parę spraw wymaga jeszcze wyjaśnienia.
Macie tutaj informacje tylko z ręki Alienor i to one tylko będą dla Was wiarygodne.
Słowo przeciw słowu.
Cała dokumentacja medyczna, jaka została przekazana do TDT, była wydana z psem. Nowy właściciel został dokładnie poinformowany o stanie w dniu adopcji o kontroli u weterynarza, o potrzebie zachipowania, doszczepieniu na choroby zakaźne, doleczeniu uszu i oczyszczeniu kamienia nazębnego
Opis stanu psa w dniu wydania odbiega zdecydowanie od tego, co tu opisuje Alienor, ale to moim zdaniem wynika też z tego, że trochę czasu upłynęło od wizyty u weta do dnia wydania, a rana najnormalniej w świecie się zagoiła, nawet bez tej kolejnej dawki Betamoxu. Dziś na kontroli był mierny odczyn szwów, nie zalecono wznowienia antybiotykoterapii.
My jako fundacja przekazując psa do domu tymczasowego, z którym po raz pierwszy współpracujemy, czujemy się zobowiązani wziąć pełną odpowiedzialność za to gdzie trafi później. Nie wiemy jakie DT ma doświadczenie w adopcjach, jakimi kryteriami się kieruje, dlatego zawsze któryś z doświadczonych wolontariuszy się takim dt opiekuje. To samo mamy zapisane w umowie o DT, której niepodpisania tak żałuje Alienor. Nie jesteśmy tylko źródełkiem finansowania, decydujemy gdzie, kiedy i jak w oparciu głównie o dobro zwierzęcia. Mam wrażenie, iż uważacie, że jeśli jesteśmy wolontariuszami fundacji to już przestaje nam zależeć na dobru zwierząt, tylko o kasę chodzi.
Wyobraź sobie Alienor, że nam też nie zależy na kasie, tylko własnie na dobru psa.
Naszą fundację założyło parę "wolnostrzelcowych" DT dokładnie takich jak Wasze, by móc z większa skutecznością i na większą skalę pomagać zwierzętom.
Alienor przekręca moje słowa, by się na forum wybielić (nigdy nie powiedziałam, że przerywanie antybiotykoterapii było słuszne). O przerwanym leczeniu dowiedziałam się podczas tej rozmowy telefonicznej właśnie. Poprosiłam o chwilę na zorientowanie się w sytuacji i przy drugiej rozmowie potwierdziłam, że taka sytuacja miała miejsce, jednak z opisu Moniki rana wyglądała dobrze. Powiedziałam także, że Monika ma moje pełne zaufanie w kwestii decyzji o adopcji i że uszy czyściła i kropiła wg zaleceń. Na co usłyszałam, że kłamię. I o czym tu dyskutować dalej?
Większość naszych DT otrzymuje kontakty do osób, które adoptowały zwierzę, ale żaden opiekun tymczasowy nie prosił o nie, niemal z marszu oskarżając i szkalując. Taki sposób załatwiania spraw bardzo się nam nie podoba i nie mamy zamiaru narażać DS na takie rozmowy. Natomiast tak jak mówiłam DS ma namiary na były DT i jeśli zechce to się skontaktuje.
Żadnej spychologii nie było, po prostu nie toleruję takich zachowań jakie przedstawiła Alienor, pełnej roszczeniowości, przekonania o naszych złych intencjach i kłamliwej naturze. I to w sytuacji kiedy naprawdę nie było ku temu podstaw i wystarczyło zaufać i na spokojnie poczekać parę dni na relację z nowego domu, tak jak prosiliśmy.
I Alienor, tak jak powiedziałaś w pierwszej rozmowie, że ty nie masz zaufania do Moniki czy do mnie, my nie mamy do ciebie, zwłaszcza po sposobie dyskusji jaki obrałaś. Odwróć trochę strony i pomyśl, jakbyś zareagowała (oczywiście pomijam, to, że nigdy byś nie oddała zwierzęcia bez umowy, ani z chorymi uszami) gdybym ja zadzwoniła do ciebie i w skrócie oznajmiła, że jesteś kłamliwa, działasz na szkodę zwierząt i masz mi na już dać dane osoby takiej a takiej, bo tego żądam.
Swoim zachowaniem doprowadziłaś do tego, że nowa właścicielka Sivir po nocach nie spała, bo nie dała rady dojechać na umówioną wizytę i to nie dlatego, że Sivir się coś działo, tylko, że nie chciała, by wyplątała się z tego że jej zaufaliśmy, jakaś jatka. No i miała nosa, nieprawdaż?
Mnie to też jednego uczy, by nigdy więcej nie ufać na gębę DT, których nie znam. Jeszcze kategoryczniej określić zasady. I zwiększać biurokrację do potęgi entej.
I proszę mi tu nie walić tekstami o Wojciechu z Zabrza i prawie do paniki. Gdyby osoby, które były zamieszane w adopcje do tamtego domu, panikowały na modłę Alienor, do dziś Wojciech, by koty zabijał, bo nikt zgłoszenia na Policji by nie złożył, tylko pieniliby się wszyscy w kółkach wzajemnej adoracji na forach. Na szczęście było inaczej. I przypuszczam, że w całej tej aferze nie chodzi o panikę, prawdziwym podejrzeniu popełnienia przestępstwa, tylko o urażone ego i chęć odegrania się.
Być może teraz co poniektórzy, którzy czytają ze zrozumienie, stwierdzą, że ten medal ma dwie strony i żadna z nich nie jest tak błyszcząca, jakby tego chciała.
Tym razem solennie obiecuję, że to mój ostatni post, w tej sprawie bo więcej do dodania nie mam nic. Jeśli ktoś ma jakies pytania czy wątpliwości proszę pisać na
fundacja@szara-przystan.pl