Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
ae pisze:Po trzech godzinach nastąpił pierwszy atak niby-padaczkowy. Straszny krzyk, bezwiedne drapanie i rzucanie się po ziemi. Widziałem to potem kilka razy - straszne. Dzika została potem wypuszczona do ogrodu. Ponoć domagała się wypuszczenia. I zniknęła na 3 mroźne doby. Pod koniec drugiej z nich przyjeżdżam i dowiaduję się o tym wszystkim.
W ostatnią sobotę rano telefon od sąsiadów, że chyba wasza kotka u nas jest. Idziemy - faktycznie. Zabiedzona, wytarzana w błocie, ledwie żywa.
ae pisze:Z kotką było coś nie tak jeszcze przed zastrzykiem (ślinienie, jakieś nocne hałasy - może pierwszy atak?). Nie wiem tylko, co dokładnie wtedy powiedziano wetowi.
Za samo podanie iwermektyny trudno mieć pretensje - podaje się ją kotom i przypadki nietolerancji są ponoć bardzo rzadkie. Tyle, że wydaje mi się, że to było ostatnie czego wtedy Dzika potrzebowała - należało już wtedy zbadać krew i zdiagnozować co tak właściwie jej dolega.
Jeśli jednak nie dolegało jej nic poważnego, a faktycznie głównym problemem była ta iwermektyna, to dalsze leczenie nie miało chyba większego znaczenia dla finalnego wyniku - na to świństwo nie ma odtrutki, prawda?
Strasznie mi przykro, że tak zawiedliśmy kocie zaufanie.
Po trzech godzinach nastąpił pierwszy atak niby-padaczkowy. Straszny krzyk, bezwiedne drapanie i rzucanie się po ziemi. Widziałem to potem kilka razy - straszne. Dzika została potem wypuszczona do ogrodu.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], kasiek1510 i 260 gości