Opowieść wigilijna

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro gru 25, 2013 22:53 Opowieść wigilijna

Zaczęło się od robaka, który wyszedł z kotki. Rodzice pojechali do weta, futerko dostało tabletkę.

Po dziesięciu dniach kicia zaczęła się ślinić i bardzo tym denerwować. Taki śluzowaty glut, według opisu. Wizyta u weta, a tam dwa zastrzyki na odrobaczenie. W tym jeden na iwermektynie. Nie pytajcie jakie za tym stało rozumowanie, nie wiem.

Po trzech godzinach nastąpił pierwszy atak niby-padaczkowy. Straszny krzyk, bezwiedne drapanie i rzucanie się po ziemi. Widziałem to potem kilka razy - straszne. Dzika została potem wypuszczona do ogrodu. Ponoć domagała się wypuszczenia. I zniknęła na 3 mroźne doby. Pod koniec drugiej z nich przyjeżdżam i dowiaduję się o tym wszystkim.

W ostatnią sobotę rano telefon od sąsiadów, że chyba wasza kotka u nas jest. Idziemy - faktycznie. Zabiedzona, wytarzana w błocie, ledwie żywa. Syczy na mnie jak na wroga, ale daje się zanieść do domu. Tam wygłodniała rzuca się na jedzenie. Myślę, że będzie dobrze. Jednakże, po dwóch godzinach przychodzi atak padaczkowy. Ataki powtarzają się co pół godziny. Między nimi kicia siedzi, oczy zamknięte, ale głowa podniesiona, nie śpi. Jedziemy do weta, tam decyzja - kot zostaje u nich. Jest sobota, przed świętami. Kicia dostaje kroplówkę (natrium i glukoza).

Przyjeżdżam do kliniki w poniedziałek, nieco douczony. Poprawy nie widać. Okazuje się, że w zasadzie leczenia żadnego nie było. Dopiero gdy pytam o możliwość zatrucia i stan wątroby, zapada decyzja o badaniu krwi. Próby wątrobowe fatalne - nie zacytuję z pamięci, ale przekroczenia wskaźników rzędu 500%.

W Wigilię przyjeżdżam ponownie. Dowiaduję się, że oprócz leków na wątrobę Dzika dostała Luminal, czym jestem zaskoczony. Mam okazję ją pogłaskać, reaguje na mój głos. Oczy trochę rozbieżne, źrenice rozszerzone. Nie wiedziałem, że żegnam się z kotem. W pierwszy dzień świąt telefon - nie dożyła poranka.

Dzika zawsze bała się ludzi. I jak widać miała rację, bo gdyby nie oni, to nic by jej się nie stało. Miało być długie szczęśliwe kocie życie, pełne mruczenia i wygrzewania się przed kominkiem. A była śmierć w cierpieniu, w wieku 7 lat.

Przepraszam wszystkich, którzy to przeczytali.

http://andrzejekiert.ovh.org/dzika.jpg
Ostatnio edytowano Śro gru 25, 2013 22:58 przez NITKA/KARINKA, łącznie edytowano 1 raz
Powód: za duże zdjęcie zamieniłam na link

ae

 
Posty: 3
Od: Śro wrz 27, 2006 19:33

Post » Śro gru 25, 2013 22:56 Re: Opowieść wigilijna

Współczuję :cry:
Biegaj maleńka szczęśliwie po Tamtej Stronie...
Koci Doradca
Facebook @zrozumieckota

vivien

Avatar użytkownika
 
Posty: 3861
Od: Sob kwi 27, 2002 12:13

Post » Śro gru 25, 2013 23:01 Re: Opowieść wigilijna

Piękna kicia, aż łza mi się w oku zakręciła.
Dzika[*] odpoczywaj za TM
Obrazek Obrazek
Klarunia [*] 06.2004 - 10.02.2013 czekaj na mnie za TM BARF-ujemy od września 2013r.

ab.

 
Posty: 8557
Od: Pt kwi 12, 2013 21:10
Lokalizacja: Koszalin

Post » Śro gru 25, 2013 23:11 Re: Opowieść wigilijna

Mój Wasio prawie zszedł po iwermektynie... :(

Biegaj za TM i czekaj na swojego dużego śliczna ruda księżniczko.
ObrazekObrazek

Zosik

 
Posty: 3797
Od: Pt sty 25, 2013 17:10
Lokalizacja: Częstochowa

Post » Śro gru 25, 2013 23:36 Re: Opowieść wigilijna

Szkoda, mogłam jej pomóc . Mam świetny lek.

Zakocona

 
Posty: 6992
Od: Czw lut 03, 2005 22:19
Lokalizacja: Gliwice

Post » Czw gru 26, 2013 0:19 Re: Opowieść wigilijna

Przykro mi bardzo.Dzika biegaj za TM.
Jeżeli możesz to napisz w jakiej miejscowości są tacy weci.
Dopiero się ze znajomą spierałam żeby uważać na iwermektyne.

anka1515

 
Posty: 4101
Od: Nie gru 25, 2011 16:05

Post » Czw gru 26, 2013 1:04 Re: Opowieść wigilijna

ae pisze:Po trzech godzinach nastąpił pierwszy atak niby-padaczkowy. Straszny krzyk, bezwiedne drapanie i rzucanie się po ziemi. Widziałem to potem kilka razy - straszne. Dzika została potem wypuszczona do ogrodu. Ponoć domagała się wypuszczenia. I zniknęła na 3 mroźne doby. Pod koniec drugiej z nich przyjeżdżam i dowiaduję się o tym wszystkim.

W ostatnią sobotę rano telefon od sąsiadów, że chyba wasza kotka u nas jest. Idziemy - faktycznie. Zabiedzona, wytarzana w błocie, ledwie żywa.


Jak mozna bylo wypuscic kota w takim stanie na dwor???
Bo sie domagal?
byl ogłupialy i przerazony
uciekł w mróz i pewnie zaliczył w blocie kilkanascie napadów drgawkowych
Bezmyslność ludzka jest porazająca
a kot przypłacił to zyciem :(
Obrazek

dune

 
Posty: 11559
Od: Czw paź 22, 2009 8:20
Lokalizacja: WaWa

Post » Czw gru 26, 2013 12:17 Re: Opowieść wigilijna

Ja bym złożyła skargę na weta do powiatowego lekarza weterynarii i do rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Iwermektyna jest niezarejestrowana w Polsce do podawania kotom. Walczę z tym lekiem od lat, bezskutecznie.
AnielkaG
 

Post » Czw gru 26, 2013 14:41 Re: Opowieść wigilijna

ae ... nie przepraszaj facet, ja bym (musze takiej formy urzyć) dopie...... tym, którzy to jej zrobili
dopier..... tak, aby się posr....., poszcz.... i porzygali
konowalstwo, przerost formy nad trescią, traktowanie futra i jego opiekuna jak tępego bankomatu
tylko my sami mozemy zmienić, zatrzymać
tak uważam (to też musze napisać)

za jej cierpienie
Obrazek

Kinnia

 
Posty: 8804
Od: Nie sie 19, 2012 21:12

Post » Czw gru 26, 2013 15:13 Re: Opowieść wigilijna

Z kotką było coś nie tak jeszcze przed zastrzykiem (ślinienie, jakieś nocne hałasy - może pierwszy atak?). Nie wiem tylko, co dokładnie wtedy powiedziano wetowi.

Za samo podanie iwermektyny trudno mieć pretensje - podaje się ją kotom i przypadki nietolerancji są ponoć bardzo rzadkie. Tyle, że wydaje mi się, że to było ostatnie czego wtedy Dzika potrzebowała - należało już wtedy zbadać krew i zdiagnozować co tak właściwie jej dolega.

Jeśli jednak nie dolegało jej nic poważnego, a faktycznie głównym problemem była ta iwermektyna, to dalsze leczenie nie miało chyba większego znaczenia dla finalnego wyniku - na to świństwo nie ma odtrutki, prawda?

Strasznie mi przykro, że tak zawiedliśmy kocie zaufanie.

ae

 
Posty: 3
Od: Śro wrz 27, 2006 19:33

Post » Czw gru 26, 2013 16:41 Re: Opowieść wigilijna

ae pisze:Z kotką było coś nie tak jeszcze przed zastrzykiem (ślinienie, jakieś nocne hałasy - może pierwszy atak?). Nie wiem tylko, co dokładnie wtedy powiedziano wetowi.

Za samo podanie iwermektyny trudno mieć pretensje - podaje się ją kotom i przypadki nietolerancji są ponoć bardzo rzadkie. Tyle, że wydaje mi się, że to było ostatnie czego wtedy Dzika potrzebowała - należało już wtedy zbadać krew i zdiagnozować co tak właściwie jej dolega.

Jeśli jednak nie dolegało jej nic poważnego, a faktycznie głównym problemem była ta iwermektyna, to dalsze leczenie nie miało chyba większego znaczenia dla finalnego wyniku - na to świństwo nie ma odtrutki, prawda?

Strasznie mi przykro, że tak zawiedliśmy kocie zaufanie.

Kot po pierwszym odrobaczeniu miał już atak wskazujący na zatrucie. Dowalenie jej kolejnych odrobaczeń ją dobiło. A wypuszczenie jej na dwór zamiast zawiezienie na cito do dobrego weta, skazało ją na śmierć w boleściach. Ile ataków zaliczyła leżąc nieprzytomna w zimnicy, mokra i słaba? Z całym szacunkiem. Kto normalny kota wypuszcza? Kota ogłupiałego, źle się czującego, nie wiedzącego co z nią się dzieje. Matko Boska, dołożyliście się do jej śmierci.Dlaczego do weta nie pojechaliście?
Przy zatruciu lekami/robalami..., podaje się na cito leki przeciwwstrząsowe, aplikuje kroplówki by kota wypłukać, pilnuje się go trzymając w cieple i pod rękę by kot sobie w ataku krzywdy nie zrobił. Trafiliście na konowała ale wasze postępowanie także waszego kota zabiło. Zamiast do weta wypuściliście go na poniewierkę i skazaliście na śmierć. Po 3 dobach szansa wypłukania toksyn jest już znikoma. A osłabiona atakami, zmarznięta i głodna nie miała szans zawalczyć.
Przepraszam ciebie kocie. Nie miałaś szczęścia.
Siedzę i ryczę nad nią. Jakaż straszna śmierć ją spotkała z rąk waszych i weta.

Na weterynarza możecie złożyć skargę. A co zrobicie z własnym sumieniem to nie wiem.
Jak można chorego, ogłupiałego kota wypuścić :cry:
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55363
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Czw gru 26, 2013 16:51 Re: Opowieść wigilijna

Śpij koteczko [']


---------------------------

Powikłania po tym leku wcale nie są rzadkie.
Nie za często się go podaje kotom (na szczęście) a jeśli coś złego się zadzieje wet nie będzie się wyrywał by brać na siebie winę i się przyznawać że podał lek nie zarejestrowany dla kotów i dający u nich czasem takie efekty - gdy wcale nie musiał tego robić.
Bo bywają sytuacje gdy trzeba, kot jest bardzo chory, ma np. rozległego świerzba skórnego, sama choroba pasożytnicza jest zagrożeniem życia i trzeba podać silne leki bo nie ma czasu na stosowanie łagodniejszych.
Wtedy mądry wet może zdecydować iż podanie akurat tego leku ma więcej zalet niż wad, powiedzieć co i jak właścicielowi i za jego zgodą iwermektynę zastosować.
Bo właściciel kota powinien w takiej sytuacji mieć wiedzę co to za lek i wyrazić zgodę na jego zastosowanie.

A nie - podawanie go kotu jako standardowego odrobaczacza!
Gdy preparatów na robaki jest multum, do wyboru, do koloru, dostosowanych dla kotów.
Kotka dostała dwa zastrzyki. Drugi pewnie nie lepszy :(

Koteczka miała wielkiego pecha :(
Dostała lek zupełnie jej nie potrzebny, za to niebezpieczny - po wielokroć bo podany w ciemno, kotu któremu nie wiadomo co było :(
To slinienie się mogło być objawem zatrucia, do tego iwemektyna :(

Potem pojawiły się ataki padaczkowe, silne, ale rozumiem że kotka nie trafia do weta?
Bo nic o tym nie piszesz - mam nadzieję że się mylę :(
Potem zostaje w tym stanie wypuszczona....
Tu mam nadzieję że jej intensywnie szukaliście...
Znaleziona, w ciężkim stanie, wychłodzona, z atakami - nadal nie trafia do lekarza.
Nie wiem ile czekaliście, ale skoro piszesz że ataki powtarzały się co pół godziny a w międzyczasie kotka siedziała z zamkniętymi oczami - też nie sugeruje to szybkiego szukania pomocy :(

Potem lecznica, bez badań, tylko kroplówki...
To ta lecznica gdzie podali jej zastrzyki?

Cały ciąg fatalnych decyzji i zdarzeń :(

Napisz mi proszę, że się mylę, że nie trzymaliście kotki w tak fatalnym stanie, z tak silnymi, częstymi atakami, bez pomocy lekarza...

Po trzech godzinach nastąpił pierwszy atak niby-padaczkowy. Straszny krzyk, bezwiedne drapanie i rzucanie się po ziemi. Widziałem to potem kilka razy - straszne. Dzika została potem wypuszczona do ogrodu.


Czy kotka wtedy trafiła do lekarza?...

Blue

 
Posty: 23494
Od: Pt lut 08, 2002 19:26

Post » Czw gru 26, 2013 17:13 Re: Opowieść wigilijna

Jak pisałem, pojawiłem się i dowiedziałem o wszystkim dopiero wtedy, gdy kota już trzeci dzień nie było. Też jestem wściekły, że została w takim stanie wypuszczona, po tym pierwszym ataku. Widać, że jak ktoś ma 80 lat, niekoniecznie podejmuje dobre decyzje.

Gdy tylko się znalazła i zjadła, to leżała spokojnie 2 godziny. Wycieńczona, ale już w cieple i najedzona. Gdy pojawiły się ataki, pojechałem. W to samo miejsce.

ae

 
Posty: 3
Od: Śro wrz 27, 2006 19:33




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], kasiek1510 i 260 gości