Lakiego dziś widziała inna pani dr, co go raczej rzadko widuje
Zaczęła od polukania w kartę wczorajszą:
Dr: "ojojoj! a jak się kotek dzisiaj czuje?"
Ja (wyjmując kości na stół): "lepiej niż by na to wyniki wskazywały, generalnie dziś jest dużo lepiej"
Dr (szukając ostatnich wyników): "no tak, niee, nie są takie najgorsze"
Ja: "no tak, faktycznie" (bywały gorsze
)
W tym momencie dr się odwraca od kompa
i widzi kupkę kości zwiniętą w coś dziwnego
z miną "dajcie mi umrzeć w spokoju!"
Ja: "eee... no, w domu się naprawdę nieźle czuł... wczoraj go tu wymaltretowali, to dziś od razu mu się gorzej zrobiło"
Dr: "ale jak on się zachowuje? chodzi? siusiu robi? dochodzi do kuwety? je sam?"
Ja: "do kuwety nawet na pawika
siusiu, kupkę, wszystko trafia gdzie trzeba; do michy trafia, apetyt ma, dziś cały dzień mi towarzyszył i domagał się pieszczot. Serio, on się NAPRAWDĘ dobrze dzisiaj czuje"
Dr: "eee.... ale wie Pani... eee... jak on wygląda...?"
Ja: "wiem, jakby nie żył od roku"
Zapadła cisza...
Mina dr bezcenna
No dobra, opuchnięta łysina na karku (wygolony ma ten ropień) urody mu z pewnością nie dodaje
Ale rzeczywiście po wyjęciu z kontenerka zrobił z siebie taką kupkę nieszczęścia, że bardziej już się nie da
Przy maltretacjach trochę się ożywił i pokazał, że może i wygląda cokolwiek trupio, ale życia ma jeszcze dość i darmo nie odda
Znowu utoczyli kotku tonę ropy, wypłukali. Jutro pewnie jednak dreny założymy.
A Laki się naprawdę o niebo lepiej czuje
I chyba wreszcie antybiotyk trafił w gluta
Dziś ani razu się nie obsmarkał, chociaż trochę mnie kosztowało przekonywanie dr, że to co mu aktualnie leci z nosa, to naprawdę jest tylko lekki katarek w porównaniu z wczoraj
Chyba nie uwierzyła
Landzik za to ewidentnie miał wczoraj napad odkurzaczozy nadkażony panikozą
Dzisiaj już kotek normalny, zdrowiutki, wylegujący się po wierzchu
Tylko z lekka obawą patrzył, czy znowu go gdzieś ciągać nie będę