» Nie gru 29, 2013 1:59
Re: Kajtek nie żyje
To były potworne święta, zwłaszcza wigilia. Co prawda Albercik rozjaśnił trochę atmosferę, ale po raz kolejny pękło mi serce, prawie, że dosłownie.
W Wigilię minęły równo dwa tygodnie od kiedy straciłam Kajtusia, próbowałam się jakoś pozbierać, być z kotami, zadbać o nie, cieszyć się ich obecnością, starałam się nie płakać, ale dosięgnęły mnie mdłości i straszny ból w mostku. Miałam wcześniej nerwobóle, ale nigdy tak silne i jeszcze te mdłości, nie mogłam spać, zastanawiałam się czy wezwać pogotowie, w końcu byłam sama w domu, ale kiedyś zemdlałam i jak się ocknęłam zadzwoniłam, a dyspozytor powiedział, że skoro już mówię i jestem przytomna to mogę sama pójść do przychodni. Wtedy wykupiłam abonament w Medicoverze, aby na przyszłość nikt nie potraktował mnie z buta, zadzwoniłam o 3 w nocy na nr alarmowy, powiedziałam, że to zapewne nerwobóle, ale są silne i te mdłości i się boję, lekarz, który miał dyżur powiedział,aby lepiej pojechać do ich szpitala. Pojechałam taksówką na miejscu recepcjonistka powiedziała, ze mogłam sobie zrobić miętowej herbaty, a mdłości to trzeba przecierpieć, bo nie da się nic z tym zrobić, wykonała parę telefonów aby zapytać jak mi ma to policzyć, bo mam abonamet, który uprawnia do wizyt za niewielką dopłatą, no ale okazało się, że miałaby mi policzyć dużo więcej, poza tym poczułam się poniżona i ośmieszona więc wyszłam.
Co miałam powiedzieć, że dwa tygodnie temu straciłam kotka, tak szybko, że był w pełni sił i wydawał się zdrowy i nagle coś mi go zabrało i teraz sama się bałam, że może to jednak zawał, albo przedzawał, a jeszcze w internecie piszą, że zawał można przejść nawet bezobjawowo.
Dziś poczułam się tak samo jak w Wigilię, Pusio był na kastracji, teraz od wielu godzin dochodzi do siebie po narkozie, ale w tej klinice, pytali czy mam u nich kartę, bo nie poszłam już do mojego weterynarza, nie ufam mu po tym jak nic nie zrobił przy Kajtku, choć może faktycznie już nie było nic do zrobienia, ale nie mogę nie potrafię mu zaufać. No i powiedziałam, że mogą usunąć kartę Kajtka, bo jego już nie ma i jeszcze raz opowiadałam jak to było, to do nich przyjechałam już z martwym Kajtkiem, ale wtedy był inny weterynarz na dyżurze. Tyle ,że dziś wiedziałam, że nic mi nie jest, że to tylko kiedy łzy nie lecą i staram się panować nad sobą, udawać, że już wszystko w porządku, to ciało się buntuje i pokazuje, że coś w środku wciąż tak bardzo boli, nie wiem czy kiedykolwiek się od tego uwolnię. Śmierć tak bardzo boli.