JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt lut 27, 2015 16:12 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

o jej.. to straszne co przeszłaś.. przeczytałam cały wątek od Jaśminki i beczałam.. Przeżywam teraz swój koci dramat i emocjonalnie szukam wsparcia na forum, takie historie jak Twoja sprawiają, że nie czuję się już taką kocią dziwaczką, że pozwalam sobie myśleć, że to normalne, że tak cierpię.. Moja kicia miała raka jajnika.. rozrośniętego, zdecydowałam się na operację, podczas której chirurg usunął jej też 1 nerkę bo źle wyglądała.. Ślicznie doszła do siebie, miała apetyt, humor.. niespełna miesiąc po operacji nagłe pogorszenie - rentgen wykazał przerzuty do płuc. Nie będzie dobrze, mogę ją wspomagać sterydami, pewnie jakimiś moczopędnymi, ale strasznie się boję nagłego pogorszenia i tego, że się bidulka udusi.. mam ogromny wyrzut sumienia, że jej nie wysterylizowałam, bo... nie wiem, ciągle nie było czasu, pieniędzy, chęci, by się tym zająć. Można powiedzieć, że prawdziwie pokochałam mojego kota dopiero jak zaczął odchodzić.. po prostu oszalałam, dopiero ją poznałam na dobre, nauczyłam się rozumieć i prawdziwie troszczyć. Patrzę na nią i błagam ją o wybaczenie.. Gdybym ją wtedy, 10 lat temu, jako półroczną znajdę wysterylizowała, nie mogłaby mieć raka jajnika. Mogłaby pobyć z nami jeszcze ładnych parę lat, a tak - odejdzie niedługo a ja tak strasznie się tego boję.
Tego co Ty przeszłaś, tracąc w krótkim czasie 3 kotki, nawet nie próbuję sobie wyobrazić. Bardzo Ci współczuję.

maria5

 
Posty: 4
Od: Wto sty 27, 2015 17:41

Post » Pt lut 27, 2015 22:37 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

maria5 pisze:o jej.. to straszne co przeszłaś.. przeczytałam cały wątek od Jaśminki i beczałam.. Przeżywam teraz swój koci dramat i emocjonalnie szukam wsparcia na forum, takie historie jak Twoja sprawiają, że nie czuję się już taką kocią dziwaczką, że pozwalam sobie myśleć, że to normalne, że tak cierpię.. Moja kicia miała raka jajnika.. rozrośniętego, zdecydowałam się na operację, podczas której chirurg usunął jej też 1 nerkę bo źle wyglądała.. Ślicznie doszła do siebie, miała apetyt, humor.. niespełna miesiąc po operacji nagłe pogorszenie - rentgen wykazał przerzuty do płuc. Nie będzie dobrze, mogę ją wspomagać sterydami, pewnie jakimiś moczopędnymi, ale strasznie się boję nagłego pogorszenia i tego, że się bidulka udusi.. mam ogromny wyrzut sumienia, że jej nie wysterylizowałam, bo... nie wiem, ciągle nie było czasu, pieniędzy, chęci, by się tym zająć. Można powiedzieć, że prawdziwie pokochałam mojego kota dopiero jak zaczął odchodzić.. po prostu oszalałam, dopiero ją poznałam na dobre, nauczyłam się rozumieć i prawdziwie troszczyć. Patrzę na nią i błagam ją o wybaczenie.. Gdybym ją wtedy, 10 lat temu, jako półroczną znajdę wysterylizowała, nie mogłaby mieć raka jajnika. Mogłaby pobyć z nami jeszcze ładnych parę lat, a tak - odejdzie niedługo a ja tak strasznie się tego boję.
Tego co Ty przeszłaś, tracąc w krótkim czasie 3 kotki, nawet nie próbuję sobie wyobrazić. Bardzo Ci współczuję.



Nie zadręczaj się, naprawdę. Każdy kociarz w momencie, gdy jego kot choruje zastanawia się, czy mógłby dla swojego ukochanego kota zrobić coś więcej - człowiek jest wtedy w stanie wydać każde pieniądze, pojechać w każde miejsce, byle tylko pomóc. Fakt, że Twoja kicia się rozchorowała nie jest "karą" za to, że jej nie wysterylizowałaś. Równie dobrze mogłoby się wydarzyć coś złego, gdyby była wysterylizowana.
Twoja Kocia wie, że bardzo ją kochasz. Naprawdę, wie. I to jest najważniejsze.


Ja ogromnie tęsknię i za Jaśką i za Elwiskiem i za Arturkiem. Jeszcze tydzień temu mój kochany kocio Artuś żył i walczył o życie. Wiem, że Artur nie chciał odchodzić, nie chciał umierać, widziałam to po jego zachowaniu, w jego oczkach. Jednocześnie Artuś nienawidził lecznic i weterynarzy, a - o ironio - spędził tam większość ostatnich dni swojego życia - nie mogę sobie wybaczyć tego, że byłam taką idiotką, że go tam biedaka ciągałam, męczyłam i stresowałam. Chciałam mu pomóc, ale tak naprawdę naraziłam go na ogromny stres i cierpienie.
Gdy przypomnę sobie to biedne czarno-białe ciałko zwinięte w kłębek, cierpiące, takie biedne, to mam ochotę strzelić sobie w głowę. Najgorsze jest to, że koty się maskują, nie dają po sobie poznać i tym samym często odbierają szansę na to, żeby im pomóc wcześniej. Ja nie miałam żadnych szans, żeby o Niego zawalczyć.
Nie mogę pogodzić się z tym, że im bardziej o moje najdroższe stworzonka dbam, tym bardziej chorują. Jestem w stanie poświęcić każdy czas i pieniądze, żeby im pomóc, ale niestety często na nic się to zdaje.
"Ludzi można z grubsza podzielić na dwie kategorie: miłośników kotów i osoby poszkodowane przez los." /Wilde/

AsiaMŁ

 
Posty: 78
Od: Nie cze 30, 2013 22:31

Post » Sob lut 28, 2015 8:45 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Kastracja przed pierwszą rują daje 90% gwarancji ,że nie będzie raka listew mlecznych. Kastracja w ogóle daje 100% gwarancji,że nie nastąpi ropomacicze czy rak jajników. Dlatego takie ważne są te zabiegi i rozumne podejście do tego. Wiele kotek wycisza się hormonalnie zamiast iść na zabieg. A hormony mają wpływ taki a nie inny. Między innymi powodują raka.
Przykro mi, ale kotka mogła nie cierpieć gdyby na czas zrobiono zabieg.10 lat to długo by można było zabieg zrobić. Ona nie miałą decyzyjności. Opiekunowie tak.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55370
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Sob lut 28, 2015 12:36 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Ask, wiem, że ciąży na mnie wina.. Jednocześnie jednak przypadek Asi i jej 3 kotków, o które tak desperacko walczyła poświęcając im wszystko, co mogła, pokazuje, że może jednak medycyna konwencjonalna i w weterynarii (jak i ludzka) na niewiele się zdaje? Bo rzadko lekarz widzi naszego małego pacjenta całościowo? Nie pyta o zachowanie? Przynajmniej nie rozumie i nie potrafi (lub nie chce mu się) zinterpretować tych delikatnych sygnałów, które uważny opiekun odbiera? A jak widzi stan beznadziejny, jak u mojej Vanilci, to mam wrażenie, że traci zainteresowanie leczeniem, bo "nic dobrego z tego już nie będzie".. a może można jakoś ustawić leki, żeby mogła komfortowo jeszcze jakiś czas sobie pożyć?

maria5

 
Posty: 4
Od: Wto sty 27, 2015 17:41

Post » Sob lut 28, 2015 13:39 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Jestem domem tymczasowym . Mam też swoje koty . Pożegnaliśmy kilka . Tragedia,żal i okrutny ból!Wiem,że medycyna nie zawsze może pomóc . Weci są też różni . Z wiekim nauczyłam się walczyć i wymuszać robienie badań czy podawania leków . Wiele czytam sama i nie odpuszczam pytań .Ale są priorytety:szczepienia,odrobaczenia i kastracja .
Wszystko to przyszło z czasem . Niestety.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55370
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 11 >>

Post » Śro mar 04, 2015 23:35 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Tęsknię za Wami moje słoneczka ...
To niesprawiedliwe, że w tak krótkim czasie straciłam tak wielu z Was. Bardzo Was kocham. Czekajcie na mnie za Tęczowym Mostem.

"Czy dotarłeś bezpiecznie, kochany,
po drabinie z bielutkich obłoków
do tęczowej, świetlistej bramy?
Uchylona, choć nie słychać Twych kroków.....
wsuń łapeczkę w szparę - w tę niebieską,
teraz główkę - widzisz most? Piękny pewnie!
Nie bój się, podążaj jak ścieżką.
Drugi brzeg to Twój dom, choć beze mnie.
No a ja, chociaż serce mi pęka,
myślę tutaj o Tobie z uśmiechem.
Przecież wiem, kto na Ciebie tam czeka.
Znam ich, wiedzą, że idziesz.
Już lepiej?
Bądź szczęśliwy w Tęczowej Krainie
a ja swą miłość Ci czasem podeślę.
Zbieraj ją, gdy do Ciebie dopłynie
ale odwiedź mnie czasem, choć we śnie...."
"Ludzi można z grubsza podzielić na dwie kategorie: miłośników kotów i osoby poszkodowane przez los." /Wilde/

AsiaMŁ

 
Posty: 78
Od: Nie cze 30, 2013 22:31

Post » Czw mar 05, 2015 13:39 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Ogromnie współczuję :cry:

Biegaj szczęśliwie i bez bólu po Tamtej Stronie, Arturze.
Koci Doradca
Facebook @zrozumieckota

vivien

Avatar użytkownika
 
Posty: 3861
Od: Sob kwi 27, 2002 12:13

Post » Czw mar 05, 2015 13:51 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Asiu, głęboko w serce zapadły mi Twoje kotki, wiesz zresztą, bo pisałam już.. sam tytuł wątku sprawia, że łzy cisną mi się do oczu znowu, ogromnie Ci współczuję i też dziękuję za Twoje wsparcie. Ja walczę jeszcze, żeby moja Vanilcia może jeszcze zdążyła wygrzać się we wiosennym słonku, ale walka to nierówna..

maria5

 
Posty: 4
Od: Wto sty 27, 2015 17:41

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: jolabuk5, magnificent tree, ryniek i 521 gości