JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon lis 25, 2013 0:25 JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Piszę na forum po raz pierwszy, ale brak mi już łez, by tylko rozpaczać i sił, by bezsilnie patrzeć na moją szaroburą królewnę.

Jestem właścicielem 4 kotków, jednak historia Jaśminki jest szczególna. Została przeze mnie znaleziona w Internecie jako kotek do adopcji, cudem odratowany z pogryzienia przez psa i jednocześnie jako ofiara okrucieństwa człowieka - Jaśminka cudem się z tego wygrzebała, bardzo chciała żyć. Nie zastanawiałam się ani chwili, wiedziałam, że musi być ze mną. Pojechałam po nią na drugi koniec Polski i tak jesteśmy razem 6 lat.

W marcu tego roku padł okrutny wyrok - kardiomiopatia przerostowa. W marcu 2013 roku kotka trafiła do poznańskiej kliniki z obrzękiem płuc i z zatorem w przedniej łapce (sytuacja nagła – wyszłam na zakupy, gdy wróciłam, znalazłam kota w takim stanie, wcześniej nie było absolutnie żadnych objawów) W klinice stawiano różne diagnozy, m.in. nowotwór kości (!) a HCM wyszło zupełnie przypadkiem – w tym czasie, jako lekarz wyjazdowy, przebywała w klinice Dr Urszula Bartoszuk-Bruzzone. Zapisałam do Pani Dr mojego kota na badania i szczęśliwie Pani Dr zdiagnozowała HCM. Piszę „szczęśliwie”, ponieważ gdyby nie tamo badanie, prawdopodobnie mojej kici już by nie było. Nie zawdzięczam lekarzom z poznańskiej lecznicy niestety absolutnie NIC – żadnej sensownej diagnozy, ani sensownej pomocy.

Od tego czasu kotek jest na 1/4 atenololu (1xwieczorem) oraz 1/8 furosemidu (1xrano) Dodatkowo, co 3 dni kotka dostaje Acard (75 mg).W sierpniu kotka była ponownie na badaniu kontrolnym na echo serca u Pani Dr (która po raz ostatni była w Poznaniu) i wielkich zmian wtedy nie odnotowano.

Kot poczuł się gorzej pierwszy raz około 4 tygodni temu, na początku listopada. Zarysował mu się brzuszek, miałam wrażenie że gorzej oddycha. Pojechałam do lecznicy, stwierdzono przeziębienie, zaaplikowano antybiotyki, stwierdzono, że kot się przejadł i stąd ten brzuszek. Była to ta sama klinika, w której zaczęłam leczyć kota w marcu – zapewne każdy człowiek zada pytanie, dlaczego znowu tam pojechałam. Szczerze mówiąc nie miałam wyjścia, to jest to jedyna klinika 24 h, która ma zwierzęcy szpital i specjalistyczny sprzęt, a kotek poczuł się bardzo źle w nocy. Poza tym doszłam do wniosku, że być może marcowe problemy z diagnozą były jednorazową wpadką.

Po 4 tygodniach mojej krucjaty i walki o zrobienie wszystkich możliwych badań ostatecznie okazało się, że kot ma płyn w brzuchu; morfologia krwi jest w porządku poza poziomem PLT, który jest mocno zawyżony. Kotkowi ściągnięto płyn, oddano do badania, wykluczono FIP oraz chłoniaka.
22 listopada wybłagałam (dosłownie) zrobienie echa serca u pani kardiolog, która pracuje w lecznicy, a która wróciła do pracy po roku urlopu macierzyńskiego. Piszę o tym wyłącznie, aby wyjaśnić dlaczego wcześniej badania w tej klinice robił lekarz wyjazdowy, czyli Dr Bruzzone.

Zachowanie pani kardiolog pracującej w lecznicy jest chyba spełnieniem najgorszego koszmaru każdego zrozpaczonego właściciela. Pani dr nie ma dla mnie czasu, nie chce rozmawiać ani osobiście, ani telefonicznie, mówi, że jest zajęta, że nie teraz, że oddzwoni, po czym tego nie robi, ewidentnie mnie ignoruje. I tak od kilku dni. Po zrobieniu badania echa dr nie zaleciła absolutnie niczego, pomimo, że zmiany są ewidentne (duża zmiana w grubości przegrody i ściany wolnej lewej komory przy rozkurczu). Dodam, że za badanie zapłaciłam jakieś horrendalne pieniądze a w zamian jedynie otrzymałam świstek papieru z wynikami, które rozpaczliwie próbuję rozszyfrować sama.

Na moją skromną logikę (nie jestem lekarzem) mnie od początku płyn w brzuchu wyglądał na płyn pochodzenia kardiologicznego Formalnie diagnozy jednak nadal nie postawiono. Ogarnia mnie rozpacz. Kot dwa razy w ciągu 6 dni trafił do kociego szpitala, za leczenie zapłaciłam do tej pory ponad 1000 zł i rezultatu nie ma żadnego. Gdy tylko zabieram go ze szpitala, czuje się gorzej.

Ja w swojej desperacji każdego dnia do nocy siedzę w Internecie, czytam wszelkie możliwe artykuły i wydaje mi się, że kot ma wszelkie objawy kardiologiczne. Jej zachowanie wskazuje - z moich obserwacji - na skrzep, który prawdopodobnie umiejscowił się gdzieś w aorcie brzusznej, powoduje narastanie płynu, uciska, powoduje ból (brzuszek boli kotka) i dodatkowo gromadzenie się wody. Poziom PLT wynosi 564 tys/mm3! Jak można przy takiej ilości płytek nie podać heparyny??? Mnie to przeraża.

Boję się, że życie mojego kota lada chwila się skończy. Ewidentnie widać, że dzieje się źle, ale nikt nic w tej sprawie nie robi. Kilnika poznańska to olbrzymia klinika, duża renoma, mnóstwo lekarzy, a mnie traktuje się jak śmiecia, który tam zawadza. Wszyscy lekarze są totalnie obojętni na próby walki o moje zwierzę, które gaśnie w oczach. Bo przecież jeśli nie ja, to będą przecież inni klienci.

Kotek miał dziś powtórzone USG (już trzecie) i wiadomo, że płynu w brzuszku już prawie nie ma, trochę w okolicy jelit i wątroby. Nie widać też żadnych zmian nowotworowych. a kot cały czas czuje się fatalnie.

Ogarnia mnie rozpacz pomieszana z szaleństwem. Nie mogę pomóc mojej ukochanej królewnie, choć pragnę tego najbardziej na świecie. Obecne objawy na ten moment to: zarysowany obrys brzucha (mimo, że nie ma wody), brzuszek napięty, wzmożone pragnienie, bieganie pędem po mieszkaniu (takie zrywy), po czym kotek pada i nie wstaje przez dłuuugiczas, zaostrzony szmer oskrzelowy, ogólne osłabienie, mam też wrażenie, że boli ją brzuszek (ale to tylko moje wrażenie, kicia jest tochę histeryczna i każdy dotyk czasem wywołuje protesty) Kicia jest osowiała, nie wstaje, ja widzę jak uchodzi z niej życie,ja biegam do weterynarzy, którzy nie potrafią postawić diagnozy.

W tej rozpaczy postanowiłam szukać pomocy w innej klinice, w Warszawie. Jestem umówiona na środę, na 9.00 rano. Proszę Was wszystkich, trzymajcie za nas kciuki, bo to moja ostatnia nadzieja, nic już więcej nie mogę zrobić.

Postanowiłam opisać historię na forum, bo pomyślałam, że może będzie mi lżej. Jestem tak spłakana, że nie mam sił na chodzenie do pracy (choć oczywiście chodzę), prawie nie jem, źle sypiam, fatalnie się czuję. Wiem, że zrozumieją mnie tylko ludzie, którzy mają kociaki i kochają je ponad życie.
"Ludzi można z grubsza podzielić na dwie kategorie: miłośników kotów i osoby poszkodowane przez los." /Wilde/

AsiaMŁ

 
Posty: 78
Od: Nie cze 30, 2013 22:31

Post » Pon lis 25, 2013 8:02 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Boże mój przytulam z całego serca!!!!! :( :( :(
ObrazekObrazekObrazek
Tylko przyjaciele słyszą Twój krzyk , gdy milczysz i widzą łzy, gdy się śmiejesz
"Boże , chroń mnie od fałszywych przyjaciół -z wrogami sobie poradzę"

kropkaXL

Avatar użytkownika
 
Posty: 35418
Od: Wto sie 12, 2008 14:18

Post » Pon lis 25, 2013 8:20 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

:( Trzymam kciuki.
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Pon lis 25, 2013 8:55 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Trzymam ogromnie mocne kciuki za kicię i za ciebie :ok: :ok: :ok:

Bazyliszkowa

Avatar użytkownika
 
Posty: 29535
Od: Wto sty 31, 2006 15:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon lis 25, 2013 11:26 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Asia, spróbuj skontaktować się z dr Bartoszuk.
To wyjątkowa sytuacja, a ona zna pacjenta.
Kto się tłumokiem urodził, walizką nigdy nie będzie!
[...] jesteś tym, co jesz... kabanosem w majonezie"

ariel

 
Posty: 18771
Od: Wto mar 15, 2005 11:48
Lokalizacja: Warszawa Wola

Post » Pon lis 25, 2013 11:32 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Trzymam kciuki i przytulam.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56047
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 10 >>

Post » Pon lis 25, 2013 11:52 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Dziękuję bardzo za wsparcie Kochani. Ryczę jak bóbr pisząc te słowa, błagam trzymajcie kciuki za moje szare maleństwo :(
"Ludzi można z grubsza podzielić na dwie kategorie: miłośników kotów i osoby poszkodowane przez los." /Wilde/

AsiaMŁ

 
Posty: 78
Od: Nie cze 30, 2013 22:31

Post » Pon lis 25, 2013 13:02 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Każda z nas była kiedyś tam w takiej sytuacji. Doskonale ciebie rozumiemy i jesteśmy całym sercem z Wami.
Do kogo jedziesz w W-wie?
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56047
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 10 >>

Post » Pon lis 25, 2013 13:11 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

ariel pisze:Asia, spróbuj skontaktować się z dr Bartoszuk.
To wyjątkowa sytuacja, a ona zna pacjenta.


Z tego co ostatnio słyszałam, dr Bartoszuk jeszcze nie wróciła ze stażu w Szwajcarii ... To b. dobry lekarz ...

Potrzymam kciuki za Was obie ... :ok:
Obrazek

katarzyna1207

 
Posty: 5633
Od: Pt lip 03, 2009 21:58
Lokalizacja: Lublin

Post » Pon lis 25, 2013 13:21 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Kciuki, Dziewczyny! Trzymajcie się.
Fundacja Pomocy Zwierzętom Kłębek KRS: 0000449181

Jarka

Avatar użytkownika
 
Posty: 11911
Od: Czw kwi 10, 2008 16:43
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon lis 25, 2013 13:42 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Jaśmin :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:

Farcia

Avatar użytkownika
 
Posty: 1201
Od: Pon lis 22, 2010 14:18
Lokalizacja: Łódź

Post » Pon lis 25, 2013 13:47 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Trzymam kciuki :ok:

karolink

 
Posty: 1116
Od: Pon paź 09, 2006 20:40
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon lis 25, 2013 13:47 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Ja również :ok: :ok: :ok:
Bądźcie dobrej myśli!
Obrazek

nelka83

Avatar użytkownika
 
Posty: 6829
Od: Czw gru 29, 2011 8:41
Lokalizacja: okolice Gryfic, zachodniopomorskie

Post » Pon lis 25, 2013 14:47 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

Dr Niziołek - bardzo dobry i znany kardiolog w Warszawie. Wyprowadził mi ciężkie przypadki.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Pon lis 25, 2013 15:42 Re: JAŚMINKA - moja królewna umiera na moich oczach ...

AsiaMŁ pisze:Dziękuję bardzo za wsparcie Kochani. Ryczę jak bóbr pisząc te słowa, błagam trzymajcie kciuki za moje szare maleństwo :(

Trzymamy mocno aby wreszcie ktoś konkretnie zajął się Jaśminką. :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:
Obrazek Obrazek

Kłamstwo jest jedyną ucieczką słabych. Stendhal
Wątek Łopatą i do piachu ku przestrodze o zaufaniu i podłości ludzkiej bez granic, ale i szczęśliwym zakończeniu :) :) :)
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1& ... &start=960

Anna61

 
Posty: 40436
Od: Nie lis 25, 2007 20:27
Lokalizacja: Pabianice

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], kasiek1510 i 100 gości