
od jakiegoś czasu zastanawiałam się, jak taki wolnożyjący kot może mieć tak gruby brzuch(stąd imię). co prawda karmię go 2 razy dziennie ale moje koty też jedzą minimum 2 razy i są szczupłe a gruby wygląda jak nadmuchany. odrobaczyłam go 4 dni z rzędu aniprazolem i nic.
dziś pojechałam do weta po fiprexy dla całego towarzystwa i postanowiłam, że wezmę grubego na oględziny tego brzucha.
jezu, co ja z nim przez ten wyjazd przeżyłam... wyszłam z auta, wzięłam transporter i idę do lecznicy a on jakimś sposobem wyważył drzwiczki i zwiał mi!!! w nowym miejscu, w mieście, tuż przy ruchliwej ulicy i parku, jakieś 10km od domu. no myślałam, że już po nim, tym bardziej, że już całkiem ciemno było. byłam pewna, że poleci przed siebie i zniknie na dobre. wróciłam do auta, ryczeć mi się chciało, nie wiedziałam jak i gdzie go szukać, ale wzięłam pudełko z ugotowanymi żołądkami i sercami(wzięłam mu na przekąskę by był grzeczny u weta) i wołam go "kicikici" ale bez wiary, że jeszcze go zobaczę a on nagle pojawia się na parkingu! stanął, patrzył ale jak postawiłam miseczkę to od razu przybiegł i zaczął jeść no to ja go pod pache i razem z miską z powrotem do transportera. nawet się nie wyrywał, tylko jadł. doniosłam go do lecznicy, trochę pomiauczał i się uspokoił. przygotowałam naszych wetów na to, że kot się boi i może drapać. postawiliśmy go na stole a on się zaczął przytulać! pani wetka go obmacała, brzuszek jej się nie spodobał. stwierdziła, że to stary kot. postanowili mu zrobić usg czy nie ma w brzuchu płynu. wetka obróciła go na plecy a kocisko zamiast się szarpać i wyrywać i gryźć i drapać.....zaczęło mruczeć, udeptywać powietrze i wetkę to samo podczas golenia brzucha(!!!) i to samo podczas usg! płynów w brzuchu nie ma ale są jakieś brzydkie"twory", które jednak słabo było widać(muszę dopytać gdzie dokładnie były te twory). kocisko w każdym razie zachwycone badaniem, mruczał nawet podczas pomiaru temperatury


no i tak...dawno zmartwień nie miałam...a teraz jak gruby pokazał się u wetów z tak fajnej strony, to będe się o niego zamartwiać wcale nie chciałam się do niego przywiązywać, traktowałam go tak dość obojętnie, za dużo go nie głaskałam nawet by on się nie przywiązywał ale dziś coś "pykło" i grubson wlzał mi w serce.
no i tak sobie pomyślałam, że tak fajne, milusińskie kocisko zasługuje na coś lepszego niż samotne dni na dworze w mrozy...jeśli okaże się, że to jakieś raczysko w brzuszku, to będzie wymagał opieki, troski, leczenia...ja nie mogę mu tego zapewnić, bo nie ma takiej mozliwości by zamieszkał w domu



kocisko jest dość zaborcze, odgania inne kote ze "swojego" terytorium. tutaj wszyscy zakoceni...na co ja liczę?

tak czy inaczej przedstawiam grubego (na tych zdjęciach wygląda normalnie ale brzuszek ma naprawdę nienaturalny, zrobię zdjęcie z góry)