Miała być jedna kotka z małymi. Okazało się że kotki są co namnjej trzy


Czarną Zezulkę (śliczna kicia z mega zezem) namierzyłam- miejsce okropne, bo okienko wychodzi na chodnik i zaraz na ulicę, którą jeździ sporo aut. I nie ma siły, naprawdę można nie zauważyć kociaka wyłażącego znienacka spomiędzy zaparkowanych samochodów... Kociaki trzy, juz podrośnięte. Zgarnęłam. Przy próbie łapania mamy odkryłam że druga- szylkretka ma dzieciaki pod krzakiem po drugiej stronie ulicy....
No i tym sposobem mam pod opieką pięć kociaków, trzy od Zezowatej, dwa od tri (Kolorowa, jak się dowiedziałam to córka Zezowatej).
Małe są ładne, dorodne, drą pysie, jedzą. Zapchlone po uszy. Trzy czarne- dwa chłopaki, jedna babka, jeden rudy chłopak i biało- ruda kicia. Dziś zbadane, odpchlone, poza lekkim brudem w uszach nic im nie dolega.
Wizyta kosztowała 57 zł. No i potrzebne jedzonko w ilościach hurtowych- na razie głównie RC babycat szalki, jutro jadę na zakupy.
Razem z malcami, które juz miałam, mam w tej chwili pod opieką 9 kociąt....

Ale prawdziwe schody zaczynają się dalej. Mianowicie w tej chwili priorytetem jest wyłapanie kotek, żeby je ciachnąć.
Klatkę mam. Miejsce do przetrzymania mam. Transport, talony- mam!
A te cholery nie chcą się złapać i już.
Wspólpracuję z Pania, która je dokarmia, klatka stoi w miejscu normalnego karmienia. W środku frykasy. A te nic.
HELP!!!!!! Doświadczeni łapacze potrzebni!!!!!!!!!!!!