dziwna sprawa z tym bojkotem suchej karmy naprawdę, wszyscy mówią, że dla kotów jest taka beee i najlepszy jest BARF.
Na balkonie mam kotkę, dzika, poluje sobie na myszy, wróble i inne tego typu rzeczy oczywiście w miskach ma do wyboru pełną gamę, wszelkiego rodzaju mokre karmy (od wysokopółkowych po takie średniopółkowe), gotowane mięso, surowe mięso, wodę po gotowanym mięsie, chrupki (3 rodzaje) i odpowiadam co spożywa kicia (która od ok 8 lat żyła sama sobie, nikt jej nie karmił, jest zdrowa, od kilku miesięcy wykastrowana) - otóż kicia pije wodę (ok 100-150ml dziennie), zjada myszy czy wróble (ale tylko część na wysokości żołądka/jelit resztę zostawia dla mnie
) i chrupki (suchego potrafi zjeść ok 100-150 gram dziennie).
Próbowałam BARFu ba, wiem, że byłoby to zbawienne dla niej w momencie jak ją zabiorę do siebie ale praktyki powstawania mięsa w moim mieście wyglądają tak, że sądzę, że kot nawet tego mięsa nie tknie (zresztą to co jej kładę muszę wyrzucać), zwierzaki są pasione hormonami i wszelkimi g*wnami, żeby tylko się rozrosły w masie (z większości mięsa nawet dań nie można zrobić, jak to moja sąsiadka określiła - bo ja mięsa nie jadam - nawet schabowego zrobić nie można bo to chlapie, pluszczy, więcej shitu niż mięsa, i ja mam to dawać zwierzakowi????), dodatkowo mięso w sklepach po terminie jest myte i wywalane do ponownej sprzedaży, często kupowałam psu mięso i to nie jakiegoś kurczaka: cielęcinę, kaczki, indyka i po wszystkim jak nie biegunka to jakieś inne problemy. Z psami jest łatwiej bo pies może jeść wyłącznie suchą karmę i nikt go chorobami nerek nie straszy, rozmawiałam też z weterynarzem o co chodzi z tą suchą karmą i dlaczego jest taka jakaś klątwa, że to szkodliwe dla kota. Odpowiedział mi, że jeżeli kot pije w sensie pobiera wodę systematycznie to absolutnie nie ma prawa nic mu karma sucha zaszkodzić (owszem są koty, które w ogóle nie piją ale wtedy się suchą karmę namacza itp. itd.)
Naprawdę można się rozchorować czasami szukając odpowiedniego, złotego środka karmienia kotów - ja to już wysiadam. BARF w wielu miastach w Polsce odpada (brak dostępności mięsa, u mnie jest mogiła a zamawianie gotowych mieszanek mija się z celem skąd mam pewność, że po drodze się nie rozmroziło i nie zostało zamrożone ponownie, ja takich ponownie zamrażanych rzeczy zwierzakom podawała nie będę, z racji, że wiem jak za czasów mojego jedzenia mięsa mi szkodziło i jakie miałam problemy zdrowotne, żeby tym raczyć swoje pociechy), suche (każdy straszy, że kot będzie chory), mokre (wiele kotów wybrzydza i nie zjada w ogóle mokrych mimo, że różne marki już przetestowałam). I weź tu człowieku bądź mądry. Czeka mnie niedługo przeprowadzka i oczywiście zabranie całej mojej dziczy i jedyne co spędza mi sen z powiek to czym ja je do choroby jasnej karmiła będę skoro wszystko jest złe (a polowanie już niestety odpadnie, kociaki będą uwięziona w "catio").