Franuś jest zdrowy i gotowy do szukania swojego własnego domu. Domu takiego, który nigdy go już nie porzuci, który będzie go wspierał w zdrowiu i chorobie! Łapka została uratowana, ale kotek trochę na nią utyka i nie podnosi jej całkowicie, czasami zaczepia o coś. Ale zupełnie mu to nie przeszkadza w kocich gonitwach. Czy dojdzie kiedyś do całkowitej sprawności nie wiadomo, być może potrzeba na to jeszcze dużo więcej czasu.
Franuś jest wesoły, żywiołowy, lubi zabawy z innymi kotami. Ma ok. 1,5 roku, jest wykastrowany, korzysta z kuwety, ma zrobione testy FeLV/FIV, oba ujemne. Szuka domu wyłącznie niewychodzącego, najchętniej już z jakimś młodym kotkiem.
Czy jest gdzieś taki domek który pokocha Franusia??

Kontakt w sprawie adopcji Franusia: zuzinka96@wp.pl
Franuś to kotek który miał umrzeć. Bo się zepsuł! Kotkowi zepsuła się co prawda tylko łapka, ale chodził po domu i brudził krwią. I to był wystarczający powód, żeby uśpić kota, nikt przecież kota nie będzie leczył, bo nie ma na to pieniędzy. Właściwie to kot i tak miał szczęście, że były święta i nikt z domowników "nie miał do tego głowy", bo kot miał zostać zlikwidowany domowym sposobem.
Średniowiecze?? Nie, XXI wiek. I polska wieś....
Tak było 2 miesiące temu. O leczeniu Franusia pisałam trochę w swoim wątku (od 87 strony gdzieś na dole) viewtopic.php?f=1&t=70445&start=1290
Łapka była uszkodzona, na stopie był krwiak i duży obrzęk. Do tego nie było czucia w całej łapce, ale złamania kości nie było żadnego - prawdopodobnie coś ciężkiego spadło mu na stopę i kot próbując się wyszarpać uszkodził ją całkowicie. Ale to jest tylko nasze przypuszczenie, uraz był stary i nie wiadomo, co tak naprawdę się stało. Doktor też podejrzewał jeszcze, że kot mógł dostać porządnego kopa.
Kotek jest u mnie już 2 m-ce i cały czas leczymy łapkę. Przez ponad 1,5 miesiąca Franuś miał opatrunek na stopie, bo inaczej (urażając ją ciągle w czasie chodzenia) nie miałaby szans się zagoić. Co drugi dzień przez ten czas jeździłam z nim na zmiany opatrunku, w końcu stópka się zagoiła. Czucia w łapce nie było, kotek brał zastrzyki Nivalinu i Milgammy, w trakcie leczenia niby wróciło czucie w wyższych partiach łapki (mniej więcej za kolanem w górę), na dole czucia ciągle nie było. Ale było ukrwienie, poduszeczki różowe, łapka była ciepła, Franuś na niej chodził. Krzywo bo krzywo ją stawiał, często rozjeżdżała mu się na śliskich powierzchniach (płytki, panele), czasem mu się tylne nóżki zaplątały jak za bardzo hulał – ale na łapce stawał.
W poniedziałek byłam z nim na kontroli, bo skończył drugą serię Nivalinu i Milgammy. Doktor badał czucie i... okazało się, że wszystko się cofnęło, czucia nie ma w całej łapce! Wet mówi, że uraz był stary i dlatego przewodnictwo nerwowe zanikało zamiast się poprawiać. Ale dokąd mu ta łapka nie przeszkadza to może na niej chodzić, gdyby zaczęła przeszkadzać to trzeba będzie amputować. Już to mnie załamało, bo 2 m-ce leczenia i co? i nic, żadnej poprawy?

A wieczorem przyszłam z pracy, a Franusiowi łapka wisi bezwładnie



Wczoraj wykonaliśmy zdjęcia rtg i wyszło złamanie kości w stawie skokowym. Doktor twierdzi, że w tym stanie to medycznym wskazaniem jest tylko amputacja łapki. Noga jest odnerwiona, nie będzie się goić. Do tego kilkutygodniowe unieruchomienie gipsem spowoduje dalsze zanikanie mięśni (w uszkodzonej łapce jest zanik mięśni, ale mieliśmy to ćwiczyć z nadzieją, że mięsień się z czasem odbuduje).
Wet mi powiedział, że oczywiście ja mam podjąć decyzję co do założenia gipsu i próby ratowania łapki, ale gwarancji nie daje żadnej.
A ja nie wiem, jaką decyzję mam podjąć! Czy jest sens ratować łapkę, która jest bez czucia, nie ma nerwów i szansy na ich odbudowę raczej żadnych? Z kolei wydaje mi się, że łapkę amputować to najprościej. Ale ona przecież już nie odrośnie...
Boję się, żebym nie podjęła złej decyzji


To Franuś, jeszcze z opatrunkiem na łapce







