Uderzcie w stół a nożyce się odezwą
Wreszcie złapałam oddech i siadłam sobie przed komputer. Tak napiętego sezonu to ja dawno nie pamiętam a może wcale.
Z chłopakami włochatymi wszystko w miarę w porządku, Krówciunia już bezjajeczny, choć decyzja ta wymagała ode mnie tak długiej mobilizacji, że zanim się z tą mobilizacją wzięłam za bary, to Krówciunia radośnie obszczał mi wszystkie kąty.
Koniec końców moja leciwsza już matka, która przejechała sześćset kilometrów, żeby zajmować się chłopakami, kiedy ja będę na wyjeździe popukała mnie przez telefon palcem w głowę i zaordynowała : "Albo natychmiast umawiasz weterynarza, albo wyjeżdżam"
Przyciśnięta (wirtualnie) do zaszczanego kąta, umówiłam, posłusznie wróciłam ze świata pracy, zawiozłam i stało się
.
Matka rzekła : "No !"
Osobną częścią mogłyby stać się moje przygody samochodowe, które pewnie zapełniłyby już zeszyt szesnastokartkowy, ale co się dziwić, jak prowadzi ktoś, kto nie odróżnia prawej strony od lewej
i nie zapamiętuje kierunku
( no nie, już jest troszeczkę lepiej, wiem gdzie jest ...prosto
)
Praca w miasteczku zagubionym w niebycie, myślę, że to tam jest ten punkt w kosmosie, gdzie kończy się tunel czasoprzestrzenny i skąd na naszą planetę przedostają się przedstawiciele obcych cywilizacji.
Wodnego porządku pilnuje Wielki Korkowy, bez względu na pogodę w rozwianym czarnym płaszczu steruje pływami jeziora i zarządza, kiedy jego wody mają spłynąć ku ziemiom australijskim (czasem odtyka korek wcześniej, zaciągnąwszy jezioro mgłą, wtedy wiadomo, że w Australii są zawody rybackie
)
c.d.n.
c.b.d.u.