Święta Krowa II miał(a) więcej szczęścia, urodził(a) się dzień później, pozostawiona(y) sam(a) sobie pełzał(a) po placyku parkingowym trafił(a) do mnie wraz z pukaniem w drzwi.
Krowy miały starszych braci i siostry, widziałam ich pod schodami, widziałam ich, kiedy czołgałam się z latarką, są brunatni i płascy.
Święta Krowa II jest już wielkim Krówskiem, kończy czwartą dobę życia i wypija zawrotną ilość prawie dziesięciu mililitrów na raz, początkowo było to zaledwie nędzne półtora mililitra.
Święta Krowa II nie ma lekko, wiedzie twardy i spartański żywot, nie ma termoforów i poduszek elektrycznych, jest wrzątek w słoiku, butelce po coli, ludzkie mleko w strzykawce z wentylkiem. Sterylnie też nie ma, nie. Krowa podróżuje, przemieszcza się, do przodu, do tyłu, w górę, w dół, w kartonie, transporterku, za pazuchą.
Z środy na czwartek Krowa umierał(a), przeżył(a), na razie.
Krowa nie ma oczu (jeszcze), ale ma humory i zachciewajki, robi miny i daje do zrozumienia. Niezastosowanie się grozi włączeniem syreny alarmowej.
Krowa, bo krowa, tyle, ze mikroskopijna. Święta, bo wychowuje się w kościele, pilnie uczestniczy w mszach i nabożeństwach. Przychodzi ze mną rano, wychodzi wieczorem. Karmiona ukradkiem za ołtarzem, w kruchcie, pod murem, na rusztowaniu na wysokości ośmiu metrów.
Krowa chce żyć. Czy da rade ?
Nigdy wcześniej nie odchowywałam takich kociąt, Krowa trafiła do mnie jak miała około pięć godzin.
Krowa :




