Postanowiłam wrócić do starego dobrego zwyczaju opisywania akcji, a przynajmniej części z nich
Na pewno nie dam rady opisywać wszystkich, ale postaram się przynajmniej te ciekawsze
W dzisiejszych planach były 2 punkty, z czego pierwszy o tyle nietypowy, że karmiciel miał zanęcić koty do mieszkania i miałyśmy polować na nie w środku mieszkania
Niedługo przed akcją dostałam telefon, że jeszcze innemu Panu, w okolicy miejsca akcji udało się zwabić ciężarną kotkę wolno żyjącą na balkon i zamknąć ją tam. Dobra, obiecałam przyjechać od razu na początku. Miałam wizję dzikiej kotki szalejącej po balkonie, więc w ramach osprzętu zadbałam przede wszystkim o grube rękawice, 2 pary - dla mnie i dla Agnieszki.
No cóż, okazało się, że kotka jest bardzo miła, przyjazna, mrucząca (tak, przytulając ją pomyślałam z pewną ironią o tych 2 parach rękawic przeznaczonych do łapania jej). Od jesieni się błąka po okolicy, ale do tej pory nie dawała się nikomu głaskać. No cóż, jest kotna, więc wiadomo od czego zaczniemy znajomość. A potem chyba trzeba ją będzie jednak ogłosić, bo przemiła...
Zaczęło się więc uroczo
Dalej było jeszcze lepiej. Karmicielce z drugiego miejsca obiecałam pomóc w przejrzeniu i odrobaczeniu maluchów, które postanowiła wziąć z piwnicy do mieszkania. Zadzwoniła do mnie z rozpaczą, że jej się wyrwały z kontenerka i biegają luzem po klatce schodowej. No dobra, jedziemy na sygnale łapać. Gnojki miały 3 miesiące i cholernie dobrą kondycję, a kamienica 5 pięter
Jak ciężki miałam oddech po zakończeniu akcji może nie opiszę, ale udało nam się zakończyć ją z oboma maluchami w transporterze i tylko jedną raną ciętą na dłoni karmicielki, która nam bardzo dzielnie pomagała. Oba maluchy to śliczne marmurkowe kocurki, będą z nich śliczne koty
Są już bezpieczne, w mieszkaniu.
Następnym punktem programu było łapanie kotów w mieszkaniu sąsiada na parterze. Nie całkiem udane
bo koty owszem były w mieszkaniu, ale sąsiada nie było
Zastawiłyśmy klatkę, bo okno było otwarte. No i się zaczęło. Zlazły się koty z okolicy. Pierwszy pojawił się kastrowany kocurek, wlazł Agnieszce na ręce i generalnie nie chciał się dać spławić. Potem pojawiła się czarna kotka z naciętym uchem, również przemiła. Musiałyśmy to towarzystwo pozamykać, bo nam łapki zamykały
Po dłuższych czatach pojawiła się wreszcie główna oczekiwana - wielka bura kocica. Niezwykle gadatliwa, też ewidentnie była kotem domowym. Ale ona ma przynajmniej mieszkanie do którego może sobie stale wchodzić - i z tego korzysta. Nie będzie więc szukać domu. Na deser złapał się jeszcze wielki pełnojajeczny kocur. Dwa pozostałe pan ma próbować złapać do transporterów jutro.
Ostatni zaplanowany na dziś kocur - nie pojawił się w miejscu karmienia. Pewnie jakaś imprezka go zwabiła. Tak więc wyprawę zakończyłyśmy łupem 2 kotki i 1 kocur, z czasem akcji równym 5 godzin.
W międzyczasie Marcin przywiózł z zupełnie innego miejsca Bardzo Chorego Staruszka. Wstępne oględziny mówią, że albo ma walnięte wszystko i nic z niego nie będzie albo to tylko sprawa zębów. Biedaka czeka diagnostyka i na pewno rwanie zębów, pytanie tylko czy pozwoli się porządnie obejrzeć bez sedacji... Negocjujemy jego stopień zaufania do ludzi. Jedno co dobre - ma apetyt. Płynnego troveta wciągnął bez wahania.
A jutro można nas spotkać na OchKocie
https://www.facebook.com/Fundacja.JOKOT ... =1&theater