A kto by tam chciał czytać takie dyrdymały, zwłaszcza że smuty straszne ciągnę ostatnio... dla najwytrwalszych
Niech się zadzieje
i „Yeeeees!!!”, jak napisała morelowa
Nikt mi nigdy nie wmówi, że zwierzęta zapominają. Pamiętają skubańcy. Pamiętają. Piotrek najwyraźniej sprawdzał czy w starych kątach nic się nie zmieniło, gdy go nie było. Przywitał się ze wszystkimi. Pamiętali go. Obwąchał dokładnie wszystkie kąty. Do mnie z dystansem i strzelił lekkiego focha, nie reagował na imię. Ale długo nie wytrzymał i jak go rano zawołałam, pędził z końca mieszkania, aż uszy mu się kładły. Nawet do posiłku stanęli dokładnie w tych miejscach, w których zawsze jedli.
Franuś leczy jeszcze duszę. Jeszcze jest trochę smutny, ale też poznał wszystkie miejsca, wszystkie koty.
Maurycy odpuszcza pomału. Zupełnie przestał już syczeć. Franek patrzy na niego jeszcze niepewnie, ale Piotrek już stworzył z Maurycym „silną ekypę” i szaleją, że ściany drżą.
Troszkę są zbyt radośni, jak na możliwości chorutków. Kardamon bardzo się denerwuje, Maniek jakoś tak zdrobniał i zacichł w sobie...
Nie wiem jeszcze jak powinnam postąpić. Które zło będzie mniej złe. Szukać chłopakom domu? Kolejny raz? Narazić ich znowu na tak wielki stres dla spokoju i lepszego zdrowia starszaków?
Zostawić ich, żeby ich eksplodująca każdym porem radość życia udręczała chorowitków, skracała im życie? Minął tydzień dopiero. Wszyscy jakoś tam się trzymają. Zobaczę jak się będzie rozwijać sytuacja, ale żadna opcja nie jest dobra. Za każdym razem ktoś ucierpi. Jak mam ocenić, kto bardziej?
piechniczko, spojrzałam w Twój podpis. Jutro mija rok bez Uschki