Przepraszam, Dziewczyny
Nikt nie nasikał do kompa (tfutfu), choć zalań nie brakuje. Kompika można złożyć jak lapka i ustawić w miejscu mało wygodnym. Na razie się udaje
Jakoś tak... mi się nie chce... nic...
Wstydzę się tego okropnie.
Wpadłam w nastrój zrzędząco-marudzący i nie nie mam sumienia zatruwać nikomu życia smętną pisaniną.
16 października minęły dwa lata odkąd straciłam pracę i coraz bardziej czuję się jak... ech...
Maurycy, który miał być bardzo awaryjnym tymczasowym tymczasem, zasiedział się. Pokochałam drania. Oczywiście
Dostał nagle paskudnej biegunki. Ja w histerię, że to może jest początek... nie napiszę świństwa. Żeby nie podpowiadać
Biegunka przeszła. Ale ja tropię, węszę, macam brzuszek, świruję
Fajny jest. Taki bury-bury. Długonogi. Gaduła. Obrzydliwy przylepiec.
Dziś późnym wieczorem jadę z kundlem do wetki. Kochana piechniczka nas zawiezie.
Po drodze odbierzemy dwa kocurki-malwiniaki po utracie skarbów (z tej piątki kociąt z kotką, co sobie latem przygruchałyśmy).
Gamoń to oddzielna historia. Moje szczęście-i-nieszczęście. Leje po domu jak sikawka strażacka. Cukier mu lata jak potłuczony. Dał chłopak nieźle popalić Korciaczkom. I wciąż jest w ciągu. Jest już bardzo zmęczony. Bardzo. Dziś zmieniamy insulinę. Niech zadziała. Proszę.
Uaktywnił nam się herpes. Myślę, że nieokiełznana radość życia Maurycego ma w to niezły wkład.
Maniek - pirat dwuoczny ma trzy rodzaje kropli trzy razy dziennie, Wojtuś i Kardamon dwa rodzaje, Bodzio na razie jeden.
Będą zdjęcia i coś mniej marudnego. Tylko za chwilę