» Pt maja 21, 2004 0:11
Koty moje a jednak niczyje (cdn.)
Od trzech lat codzinnie wieczorem ( a czasem w ciągu dnia) serwuję kotkom moim a w sumie niczyim "miski". I choć początek w sensie kociej frekwencji wydawał się niewinny to zeszłoroczny plon okazał się urodzajny a zima niestety bardzo okrutna. I nie miały tu szansy moje domki; (jeden z nich, ten po stronie "getta" stał ponad miesiąc, ten od strony podwórka zniknął natychmiast) mróz zabił kilka młodych kotków w tym znalazłam jednego, którego ciałko odkryłam wieczorem w miejscu, gdzie zwykle karmię kotki. Płakałam całą noc. W pierwszej chwili miałam żal do siebie, potem do świata za to, że szaraczek został skazany na śmierć zwyczajnie, przez obojętność. Teraz jest wiosna a kotków prawie dwadzieścia: 3-letnia jednookoka moja ulubiona, jej matka lękliwa, dwoje kicików jednookiej w tym Księżniczka(jej historię opowiem póżniej), Maciuś czarnobiały z zeszłorocznego miotu zimowego tylko on przeżył, Lolek bardziej biały niż czarny-super towarzyski gość i cała reszta, która łamie mi serce, bo pierwszy raz od trzech lat myślę, że chyba sobie nie radzę.