Na początku od razu mówię, że do weta wybieram się jutro. Albo w poniedziałek, jeżeli powiecie, że można tyle czekać
I od razu mówię, że dla kota wyprawa do weta to jest mega stres
Kot Maciek, lat 14. Do tej pory wymiotował w miarę regularnie, średnio raz na 2 tygodnie coś zeżarł (typu wyciągnięty kawałek kwiatka długości 2 mm) albo wymiotował kłakami. Czasem okresy przerw były dłuższe. Wetka mówiła, że dopóki te wymioty są w miarę regularne (jak dla kota), nie ma żadnych zmian poza tym, to po prostu tak się odkłacza i ma taki przewód pokarmowy itp.
Od około tygodnia kot wymiotuje częściej. To znaczy ze dwa razy na początku wymiotował kłakami, a potem z 4 razy (każdy raz innego dnia) wymiotuje wodą albo pianą. Brzmi to może strasznie, ale to nie są duże wymioty, kot się przy nich nie męczy (bardziej niż zwykle), po prostu wypluwa tę wodę i tyle. I to jest raz dziennie.
Zachowanie bez zmian, kot jest żywotny, nie jest osowiały, chce się bawić, nie robi nic nietypowego, nie kładzie się w nietypowych miejscach itp.
Pije normalnie, je trochę mniej tak od 3 dni, ale je.
Kuweta - bez zmian, załatwia jedno i drugie.
W sumie jedyna różnica jest taka, że od 4 dni codziennie kot regularnie wieczorem robi "bleeeee" pianą czy wodą, no i trochę mniej je.
Gdyby rzygał częściej, albo bardziej intensywnie, albo zmieniłoby się jego zachowanie itp. na pewno po pierwsze wcześniej tej problem byłby zauważony, a po drugie już bylibyśmy u weta.
Aha, od 3 dni dostaje codziennie pastę odkłaczającą, bo może to jest po prostu zakłaczenie?
Ale gdy mieliśmy problem z zakłaczeniem u drugiego kota, to Eryk nie jadł, leżał osowiały i widać było od pierwszego dnia, że jest po prostu chory.